Wygląda na to, że plan kolonizacji Marsa jest bardziej realny niż inne "szalone" pomysły Elona Muska - pisze Leonid Bershidsky.

Gdy spotkałem się z Tonym Martinezem, burmistrzem Brownsville, miasteczka w stanie Teksas, wysunął on nieco szalony argument przeciw budowie muru na granicy z Meksykiem. „Mamy stać się cywilizacją międzyplanetarną, a tu wciąż mówimy o budowie muru, który ma nas oddzielić od zasadniczo tej samej wspólnoty” – powiedział Martinez. Powodem takiej wypowiedzi jest fakt, że teksańskie miasteczko stało się elementem projektu kolonizacji Marsa autorstwa Elona Muska, które założyciel Tesli w czerwcu opublikował na łamach „New Space”.

Elon Musk prezentował już wiele pomysłów, które kojarzą się z filmami science fiction. Chodzi m.in. o hyperloop, czyli superszybki środek transportu czy projekt podłączenia ludzkiego mózgu do komputera. Wszystkie one są na etapie początkowym – odpowiedni specjaliści są dopiero zatrudniani, a konkretne rozwiązania i technologie nie zostały jeszcze opracowane. Projekty te sprawiają, że inwestorzy wciąż zachowują wiarę w bardziej realne przedsięwzięcia, jak np. Tesla, której wartość rynkowa wynosi dziś 61 mld dol. i jest na poziomie niemieckiego BMW (choć zyski niemieckiej firmy są wyższe niż Tesli).

Plan kolonizacji Marsa różni się jednak od innych pomysłów. Musk napisał na łamach „New Space”:

“Głównym powodem, dla którego zbieram środki, jest sfinansowanie tego projektu. Naprawdę nie mam żadnej innej motywacji do gromadzenia zasobów, jak tylko chęć, abym był w stanie przyczynić się do przeniesienia życia na inne planety”.

Reklama

Musk zgromadził więcej, niż potrzeba, aby kupić bilet na Marsa. Według jego obliczeń, przy obecnej technologii, to koszt ok. 10 mld dol. od osoby, tymczasem majątek netto Muska to 18,2 mld dol. – wynika z danych Bloomberga. Ale Musk nie chce lecieć na Marsa sam. Jego wizja to stworzenie kolonii na czerwonej planecie, gdzie mogłoby żyć ok. miliona osób. Dzięki temu w razie jakiejś katastrofy na Ziemi, ludzkość mogłaby przetrwać. Dlatego też jego firma Spacer robi wszystko, aby obniżyć koszt podróży w kosmos. Z technologicznego punktu widzenia projekty związane ze SpaceX są bardziej zaawansowane niż inne „szalone idee” Muska.
SpaceX zbudowało i przetestowało prototyp silnika Raptor, który Musk chce wykorzystać w pojazdach latających na Marsa. Firma stworzyła także lekki i bardzo wytrzymały zbiornik na paliwo z włókien węglowych.

Dokonano też wyraźnego postępu jeśli chodzi o rozwój rakiet wielokrotnego użytku. To zasadnicza część projektu kolonizacji Marsa, Musk bowiem chce, aby statki kosmiczne były w stanie wracać na Ziemię i zabierać kolejne ładunki oraz pasażerów na Czerwoną Planetę. Dlatego też SpaceX buduje koleją wyrzutnię rakiet obok Brownsville w Teksasie.

Wszystko to sprawia, że plan kolonizacji Marsa Elona Muska może być bardziej atrakcyjny dla wielu osób niż wcześniejsze marzenie o kolonizacji – holenderski projekt Mars One, w ramach którego od 2012 roku zaczęto przyjmować zgłoszenia od ochotników do podróży na Marsa – podróży w jedną stronę. Przy czym w przypadku projektu Mars One nie uczyniono większego postępu technologicznego, tymczasem Elon Musk mówi o wysyłaniu regularnych bezzałogowych misji na Marsa już w perspektywie kilku lat.

Musk chce, a by większość ludzi była w stanie zapłacić za lot ma Marsa, dlatego cena biletu powinna wynieść ok. 200 tys. dol. Podróż na Marsa trwałaby 80 dni, ale – jak pisze założyciel SpaceX – ostatecznie może być skrócona nawet do 30 dni. Musk pisze:

“To nie może być nudne czy przytłaczające. Zatem przedziały w statku muszą być tak zaprojektowane, aby pasażerowie mogli bawić się z nieważkością. Będą również filmy, wykłady, kabiny i restauracja. To naprawdę musi być świetna zabawa”.

Pojawia się jeden problem, gdy pasażerowie już dotrą na Marsa. „Jest tam trochę zimno” – pisze Musk. „Ale można ich ogrzać” – dodaje. Nie pisze już przy tym, jak zamierza to osiągnąć, ani o tym, jak chce zorganizować życie na Czerwonej Planecie, poza rzucanymi raz na jakiś czas hasłami. W końcu w filmie Ridleya Scotta „Marsjanin” wszystko zasadniczo działało, prawda?

Tekst Muska w „New Space” czyta się tak, jakby był napisany na jednym oddechu. Znajdziemy tam diagramy Venna, składające się z dwóch okręgów, gdzie przy jednym widnieje „Chcę lecieć” a przy drugim „Stać mnie na to”. W początkowych fazach okręgi te nie nakładają się na siebie. To wszystko wydaje się nieco szalone, bo przecież nikt nie będzie rozliczał Muska z osi czasu, którą naszkicował. A jednak uważam, że właśnie ten projekt Muska jest bardziej przyciągający i urzekający niż inne futurystyczne pomysły.

I nie dlatego, że Musk dobrze wyjaśnia ewolucję technologiczną Space X, ani nie dlatego, że Musk jest szalonym wizjonerem – zazwyczaj jestem w stanie się temu oprzeć. Powodem, dla którego kolonizacja Marsa wydaje się całkiem realna, jest wspomniana już wypowiedź burmistrza Brownsville na temat tego przedsięwzięcia, którą usłyszałem na jesieni 2016 roku.

Możliwe, że Musk nie zdoła sfinansować swojego projektu – bez względu na to, jak dużo jego samochodów kupimy. Dlatego założyciel SpaceX ma nadzieję, że inni bogaci pomogą mu w budowie bazy na Marsie. Być może również zainteresują się tym rządy. „Ostatecznie, to będzie wielkie przedsięwzięcie w obszarze partnerstwa publiczno-prywatnego” – pisze Musk na łamach „New Space”.

Byłoby miło. A co jeśli Tesla jest przeceniona? Albo jeśli rozbudzenie bogatych biznesmenów doprowadzi do kolejnych takich wypadków, jak wybór Donalda Trumpa na prezydenta? Ludzie zasługują na większe cele niż tylko budowa murów na granicach. Ważniejsze jest nawet sprawienie, aby te ambitne marzenia wyglądały tak, że można je zrealizować jeszcze za naszego życia.

>>>Czytaj też: Odważne plany Elona Muska. Pierwszy statek kosmiczny na Marsa poleci w 2018 roku