Dwie kilkutysięczne grupy ludzi protestują w piątek w Londynie przeciw odpowiedzi brytyjskich władz na pożar w wieżowcu Grenfell Tower w zachodnim Londynie, w którym zginęło co najmniej 30 osób, a 78 zostało rannych. W ocenie policji liczba ofiar wzrośnie.

Jedna z grup protestowała w pobliżu siedziby premier Theresy May na Downing Street, po czym zdecydowała przenieść się w kierunku oddalonej o kilka kilometrów siedziby BBC na Portland Place. Demonstranci mają ze sobą m.in. transparenty z hasłami "Sprawiedliwość dla Grenfell", "Polityka oszczędności zabija" i "Ludzie ważniejsi od zysku" oraz wykrzykują hasło "Bez sprawiedliwości nie będzie spokoju".

Druga grupa uczestniczy w proteście w dzielnicy Kensington and Chelsea, w której znajduje się spalony budynek Grenfell Tower. Protestujący najpierw udali się pod budynek ratusza dzielnicy i rozpoczęli jego okupację, a następnie przeszli pobliskimi ulicami w kierunku spalonego budynku, krzycząc "Chcemy sprawiedliwości dla Grenfell".
Uczestnicy obu protestów domagają się transparentnego śledztwa w sprawie pożaru, w tym opublikowania listy osób zaginionych, a także zmiany formuły zapowiedzianego przez premier szczegółowego dochodzenia w tej sprawie z komisji śledczej na dochodzenie sądowe, co pozwoli mieszkańcom na aktywny udział w postępowaniu, w tym zadawanie własnych pytań.

Protestujący oczekują również przeprowadzenia kontroli pozostałych bloków w Wielkiej Brytanii, które w ostatnich latach zmodernizowano pod kątem zagrożenia pożarowego, a także zwiększenia wydatków na straż pożarną.

Dziennik "The Times" poinformował w piątek, że firma Rydon, wykonawca ubiegłorocznego remontu budynku, zdecydowała się na tańsze elementy elewacji, które ze względu na swoją budowę są łatwopalne. Informację tę potwierdził w rozmowie z dziennikiem "The Guardian" dostawca materiałów budowlanych. Użyty materiał jest zakazany m.in. w Niemczech ze względu na oceny, że może grozić pożarem.

Reklama

Według mediów w samym Londynie co najmniej kilkanaście budynków mogło być wyremontowanych w podobny sposób.

Złość i irytacja z powodu reakcji władz rosła od środowego pożaru, gdy okazało się, że część rodzin wciąż nie otrzymała pełnego wsparcia ze strony władz dzielnicy Kensington and Chelsea, w tym mieszkań tymczasowych oraz wsparcia psychologów rodzinnych. Zbiórka darów na rzecz rodzin ofiar nie została również wsparta przez władze i była w całości prowadzona przez tysiące wolontariuszy, którzy zgłosili się do lokalnych centrów zarządzania kryzysowego.

Wcześniej w piątek brytyjska premier Theresa May została odprowadzona pod silną eskortą policji ze spotkania z mieszkańcami budynków w pobliżu spalonego wieżowca.
Szefowa rządu spotkała się z mieszkańcami okolicznych bloków, przywódcami lokalnej społeczności i poszkodowanymi wskutek pożaru, by zadeklarować przekazanie 5 mln funtów na wsparcie, zapewnienie mieszkań, a także pomoc w korzystaniu z kont bankowych i dostęp do gotówki. Gdy odeszła do samochodu, demonstranci niezadowoleni z niewłaściwej ich zdaniem reakcji władz na tragedię, zaczęli biec za autem i wykrzykiwać obelgi pod adresem szefowej rządu.

Dzień wcześniej May pojawiła się na miejscu zdarzenia, aby porozmawiać ze strażakami i policjantami, ale odmówiła spotkania się z mieszkańcami. Wiceminister obrony Tobias Elwood tłumaczył w rozmowie z BBC, że taką decyzję podjęto ze względów bezpieczeństwa.

Londyńska policja metropolitalna podała w piątek, że w pożarze Grenfell Tower zginęło co najmniej 30 osób, a liczba ta najpewniej wzrośnie. Z 78 rannych 24 osoby pozostają w szpitalach, w tym 12 jest w stanie krytycznym.

Według nieoficjalnych informacji telewizji Sky News ofiar śmiertelnych może być ponad 70. Wcześniej "The Times" pisał, że ofiar śmiertelnych może być nawet 100.
Zbudowany w 1974 roku 24-piętrowy blok mieszkalny Grenfell Tower, w którym znajdowało się 120 mieszkań, zapalił się krótko przed godz. 1 czasu lokalnego (godz. 2 w Polsce) z wtorku na środę. To jeden z najpoważniejszych pożarów w budynku mieszkalnym w historii Wielkiej Brytanii.