Australia, która dysponuje jednymi z największych złóż gazu na świecie, i która sprzedaje surowiec na chłonne rynki azjatyckie, ma poważny problem - na wschodzie kraju w przyszłym roku może zabraknąć gazu.

Samowystarczalność i bezpieczeństwo energetyczne mają swoją cenę. Zrozumiał Peter Gett, australijski farmer z Narrabri, który zgodził się 7 lat temu, aby na jego posesji wykonano trzy odwierty służące do wydobycia gazu z łupków. Odwierty wykonał Santos Ltd. – trzeci największy producent energii na Antypodach.

Większość sąsiadów Getta nie podziela jego entuzjazmu ws. wydobycia gazu. Lokalna społeczność obawia się bowiem, że wydobycie surowca spomiędzy podziemnych warstw węgla zatruje studnie głębinowe. W ubiegłym roku aresztowano 45 protestujących, którzy przykuli się do maszyn wiertniczych.

„Ludzie, którzy nie są w to bezpośrednio zaangażowani, boją się i pozostają sceptyczni” – komentuje Gett. „Mieszkańcy podzielili się niemal po połowie” – dodaje.

Początkowo energetyczny gigant Santos planował wykonanie 850 odwiertów na terenach gospodarstw i lasów, które otaczają należące do Petera Getta ziemie. Jak dotąd, firmie udało się wykonać tylko 16 odwiertów.

Reklama

W ten sposób w krótkim czasie słynąca z hodowli owiec australijska miejscowość znalazła się w samym centrum narodowej debaty. Lokalna społeczność oraz obrońcy środowiska wypowiedzieli wojnę koncernom wydobywczym i konserwatywnemu rządowi, który chce zapewnić Australii bezpieczeństwo energetyczne.

Jak Australia wpakowała się w energetyczny problem?

10 lat temu amerykańska rewolucja łupkowa zamieszała na światowym rynku gazu. Okazało się, że Australia dysponuje jednymi z największych zasobów tego surowca na świecie. Kraj planował, że prześcignie Katar i stanie się największym eksporterem gazu LNG. Perspektywa ta wydawała się bardzo kusząca, tym bardziej, że państwo to sąsiaduje z bardzo chłonnymi rynkami azjatyckimi, które chętnie przyjmują australijski surowiec. Australijskie firmy podpisywały więc umowy eksportowe.

Okazało się jednak, że pomimo istnienia ogromnych zasobów gazu, Australii zaczęło brakować surowca na potrzeby rynku wewnętrznego. Powód? Należące do Santosa pola gazowe nie były tak wydajne, jak to początkowo zakładano. W konsekwencji firma musi teraz dokupić surowiec na rynku wewnętrznym, aby wywiązać się z eksportowych zobowiązań. To z kolei sprawia, że rynek wewnętrzny staje w obliczu zbyt niskiej podaży gazu.

Problem jest na tyle poważny, że w przyszłym roku elektrowniom zlokalizowanym na wschodzie kraju, gdzie żyje najwięcej ludzi, może zabraknąć błękitnego paliwa, a Australia rozważa budowę terminala LNG, dzięki któremu sama mogłaby importować surowiec na potrzeby rynku wewnętrznego.

W odpowiedzi na sytuację kryzysową energetyczny gigant Santos postanowił zaangażować się w projekt gazowy w Narrabri w stanie Nowa Południowa Walia. Zasoby wokół tego miasta miały pokryć połowę zapotrzebowania całego stanu, a każda kropla gazu miała zostać w kraju - obiecywała firma.

Opór mieszkańców

Pojawiły się jednak kolejne problemy – opór ze strony lokalnej społeczności. Dla Petera Getta, który udostępnił Santosowi swoje ziemie w celu wykonania odwiertów, sprawa nie istnieje. Australijski farmer otrzymuje rocznie od Santosa 30 tys. dolarów rocznie. Inni jednak obawiają się, że szczelinowanie naruszy warstwy wodonośne i doprowadzi do zatrucia wody, która jest wykorzystywana przez farmerów. Pojawiają się także wątpliwości odnośnie do wielu ton soli, które są efektem ubocznym wierceń.

