Poniedziałkowe francuskie gazety bardzo podobnie komentują wyniki wyborów parlamentarnych, wskazując, że niedzielna druga tura zagwarantowała prezydentowi Emmanuelowi Macronowi parlament, o jakim nowy szef państwa marzył.

„Macron ma izbę tylko dla siebie” – to tytuł w „Liberation”, „Absolutna większość, absolutna odpowiedzialność” – pisze „Le Figaro”, a ekonomiczny „Les Echos” stwierdza: „Macron – koniec świata w 340 dni”, nawiązując do słów obecnego prezydenta z lipca 2016 roku.

Dziennikarze "Liberation" Nathalie Raulin i Guillaume Gendron zauważają, że „pozory pluralizmu w Zgromadzeniu Narodowym (izbie niższej parlamentu) zostały zachowane, a hegemonia ruchu (prezydenta) zrelatywizowana, nie zmniejszając jego możliwości manewru”.

„Oprócz stworzenia pozorów opozycji, druga tura zagwarantowała Macronowi parlament, o jakim marzył: odnowiony, sfeminizowany i przede wszystkim posłuszny. Gotowy zatwierdzać reformy Macrona bez kręcenia nosem” - oceniają.

"Większość mniej przygniatająca” - zauważa z kolei katolicki dziennik „La Croix”. „Nigdy jeszcze w V Republice Zgromadzenie Narodowe nie było tak źle wybrane. Do urn poszedł mniej niż co drugi wyborca” – pisze komentator dziennika Jean-Christophe Ploquin. „To prawda, że przeciwnicy prezydenta nie zmobilizowali się w te dwie niedziele (wyborcze), ale nie znaczy to, że przyjęli jego wizję Francji ani że są gotowi zgodzić się na zapowiedziane przez niego przemiany” - dodaje.

Reklama

Komentatorka „Les Echos” Cecile Cornudet nawiązuje do przemówienia Macrona z lipca zeszłego roku, w którym przyszły prezydent zapowiadał, że „zaczynamy pisać nową historię”. „Wraz z uzyskaniem mocnej większości o całkowicie nowym obliczu Emmanuel Macron wieńczy dzieło zastąpienia jednego systemu politycznego przez inny system” - ocenia.

Jej kolega redakcyjny zastanawia się "do czego służyć będzie ten przewrócony do góry nogami parlament" i podkreśla, że "wyzwanie polega na wprowadzeniu w życie zobowiązania głowy państwa do uskutecznienia działań parlamentu i zrównoważeniu jego roli".

Redaktor naczelny „Le Figaro” Alexis Brezet, nie kładąc nacisku na historycznie niską frekwencję wyborczą, używa metafory tsunami, aby określić "rewolucję En Marche (poprzednia nazwa ruchu Macrona), w którą nikt nie chciał wierzyć". "Lewica, prawica, radykałowie, wszystkie pomniki, które od dziesięcioleci wyznaczały drogę polityczną kraju (…) są poważnie osłabione" - ocenia.

„Na gruzach tego +starego świata+ głęboko odnowione pokolenie polityków bierze ster władzy prawodawczej, tak samo, jak wczoraj wzięło ster rządu. Jest to w historii tych instytucji od 1958 roku (powstania V Republiki) wydarzenie bez precedensu” - podsumowuje szef „Le Figaro”.

>>> Czytaj też: Triumf Macrona i upadek lewicy. Ugrupowanie prezydenta z bezwzględną większością w parlamencie