Prezydent USA Donald Trump odwiedzi Polskę na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy. W Warszawie będzie przebywał od 5 lipca wieczorem do 6 lipca. W czasie jego wizyty podjęte zostaną nadzwyczajne środki bezpieczeństwa.

Procedury bezpieczeństwa dotyczące ochrony prezydenta USA są tajne. "Polskie służby specjalne we współpracy ze służbami amerykańskimi podejmują wszelkie niezbędne działania mające na celu zabezpieczenie wizyty prezydenta USA w Warszawie" - poinformował PAP wydział komunikacji społecznej ministra koordynatora służb specjalnych. Podkreślono, że szczegóły realizowanych w tym celu zadań są niejawne i nie mogą być podane do publicznej wiadomości.

W ubiegłym tygodniu doszło do spotkania przedstawicieli Biura Ochrony Rządu oraz United States Secret Service w sprawie zabezpieczenia wizyty Prezydenta USA Donalda Trumpa w Polsce.

Za bezpieczeństwo prezydenta innego kraju na terenie Polski odpowiadają polskie służby. "Oczywiście Secret Service odgrywa dużą rolę w zabezpieczeniu tej wizyty" - podkreślił Liedel.

Reklama

Ekspert wyjaśnił, że Secret Service odpowiada za fizyczną, bezpośrednią ochronę prezydenta. "Miałem okazję kilkakrotnie współpracować z Secret Service, to jest bardzo profesjonalnie zorganizowana służba, po za tym, że mają dobrze wyszkolonych oficerów, to działają według określonych procedur. Trzeba też pamiętać, że przy prezydencie pracuje wielu doświadczonych oficerów, dla których taka wizyta jest kolejną, którą oni odbywają w różnych miejscach, bardzo często w niebezpiecznych, zagrożonych konfliktami albo tam, gdzie Amerykanie nie cieszą się specjalną sympatią. I radzą sobie z tym" - podkreślił.

Przyznał, że oficerowie Secret Service mają swoje wymagania i bywają czasami "aroganccy" w ich egzekwowaniu. "Rozumiem to, bo odpowiadają za bezpieczeństwo prezydenta" - dodał.

Secret Service często ma swoim zespole ludzi, którzy mówią w języku kraju, do którego przyjeżdża prezydent USA - wskazał Liedel. "Wiem, że w Secret Service pracuje co najmniej dwóch czy trzech oficerów o polskich korzeniach; także oni bardzo często znają język polski. Aczkolwiek językiem przekazywania informacji będzie pewnie angielski" - dodał.

Ekspert zwrócił uwagę, że Secret Service dysponuje własną analizą zagrożeń, które mogą ewentualnie wystąpić w danym kraju, danymi o miejscach, gdzie prezydent będzie przebywał. "Zawsze to mają, ale rzadko się do tego przyznają. Widać to jednak po tym, o co pytają; widać, jak się z nimi pracuje, że ta wiedza jest spora" - powiedział.

W przypadku w ochrony VIP-ów pewne techniki działania są wspólne dla różnych służb. "Umiejętności oficerów Secret Service i BOR są takie same. Oni ćwiczą odpowiednie schematy poruszania się z osobą ochranianą, są wstanie tworzyć pierścienie ochronne, trenują elementy ewakuacji" - powiedział.

Dodał, że na sytuacje kryzysowe procedury są gotowe - wiadomo, kto odpowiada za ewakuację prezydenta, kto odpowiada za podjęcie interwencji, za eliminację zagrożenia. "W sytuacjach kryzysowych, działania muszą być podejmowane z automatu" - podkreślił.

Za fizyczną ochronę prezydenta odpowiadają także strzelcy wyborowi, którzy będą rozstawieni na dachach budynków w miejscach, gdzie będzie przebywał prezydent. "Mają podwójną rolę, z jednej strony muszą podjąć interwencje i oddać ten strzał, jeśli będzie taka potrzeba, a z drugiej strony prowadzą obserwację i przekazują informacje do centrów dowodzenia" - wyjaśnił.

Liedel wskazał, że służby specjalne - cywilne i wojskowe - przed taką wizytą przygotowują analizy ryzyka, czyli potencjalnych zagrożeń. "Służby cały czas pracują, gromadzą informacje, analizują te, które już posiadają, wymieniają się tymi informacjami między sobą, służbami amerykańskimi, ale także ze służbami w Europie. Ich zadaniem jest minimalizowanie ryzyka związanego z potencjalnymi zagrożeniami" - powiedział.

"Oficerowie tych służb biorą także udział w fizycznym zabezpieczeniu wizyty, pełnią służbę po cywilnemu wśród gości, którzy obserwują wizytę, są w miejscach zagrożeń" - dodał.

Działania ochronne to także zabezpieczenie wszystkich miejsc publicznych wystąpień, ewentualnych spotkań z ludźmi, tras przejazdu, miejsc noclegu. Jak mówi Liedel, ochronę takich miejsc traktuje się jako pojedyncze podoperacje, na które sporządzone są plany działania, drogi ewakuacji - gdyby coś się wydarzyło.

