Najgorsze zdjęcia z zagranicznej podróży dopadają ludzi zwykle kilka tygodni po powrocie do domu. Wyglądają dość podobnie - widać twarz siedzącego za kierownicą i numery rejestracyjne auta. Istotniejszy od fotografii jest załącznik. Zawiera informacje o przekroczeniu prędkość i wezwanie do zapłaty. Kwoty bywają niebagatelne. I są wyrażane w walutach, którymi z reguły nie posługujemy się na co dzień.

Co mi zrobisz, jak mnie nie złapiesz?

W pierwszej reakcji na zagraniczny mandat kierowcę zazwyczaj ogarnia mieszanka rozżalenia i złości. Przez głowę mkną myśli: “Że też nie mogli sobie darować... Że musieli akurat mnie ustrzelić...”.

Gdy mija złość, najczęściej zaczyna się etap buntu i działania. Polega na przeczesywaniu internetu, obdzwanianiu znajomych, by dowiedzieć się, co się może stać, jeśli nie zareagujemy na wezwanie. Poszukiwanie wiarygodnych źródeł informacji, wykładni prawa oraz opowieści rodaków, którzy także wpadli w oko fotoradaru za granicą, a unijny system wymiany danych posłużył do namierzenia ich nazwiska oraz adresu na bazie numerów rejestracyjnych auta.

Reklama

Na ogół nikt nie spieszy się, aby rozstać się z równowartością np. 100 euro. Naprędce znajdą się pilne potrzeby lub dużo lepsze pomysły na spożytkowanie takiej kwoty. Łatwo też znaleźć dla siebie usprawiedliwienie. Np. coś w rodzaju: droga była przecież pusta, prędkość tylko trochę za duża, a w ogóle to inni łamią przepisy o wiele częściej... Dlatego chcemy się dowiedzieć, czy da się z tej sytuacji wybrnąć bez szwanku dla portfela.

Strach byłoby tam wrócić

Z zagranicy do Polski docierają z reguły wezwania mandatowe. W wypadku zlekceważenia takiego wezwania, po roku czy dwóch latach sprawa może się przedawnić. I to byłaby wersja optymistyczna dla kogoś, kto zamierza się wymigać od płacenia. Istnieją jednak co najmniej dwie wersje pesymistyczne.

Na kłopoty można się narazić już w chwili, w której wrócimy do kraju, w którym pozostały nieuregulowane rachunki. Wystarczy niezawiniona stłuczka czy rutynowa kontrola, a funkcjonariusze z pewnością upomną się o zaległości. Policji np. w Niemczech może nie interesować żarliwe tłumaczenie, że kierowca nie ma przy sobie gotówki.

Strach przed ponowną zagraniczną podróżą nie zamyka jednak kłopotliwych następstw zlekceważenia pisma ze zdjęciem i informacją o przekroczeniu prędkości. Pozostawione bez odpowiedzi wezwanie mandatowe zmieni się w mandat i do polskiego sądu trafi wniosek o ukaranie sprawcy wykroczenia. Wnioskodawca może wprawdzie uznać, że sprawa nie jest warta zachodu. Trzeba zadbać o przysięgłe tłumaczenie dokumentów, podobnie rzecz miałaby się z zeznaniami świadków. Mimo to w polskich sądach odbywają się już sprawy o zagraniczne mandaty i nie są to wyjątki. Zagraniczne instytucje, poprzez firmy windykacyjne, dochodzą od polskich kierowców nawet należności za nieopłacone parkowanie.

Karę wymierzoną w euro najlepiej płacić w euro

Co w sytuacji kiedy kierowca, otrzymawszy wezwanie, poczuwa się do winy, woli zapłacić, by spokojnie spać i nie bać się wyjazdu za granicę? Na wezwaniu mandatowym na pewno widnieje konto oraz IBAN, czyli międzynarodowy numer rachunku bankowego, a także numer postępowania w danej sprawie. Pozostaje kwestia dokonania przelewu. Można to zrobić ze złotowego rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego. Jednak po dokonaniu operacji okaże się, że banki pobrały prowizje za przewalutowanie i transfer pieniędzy. W skrajnych wypadkach kwota dodatkowych kosztów może przekroczyć wysokość kary. Taniej wyjdzie skorzystanie z przelewu SEPA, wtedy prowizja najczęściej wynosi 5 zł. Jednak nie wszystkie banki realizują takie operacje. Tanio i z bezpośrednim dostępem do walut można zrealizować operację poprzez kantor w sieci realizujący opcję przelewów walutowych. W serwisie Cinkciarz.pl konto można założyć poprzez internet - szybko, nie wychodząc z domu, i bezpłatnie, by następnie kupić tam po korzystnym kursie wybraną walutę i zlecić przelew mandatu z prowizją - 5 zł. Uwaga, aby urząd nie miał problemów z rozpoznaniem nadawcy przelewu warto podczas realizacji transakcji dopisać własny tytuł przelewu np. numer mandatu.

Najlepiej zdjąć nogę z gazu

W Polsce przyjęła się niepisana zasada, że przekroczenie prędkości o mniej niż 10 km/h najczęściej uchodzi kierowcy bezkarnie. Znani z przywiązania do porządku Niemcy nie miewają podobnych rozterek. Wlepiają mandaty nawet wtedy, gdy fotoradar uchwycił samochód jadący o kilka kilometrów za szybko.

Mandatowe widełki za przekroczenie dopuszczalnej prędkości w naszym kraju rozciągają się od 50 do 500 zł. W Niemczech istnieją drobne różnice dotyczące łamania zasad w terenie zabudowanym i niezabudowanym, a taryfikator wygląda następująco: do 10 km/h - 15 euro, o 11-15 km/h - 25 euro, o 16-20 km/h - 70 euro, o 21-25 km/h - 80 euro, o 26-30 km/h - 95 euro, o 31-40 km/h - 160 euro, o 41-50 km/h - 240 euro, o 51-60 km/h - 440 euro, powyżej 60 km/h - 600 euro.

Także słowacki kodeks drogowy karze przekraczających prędkość bez pardonu: (taryfikator poza terenem zabudowanym) do 6 km/h - upomnienie, o 6-15 km/h - 20 euro, o 15-25 km/h - 40 euro, o 25-29 km/h - 50 euro, o 29-35 km/h - 100 euro, o 35-40 km/h - 200 euro, o 40-45 km/h - 300 euro, o 45-50 km/h - 400 euro, o 50-55 km/h - 500 euro, o 55-60 km/h - 650 euro, powyżej 60 km/h - 650 euro i więcej: wniosek do sądu.

W Czechach też nie warto łamać przepisów, ponieważ za przekroczenie prędkości do 20 km/h zapłacimy 1000 koron, o 20-30 km/h - 2500 koron. W Czechach trzeba też się pilnować z wjazdem na autostradę, ponieważ za brak winiety płaci się aż 10 tys. koron kary.

Z kolei na litewskich drogach każdy kilometr powyżej dozwolonego limitu może kosztować 3 euro.

Źródło: Cinkciarz.pl

>>> Czytaj też: Brak obsługi fotoradarów przesądził ich o losie. Straż miejska zaczęła się zwijać