W wyborach do władz Tokio PLD może liczyć jedynie na 37 ze 127 miejsc - wynika z powyborczych analiz państwowej telewizji NHK. Większość zdobyła nowa partia Tokijczycy Pierwsi gubernator Yuriko Koike. Nowe ugrupowanie zdobędzie zapewne od 73 do 85 miejsc w radzie miasta.

Japońskie media podkreślają, że historycznie niski wynik rządzącej Japonią z niewielkimi przerwami od 1955 roku PLD świadczy o rozczarowaniu Japończyków rządami premiera Abego, które trwają od 4,5 roku. Zwycięstwo nowej siły politycznej Koike, która do niedawna sama startowała z ramienia PLD, nazywane jest swoistym wyrazem poparcia po pierwszym roku jej rządów na stanowisku gubernatora stolicy. Niedzielne głosowanie nazywa się z tego względu referendum poparcia dla Koike, która była przez 54 dni ministrem obrony podczas pierwszej kadencji Abego jako premiera w 2007 roku oraz szefową resortu środowiska w latach 2003-2006 w gabinecie premiera Junichiro Koizumiego

Były minister obrony Shigeru Ishiba (PLD) powiedział po zakończeniu głosowania: "Musimy uznać ten wynik za historyczną porażkę". Według Ishiby, który kierował resortem obrony miesiąc po złożeniu urzędu przez Koike, głosowanie należy traktować bardziej jako klęskę PLD niż zwycięstwo Tokijczyków Pierwszych.

Media przypominają, że po ostatnich porównywalnie przegranych w 2009 roku wyborach do stołecznej rady PLD musiała oddać władzę w kraju. Kolejne wybory do japońskiego parlamentu przewidziane są na koniec 2018 roku.

Reklama

"Jestem podekscytowana, ale jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę z ciężaru spoczywającej na mnie odpowiedzialności" - mówiła po zakończeniu głosowania Koike dodając, że wyniki przerosły jej oczekiwania. Sojusznikiem partii Tokijczycy Pierwsi jest w stolicy ugrupowanie Komeito, które w parlamencie jest w koalicji z PLD.

Obserwatorzy przyznają, że niedzielne głosowanie może świadczyć o politycznych wstrząsach na miarę tych z najnowszych wyborów w Wielkiej Brytanii, Francji czy USA, docierających także do Japonii uchodzącej za jeden z najbardziej hermetycznych i niepodatnych na jakiekolwiek zmiany krajów.

Partia Abego po wielu wprowadzanych reformach - tzw. trzy strzały mające polepszyć sytuację gospodarczą - których efekty rozminęły się, jak na razie, z oficjalnymi zapowiedziami, planuje przeprowadzać w najbliższym czasie kolejne kontrowersyjne zmiany na czele z rewizją konstytucji i zmianą artykułu 9., który zakazuje Japonii posiadania armii i prowadzenia wojen.

Obserwatorzy wskazują też na niedawne skandale z udziałem Abego, które kładą się cieniem na jego politycznym kapitale. Chodzi o domniemane naciski wywierane przez premiera na rząd w kwestii ułatwień dla dwóch organizacji edukacyjnych: Moritomo Gakuen oraz Kake Gakuen. W pierwszym przypadku ingerencja Abego miała zapewnić niższą cenę ziemi pod nową podstawówkę, w drugim pomóc znajomemu w uzyskaniu koncesji na nowy wydział weterynarii.

Przed gubernator Koike stoją teraz jedne z największych wyzwań dotyczących Tokio: organizacja letnich igrzysk olimpijskich w 2020 roku oraz przenosiny Tsukiji - znanego targu rybnego, jednej z najbardziej znanych atrakcji turystycznych miasta, wywołujące wiele kontrowersji.

Z kolei Abe ma w najbliższym czasie dokonać rewizji gabinetu i prawdopodobnie porażka w tokijskim wyborach wpłynie na liczbę wymienianych ministrów. Przed głosowaniem minister obrony Tomomi Inada, która do niedawna uchodziła za następczynię Abego na stanowisku premiera, wygłosiła kontrowersyjny komentarz, który sugerował ingerowanie japońskich Sił Samoobrony w politykę. Wypowiedź została uznana przez media za wpadkę, ponieważ japońskie wojsko uchodzi za politycznie neutralne.

Rafał Tomański (PAP)