"I tak np. podoperacja związana z przemieszczaniem się prezydenta ulicami Warszawy składa się z różnego rodzaju elementów, takich jak zabezpieczenie ulic, oddzielenie niektórych miejsc barierkami; wydłuż trasy ustawieni są policjanci, żandarmeria wojskowa. Kolumna prezydencka składa się z kilku lub kilkunastu samochodów Secret Service, BOR. Za bezpieczeństwo w takiej kolumnie odpowiadają zarówno Amerykanie, jak i BOR. Sama kolumna jest jeszcze pilotowana przez policjantów. Często w takiej kolumnie jest też samochód z ekipą z jednostek specjalnych" - powiedział Liedel.

Podobnie jest z wystąpieniem prezydenta USA na Placu Krasińskich. "Za kordon oddzielający ludzi od prezydenta - tworzący strefę bezpieczeństwa - mogą odpowiadać policjanci, żandarmeria wojskowa, wykorzystuje się też strażników miejskich; zaś za bezpośrednie bezpieczeństwo odpowiadają BOR i Secret Service" - wyjaśnił.

Wszystkie trasy przejazdu, miejsca spotkań są także wcześniej sprawdzane pod względem ewentualnych zagrożeń. Sprawdza się posesje, studzienki, które potem się zaplombowuje, sprawdza się miejsca, gdzie ewentualnie można by podłożyć ładunek wybuchowy, usuwa się pojazdy, szczególnie te, które stoją tam od dłuższego czasu, usuwa, jeśli trzeba, kosze na śmieci.

W zabezpieczanie wizyty angażuje się także policjantów z wydziałów kryminalnych, którzy prowadzą działania operacyjne także w innych miejscach niż planowany pobyt prezydenta. "Trzeba zwrócić uwagę na środowiska kryminalne, chuligańskie" - dodał.

Również w tłumie, który towarzyszyć będzie publicznym wystąpieniom prezydenta często działają oficerowie BOR czy policji, prowadząc obserwację. "Prewencyjne działania prowadzą policjanci czy inne służby w mundurach. Natomiast w tłumie działa ochrona, która ma się nie wyróżniać, zbierać informacje i ewentualnie, jeśli zajdzie taka potrzeba podejmować bezpośrednią interwencję" - dodał Liedel.

W odpowiedni sposób zabezpieczane i sprawdzane jest także miejsce, gdzie prezydent nocuje. "Najczęściej jest tak, że prezydent USA mieszka w hotelu amerykańskim stąd, spekuluje się, że to będzie warszawski Mariott" - dodał. Mariott ma już doświadczenia w przyjmowaniu głów państw, w tym prezydentów Stanów Zjednoczonych. Jest tam apartament prezydencki. Jego personel jest również odpowiednio sprawdzony i przygotowany do współpracy za służbami.

Na czas przyjazdu prezydenta loty w pewnych rejonach zostaną ograniczone lub zakazane, do nadzoru nad przestrzenią powietrzną zostaną też skierowane samoloty rozpoznania i wczesnego ostrzegania AWACS.

Prezydent Donald Trump po Warszawie będzie poruszał się limuzyną - Cadillac One - nazywaną "bestią". Auto transportowane jest specjalnym samolotem, który najczęściej przywozi je kilka dni przed wizytą prezydenta. Często przywożone są dwie limuzyny tak, aby nie było wiadomo, którym porusza się prezydent. Konstrukcja i wyposażenie pancernej limuzyny to efekt bardzo szczegółowej specyfikacji przygotowanej przez Secret Service i oczywiście jest tajne.

Według informacji pojawiających się mediach - limuzyna waży osiem ton i zużywa 30 litrów benzyny na 100 km, do 100 km/h rozpędza się w 15 sek. Jej wyposażenie pozwolić ma m.in. na to, że jej pasażer ma w niej przetrwać atak chemiczny lub biologiczny. Podwozie jest tak zabezpieczone, że przetrwa najechanie na minę.

W samochodzie znajdują się zapasy krwi, którą można przetoczyć prezydentowi. Limuzyna wyposażona jest w kanistry z gazem łzawiącym, kamery noktowizyjne i broń. Opon nie da się przebić, ani przestrzelić, w związku z tym może on bez jechać dalej, nawet, jeśli eksplodują wszystkie opony. Zbiornik paliwa jest otoczony specjalną pianką i opancerzony.

Liedel zaznaczył, że mimo podjętych środków zawsze istnieje ryzyko. "Nie da się stworzyć sytemu, który w 100 proc. zapewni bezpieczeństwo" - podkreślił.

"Bardzo często te zagrożenia wynikają z błędu człowieka, jakiegoś niedopatrzenia, jeśli chodzi o stosowanie procedur i wtedy atakujący są wstanie wykorzystać taką lukę. Możemy minimalizować zagrożenia, ale ich całkowicie nie wykluczymy. Nie da się stworzyć takiego systemu, który w 100 proc. zapewni bezpieczeństwo" - powiedział Liedel.

"Bezpośredniego zagrożenia nie da się wykluczyć, aczkolwiek wydaje mi się, że obecnie dużo bardziej prawdopodobne jest zakłócenie takiej wizyty poprzez to, że wydarzyłoby się coś obok, tzn. nic się nie stanie prezydentowi, ale wpłynie to na tyle mocno na wizytę, że nie będzie miała większego sensu, bo zdominują ją procedury bezpieczeństwa - to się da zrobić" - dodał.

Krzysztof Markowski(PAP)