DGAP należy do wiodących niemieckich think tanków doradzających rządowi Niemiec w kwestiach dotyczących polityki zagranicznej. Riecke kieruje projektem badawczym dotyczącym Stanów Zjednoczonych i relacji transatlantyckich.

PAP: Dlaczego Donald Trump zdecydował się na przyjazd do Warszawy w przeddzień szczytu G20 w Hamburgu? Co chce osiągnąć?

Riecke: Trump chce spotkać się z tymi, co do których ma pewność, że przyjmą go pozytywnie. Polacy są bardzo przyjaźnie nastawieni do Amerykanów. Wiedzą dobrze, że o bezpieczeństwie Polski decyduje nie Europa, nie Bruksela lecz Waszyngton. Trump może liczyć na to, zostanie przyjęty dużo lepiej niż na G20. Równocześnie Trump próbuje wybadać słabe strony Unii Europejskiej. Sprawdza, czy nie uda mu się podzielić Europy. Zabiega o te kraje, w których władzę sprawują rządy nastawione krytycznie wobec Brukseli. Trump chce wzmocnić te siły w Europie, które nie są zainteresowane głębszą integracją UE.

PAP: Czy szczyt Trójmorza ma być według Trumpa przeciwwagą do spotkania G20, gdzie musi się liczyć z ostrą krytyką dotyczącą amerykańskiej polityki klimatycznej czy handlowej? Czy dobra atmosfera w Warszawie ma przykryć ewentualne spory w Hamburgu?

Reklama

Riecke: Trump chce poprawić relacje z krajami tego regionu. Przypomnę, że na niedawnym spotkaniu z prezydentem Rumunii potwierdził artykuł 5 traktatu NATO, czego nie zrobił będąc w Brukseli. Dla dramaturgii jego podróży do Europy poczucie sukcesu, jakie wyniesie z Warszawy, jest ważne i tak to sobie z pewnością zaplanował.

PAP: W niemieckiej prasie porównuje się obecną sytuację do roku 2003, gdy Waszyngton tworzył z krajów Europy Środkowo-Wschodniej "koalicję chętnych" i dzielił Europę na "starą" i "Nową".

Riecke: Rzeczywiście, istnieją pewne podobieństwa, lecz sytuacja wyjściowa jest inna. Wtedy chodziło o to, że Bush i Rumsfeld za pomocą tego uproszczenia na nową i starą Europę chcieli ideologicznie dowartościować kraje, które wsparły wojnę w Iraku, a kraje krytyczne wobec wojny, przede wszystkim Francję i Niemcy zdezawuować i izolować.

Dziś nie ma tak ostrego podziału na tle stosunku do Ameryki. Kraje Europy Środkowej podzielają wiele obaw wobec polityki Trumpa, chociażby wobec jego powiązań z Rosją. Zapowiedź partnerstwa z Moskwą zaniepokoiła Polskę i kraje bałtyckie. Nie jest tak, że Polacy bezkrytycznie wielbią Trumpa, a Niemcy go w czambuł krytykują. Obraz nie jest taki jednoznaczny.

Trump dostrzegł, że UE z którą musi negocjować sprawy handlowe, jest pod względem politycznym podzielona i próbuje teraz wbić klin jeszcze głębiej.

PAP: Berlinowi nie podoba się ta polityka? Czy Niemcy obawiają się o jedność Unii?

Riecke: Polityka D. Trumpa komplikuje i tak już skomplikowaną sytuację w Europie. Polska zawsze starała się prowadzić bezpośredni dialog z USA, kooperować z Ameryką nawet poza NATO. To jest jak najbardziej zrozumiała strategia, ale inne kraje, domagające się jednolitej polityki europejskiej, są zaniepokojone. Nie sądzę jednak, by podróż Trumpa doprowadziła do podziału UE. Nie sądzę, żeby to był początek historycznego podziału.

PAP: Jaki jest stosunek Niemiec do idei Międzymorza?

Riecke: Inicjując Międzymorze Polska próbuje zaprezentować się jako regionalne mocarstwo wiodące w tej części Europy, chce stworzyć ośrodek konkurencyjny wobec państw centralnych - Niemiec i Francji w Europie. Trzeba jednak zapytać, co tak naprawdę łączy te kraje? Współpraca gospodarcza? Polityka? Nawet państwa Grupy Wyszehradzkiej mają odmienne poglądy na większość kwestii, że wspomnę o stosunku do Rosji. Inne kraje nie akceptują przywództwa Polski, która ma zbyt mało atutów, by być konkurencją wobec Berlina czy Paryża. Międzymorze może natomiast pełnić pożyteczną funkcję wobec Ukrainy. Polityka regionalna zasadniczo jest w interesie Niemiec.

Rozmawiał Jacek Lepiarz, korespondent PAP w Berlinie.