Jesienne manewry wojsk Rosji na terenie Białorusi mogą być wykorzystywane do wywierania nacisków politycznych na Zachód czy straszenia krajów bałtyckich, ale atak na te kraje oznaczałby wojnę z NATO i USA, a tego Rosja nie ma w planach, nie jest też do tego gotowa – uważa ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego dr Wojciech Szewko.

„Jakkolwiek te manewry mogą być wykorzystywane do jakiegoś nacisku politycznego, czy wywoływania paniki w krajach Europy środkowej i wschodniej, to oczywiście żadna wojna nam nie grozi, ponieważ Rosja pomimo swego dużego potencjału wojskowego nie jest żadnym przeciwnikiem dla Stanów Zjednoczonych czy dla zjednoczonego NATO” – powiedział PAP Szewko.

Jak podkreślił, są przesłanki żeby przypuszczać, że ćwiczenia wojskowe „Zachód-17”, jakie mają się odbyć jesienią na terenie Białorusi, mogą być jednymi z największych manewrów w historii współczesnej Rosji, a podstawowym źródłem tej informacji jest ogłoszony przetarg na przewóz sprzętu wojskowego, w którym wyspecyfikowano zamówienie na ponad cztery tysiące wagonów. „To jest rzeczywiście ponad 30 razy więcej niż w przy okazji poprzednich ćwiczeń” – zaznaczył Szewko. „Zakłada się, że jest to liczba wagonów potrzebna do przerzucenia jednej całej armii pancernej na granice Polski” – dodał. Podkreślił, że "to jedyny taki zobiektywizowany sygnał".

To – jak zaznaczył - wzbudziło zaniepokojenie białoruskich analityków (którzy upublicznili w ubiegłym roku te informacje), że „jak Rosjanie wejdą w takiej liczbie, to nie wiadomo, kiedy wyjdą i czy kiedykolwiek wyjdą”. Szewko przypomniał, że w czasach Związku Radzieckiego, w doktrynie obronnej NATO zakładano, iż ówczesny Układ Warszawski jest zdolny do niemal natychmiastowego przejścia ze stanu manewrów wojskowych do stanu wojny.

Z punktu widzenia militarnego - zaznaczył ekspert - Rosjanie mają „wielką przewagę wojskową”, gdy wziąć pod uwagę potencjał obronny samych państw bałtyckich i Polski, ale potencjalny atak na te kraje oznaczałby dla Rosji rozpoczęcie „wojny na pełną skalę” z NATO i z USA. „Rosja nie jest gotowa ani militarnie, ani politycznie do wojny ze Stanami Zjednoczonymi” – dodał Szewko.

Reklama

W jego ocenie powody do obaw ma Ukraina, bo gdyby ta rosyjska armia tam weszła, to „Ukraina jest absolutnie nie do obrony i wie o tym”. „Nie będąc członkiem NATO i nie będąc formalnie sojusznikiem Zachodu, tak naprawdę będzie mogła liczyć tylko na siebie” – powiedział Szewko.

>>> Polecamy: Zachód nie rozumie, jak funkcjonuje Rosja. Oto prawdziwe oblicze autorytaryzmu

Ekspert zaznaczył, że prowadzenie manewrów wojskowych przez jedno państwo, czy wysyłanie okrętów na granice drugiego kraju to „nic nowego” i służy przede wszystkim demonstrowaniu swojej obecności, „prężeniu muskułów”. „Mamy do czynienia z pewnego rodzaju teatrem. Strony pokazują, jaką to nowoczesną broń testują, przemieszczają jakieś wielkie liczby żołnierzy po to, żeby druga strona wiedziała, że oto my jesteśmy gotowi do obrony, że jak spróbują nas napaść, to użyjemy tego wszystkiego przeciwko nim” – powiedział Szewko.

Jego zdaniem Europa Zachodnia, która obserwowała przez cały okres Związku Radzieckiego sytuację „o mało co wojenną”, teraz lekceważy rosyjskie działania. „Uznaje, że jest to po prostu kolejne propagandowe +prężenie muskułów+, po to, żeby wzbudzać panikę, głównie w krajach Europy Środkowej, i ewentualnie wymuszać jakieś koncesje na zachodzie jak np. zniesienie sankcji. Uznania aneksji Krymu czy Donbasu i tak nikt Rosji w obecnej sytuacji geopolitycznej nie da” – powiedział.

Ekspert podkreślił jednocześnie, że współczesnej sytuacji międzynarodowej nie da się porównać z okresem tzw. zimnej wojny, „gdzie rzeczywiście palce spoczywały na guzikach i na spustach i aż świerzbiły obie strony”.

Jego zdaniem ważne są obecnie „wspólne sygnały” dotyczące obowiązywania artykułu piątego NATO, mówiącego o tym, że atak na któregoś z członków powinien być interpretowany przez pozostałych jako atak na nich samych. Bardzo ważne jest również wspólne i na zadeklarowanym poziomie wydatki na poszczególne armie NATO.

„Dlatego tak ważne jest konsekwentne i nieustępliwe prezentowanie wszystkich tych elementów, które stanowią funkcje odstraszającą sojuszu obronnego. Wszystko to na wypadek gdyby w Rosji ktoś jednak miał jakieś głupie pomysły wobec państw NATO, choć to jest bardzo mało prawdopodobne” – powiedział Szewko.

>>> Czytaj też: Rosjanie mogą skierować do walki nawet 40 tys. żołnierzy w ciągu 2-3 dni