Chodzi o ubiegłoroczną propozycję Komisji Europejskiej, która przewiduje wprowadzenie obowiązku składania publicznych sprawozdań przez największe przedsiębiorstwa prowadzące działalność w UE. Ma to być kolejny krok w walce z unikaniem opodatkowania przez przedsiębiorstwa. KE szacuje, że państwa członkowskie tracą przez takie praktyki 50-70 mld euro rocznie.

Projekt dotyczy zmian w dyrektywie o sprawozdaniach finansowych z 2013 roku. Przewiduje on, że duże, międzynarodowe grupy z globalnymi przychodami powyżej 750 mln euro będą publikowały corocznie raporty ujawniające zyski oraz podatki w każdym z państw członkowskich UE, w których prowadzą działalność. Dodatkowo ujawnione mają być obroty firmy (włączając w to również obroty wewnątrz grupy), liczba pracowników, zysk przed opodatkowaniem, a także rodzaj działalności.

Propozycja KE idzie o krok dalej niż koncepcje opracowane w ramach OECD, bo ma doprowadzić do tego, że firmy będą udostępniać kluczowe informacje publicznie.

Nie wszystkim takie podejście się podoba. Największa frakcja w PE, centroprawicowa Europejska Partia Ludowa (EPL) uważa, że takie pomysły mogą zaszkodzić europejskim firmom. Ich zagraniczni konkurenci - wskazuje EPL - mieliby bowiem na tacy wiele informacji o firmach ze Starego Kontynentu. "Staramy się chronić europejskie przedsiębiorstwa" - tłumaczył na spotkaniu z niewielką grupa dziennikarzy w Brukseli sprawozdawca raportu w tej sprawie prof. Dariusz Rosati (EPL, PO).

Reklama

Chadecy bali się przy tym, że zostaną skrytykowani za swoje podejście i oskarżeni przez lewicę o chronienie interesów korporacji. Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów w PE (S&D) wraz z mniejszymi lewicowymi grupami chciał poszerzenia stosowania przepisów do firm, których obrót wynosi 40 mln euro rocznie (zamiast 750 mln), ale na taką poprawkę nie było zgody EPL.

Teraz spór między lewicą i prawicą dotyczy tego, co i kiedy należałoby ujawniać. W uproszczeniu chadecy proponują wprowadzenie klauzuli ochronnej, by firmy, które operują na rynkach poza UE mogły nie ujawniać informacji w sprawie swoich aktywów; zgodę na to musiałyby wydać władze państwa, w którym siedzibę ma firma oraz KE.

Dla przedstawicieli lewicy to zbyt daleko idące ustępstwo. Proponują oni, by firma po roku musiała ze skutkiem wstecznym informować o wszystkich swoich zasobach. Prawica odpowiadając na tę poprawkę oświadczyła: dobrze, ale ujawniana byłaby tylko średnia wartość aktywów sprzed dwóch lat. Na to jednak nie godzi się grupa S&D.

Klincz na kilkadziesiąt godzin przed debatą i głosowaniem w tej sprawie wywołuje emocje i oskarżenia. "Mimo że konserwatyści twierdzą publicznie, że wspierają cel przejrzystości podatkowej, to za zamkniętymi drzwiami robią co mogą, żeby go podważyć" - oświadczyli odpowiedzialni za negocjacje w tej sprawie socjalistyczni europosłowie Evelyn Regner i Hugues Bayet.

EPL, choć jest największą grupą, nie ma wystarczającej większości w PE, by samodzielnie przeforsować swoje stanowisko. Chadecy obawiają się, że lewa strona europarlamentu może spróbować ich przegłosować. "Oni chcą to mieć za wszelką cenę, nawet bardzo małą większością. A to osłabiłoby pozycję Parlamentu w negocjacjach z Radą" - podkreślił Rosati.

Sprawa zostanie rozstrzygnięta we wtorek. Tego dnia w Strasburgu odbędzie się debata i głosowanie nad pozycją PE. Później będą się mogły rozpocząć negocjacje z przedstawicielami państw członkowskich UE nad ostatecznym kształtem przepisów.

KE ma nadzieję, że zmiany dadzą obywatelom UE możliwość społecznej kontroli nad postępowaniami międzynarodowych korporacji. To z kolei – w zamyśle urzędników z Brukseli – ma zachęcać przedsiębiorstwa do uiszczania podatków tam, gdzie generują swoje zyski.

Nowymi regulacjami objętych ma zostać ponad 6 tys. międzynarodowych przedsiębiorstw, które odpowiadają za 90 proc. globalnego obrotu korporacji.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)