Santos stoi na stanowisku, że złoża gazu pod Narrabri są umieszczone pomiędzy warstwami węgla i do ich wydobycia nie będzie potrzebne szczelinowanie hydrauliczne. To ostatnie polega na wstrzyknięciu w skały mieszaniny piasku, wody i chemikaliów, aby uwolnić surowce zamknięte w łupkach. Firma twierdzi, że aby wydobyć gaz z Narrabri, wykona tylko wiercenia wertykalne i horyzontalne, a gaz wówczas w naturalny sposób uwolni się sam. Dodatkowo energetyczny gigant deklaruje, że odwierty pokryje warstwą stali i cementu, aby zabezpieczyć warstwy wodonośne.

Mimo to farmerzy z Narrabri nie ufają Santosowi. Lokalna społeczność boi się, że może podzielić los mieszkańców oddalonego o 530 km stanu Queensland. Znajdują się tam jedne z najwcześniej odkrytych złóż gazu w kraju. W mieście Roma, gdzie w 1900 roku odkryto złoża błękitnego paliwa, farmerzy i lokalna społeczność od lat skarżą się na wycieki gazu, skażenie wody i groźby ze strony koncernów. Santos jest w Queensland jednym z trzech operatorów, którzy wydobywają tam gaz.

Sally Hunter, która jest właścicielką farmy oddalonej o 48 km od Narrabri, wychowała się w miejscowości Roma i przyznaje, że nie ufa koncernom wydobywczym. „To właśnie tu rodzi się mój sceptycyzm. Ludzie kiedyś nie wiedzieli, że mają jakiś wybór”.

Bruce Clement, dyrektor z Santosa odpowiedzialny za projekt w Narrabri, przyznaje, że odwierty budzą wielkie emocje. „Rozmawiam z całkiem inteligentnymi ludźmi z wyższym wykształceniem którzy po prostu stwierdzają, że pozyskiwanie gazu z węgla jest złe. Gdy jednak pytam ich, na czym polega pozyskiwanie gazu z węgla, to nie potrafią mi nic odpowiedzieć. To głupie, że wykształcone osoby kształtują swoje opinie bez zdobycia jakiejkolwiek wiedzy” - uważa Celement.

Firma, którą reprezentuje Clement, czyli Santos, jest obciążona długiem wysokości 3,5 mld dol., a jej akcje są najtańsze od 20 lat. Santos działa zatem pod presją – nowe przedsięwzięcia muszą się opłacać.

W 2013 roku w Narrabri doszło do wycieku skażonej wody przy okazji pozyskiwania gazu z węgla. Wzbudziło to niepokój lokalnej społeczności. Bruce Clement niechętnie przyjmuje winę za to wydarzenie i twierdzi, że jego firma posiada sprawny system monitoringu środowiska. Dodaje, że część odpowiedzialności spoczywa na rządzie, który zgodził się na to.

Peter Gett, farmer, który pozwolił Santosowi na wiercenia na swojej ziemi, przyznaje, że w jego przypadku o zgodzie zdecydowały pieniądze. „Szczerze mówiąc, gdyby ta firma przyszła na moją ziemię i nic z tego bym nie miał, to nikt by się nie zgodził na wiercenia” – wyjaśnia.

W obliczu braku dowodów na szkodliwość obecnych praktyk Santosa, Gett jest skłonny wydać zgodę na kolejne wiercenia. „Jeśli chcą wykonać kolejne 12 odwiertów, zgodzę się” – dodaje.

>>> Czytaj też: Chile to wielki kłopot KGHM. Polski czempion jednak zaatakuje nowe zagraniczne rynki