Zagadnienie farm wiatrowych w Polsce i wytwarzanej przez nie energii elektrycznej nie jest tematem z zakresu ciekawostek związanych z nowymi technologiami ani niejasnym mirażem tematyki „new age”. Fakty są takie, że na terenie naszego kraju mamy już mniej więcej tysiąc wysokich na 100 metrów wiatraków, które mają już potencjał do zaspokojenia potrzeb energetycznych naszego kraju na poziomie jednej trzeciej.

Nie są to wyłącznie akademickie wyliczenia, bowiem wiosną 2016 r. były odnotowane dni, gdy energia z farm wiatrowych faktycznie zaspokoiła 1/3 zapotrzebowania krajowych odbiorców na energię. Jest to swoisty rekord w historii polskiej energetyki. Należy również pamiętać, że energetyka wiatrowa jest niezwykle dynamicznie rozwijającą się w ostatnich latach branżą, w którą zaangażowane są pokaźne środki prywatnych inwestorów, a także kapitał pochodzący z kredytów bankowych - tu wyróżnia się zdecydowanie Bank Ochrony Środowiska. Sektor energetyczny, a w ślad za tym branża Odnawialnych Źródeł Energii, jest regulowany centralnie i jako taki mocno uzależniony od „chimerycznych” decyzji polityków.

Wieloletni, wytyczony w naszym kraju kurs inicjowania i wspierania rozbudowy infrastruktury farm wiatrowych w Polsce był wpisany w generalną politykę Unii Europejskiej (rozwój Odnawialnych Źródeł Energii), a także w ogólnoświatowy trend występujący we wszystkich rozwiniętych przemysłowo krajach. Aktualny rząd polski swoją działalnością legislacyjną mocno przystopował rozwój tej gałęzi energetyki. Stało się tak na rzecz tradycyjnych elektrowni węglowych, które mają być niepodważalnym i podstawowym dawcą energii elektrycznej w Polsce. Na pewno nie jest to dobra wiadomość dla wielu indywidualnych inwestorów, którzy zaangażowali się w farmy wiatrowe. Jeszcze do niedawana wydawało się, że jest to biznes tylko z dobrymi perspektywami, z domniemanym parasolem państwowym, który w ramach realizacji wizji państwa nowoczesnego - z niezależną i czystą energią - będzie odpowiadał na wyzwania XXI wieku.

>>> Czytaj też: Odkręcanie ustawy odległościowej. Domy będzie można budować bliżej wiatraków

Ustawa z lipca 2016 roku wprowadziła jednak dwa restrykcyjne dla branży przepisy, co zupełnie zmieniło rzeczywistość w jakiej działają elektrownie wiatrowe. Wśród nowych regulacji znalazły się więc zapisy o tym, że każdy nowy wiatrak musi stać w odległości co najmniej 10-krotności swojej wysokości (wliczając najwyższy punkt, w którym może znaleźć się jej wirnik) od najbliższych zabudowań mieszkalnych, wszelkich form ochrony przyrody lub leśnych kompleksów promocyjnych. Łatwo się domyślić, że wspomniane regulacje odległościowe mocno ograniczają możliwości nowych inwestycji lub w wielu przypadkach całkowicie je wręcz uniemożliwiają. Np. w przypadku wiatraków o wysokości 200m potrzebujemy dwukilometrowego promienia spełniającego te kryteria. Istniejące już wiatraki, które nie spełniają kryterium odległości, nie mogą być natomiast rozbudowywane, dopuszczalny jest jedynie ich remont oraz prace niezbędne do eksploatacji. Kolejną nowością, która wprowadziła ustawa jest to, że wiatraki są w całości traktowane jako budowle (nie jak dotychczas tylko ich fundamenty i wieża), podlegają więc kontroli nadzoru budowlanego. Nie trzeba wspominać, że rozszerzona definicja budowli wiąże się z większym podatkiem od nieruchomości. Środowiska reprezentujące właścicieli farm wiatrowych podkreślają, że nowe przedefiniowanie podstawy naliczania podatku od nieruchomości będzie całą branżę kosztowało około 500 mln zł. Ostatnia z kolei, jednak niemniej istotna zmiana stanowi, że nowe wiatraki można stawiać wyłącznie na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.

Reklama

Na reakcję branży w sprawie nowej ustawy nie trzeba było długo czekać, wszystkie nowe inwestycje zostały praktycznie wstrzymane, a inwestorzy czekają już tylko na rozwój wydarzeń. Branża stoi przed poważnym wyzwaniem. Pamiętajmy, że daje ona pracę kilku tysiącom ludzi. Banki, które najbardziej zaangażowały się w finansowanie projektów farm wiatrowych, przyznają, że mogą pojawić się problemy z obsługą zadłużenia przez kredytobiorców. Może to skutkować powszechnym trendem do restrukturyzacji zadłużenia, np. poprzez wydłużenie okresu spłaty kredytu. Z kolei banki muszą być gotowe na zawiązanie rezerw z tytułu utraty wartości kredytów, które przestałyby być obsługiwane przez kredytobiorców. Jest to istotne zagrożenie, gdyż na koniec 2016 r. wartość kredytów udzielonych branży wytwarzania energii wiatrowej wynosiła 6 mld zł.

Odgórne i skoordynowane wyhamowanie rozwoju farm wiatrowych w Polsce może spowodować reperkusje ze strony Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że Polska jest zobowiązana do stałego zwiększania udziału energii elektrycznej pochodzącej z Odnawialnych Źródeł Energii tak, aby w 2020 roku osiągnąć wymagany poziom 19 proc.. Na chwilę obecną udział ten wynosi około 14 proc., co nie wróży skutecznego osiągnięcia minimalnego oczekiwanego pułapu. Taka sytuacja pociągnie za sobą finansowe konsekwencje dla naszego kraju, od wysokich kar finansowych począwszy, a na przymusowym odkupie zielonej energii wytworzonej przez kraje ościenne kończąc.

Rządząca obecnie większość parlamentarna przywoływała liczne argumenty na poparcie dokonanych przez siebie zmian. Przywołano raport Najwyższej Izby Kontroli, która w ostatnim czasie negatywnie oceniła proces powstawania lądowych farm wiatrowych. NIK wypunktowywał liczne nieprawidłowości w tym sektorze oraz powszechne ignorowanie sprzeciwów lokalnych społeczności, którym nie odpowiadało zbyt bliskie sąsiedztwo potężnych konstrukcji, stawianych tuż przy ich domostwach. Ludzie obawiają się takiego sąsiedztwa, m.in. ze względu na hałas emitowany przez pracujące turbiny, w tym tzw. infradźwięki. Następnie przywołuje się „efekt migotania cieni”, powodowany przez obracające się łopaty wirnika turbiny. Jest to jednak zjawisko ledwo zauważalne, występujące w krótkich okresach dnia, gdy słońce jest usytuowane na niebie na tyle nisko, że świeci dokładnie zza turbiny. Stopień szkodliwości powyższych zjawisk dla zdrowia i życia człowieka jest więc tematem sporów naukowców. Na koniec, jak na ironię, trzeba dodać argument ekologów, którzy podkreślają zagrożenie jakie pracujące wiatraki stwarzają dla ptaków i nietoperzy. Końcowym argumentem jest „fatalny efekt wizualny”, o który oskarża się potężne konstrukcje wiatrowe. Minister Energii twierdzi zaś, że wiatraki są zbyt drogie, ich produkcja jest nieprzewidywalna i marginalna oraz wymagają utrzymywania w stałej gotowości elektrowni węglowych.

Podsumowując, trudno jednoznacznie orzec czy wyhamowywanie rozwoju Odnawialnych Źródeł Energii w Polsce na rzecz tradycyjnego modelu gospodarczego opartego na energii eklektycznej wytwarzanej z węgla jest krokiem w dobrym kierunku. Warto jednak zaznaczyć, że w tym samym czasie światowym liderem w wytwarzaniu tzw. zielonej energii jest Chińska Republika Ludowa, na kolejnym miejscu plasuje się największa gospodarka świata – Stany Zjednoczone. W Europie zaś prym wiedzie najbardziej uprzemysłowiony - co warto podkreślić – kraj starego kontynentu, czyli Niemcy. Nie da się ukryć, że jesteśmy obecnie świadkami wielkiej transformacji energetycznej i to na wszystkich kontynentach naszego globu. Jak na tym tle w niedługim czasie wypadnie Polska?

>>> Czytaj też: Inwestycja za 27 mln euro, czyli co Niemcy potrafią zrobić z powojennego bunkra

Autor: Paweł Koczorowski, ekspert Domu Maklerskiego Michael/Ström