Jak poinformował lizboński dziennik “I”, na naciski ze strony ministerstwa oświaty poskarżyło się wielu dyrektorów szkół publicznych oraz nauczycieli w całym kraju. Ujawnili oni, że w ramach najnowszych wytycznych resort nakazywał im, aby byli bardziej tolerancyjni wobec uczniów mających problemy z nauką.

Gazeta, ujawniając przypadki szkół przepuszczających do następnej klasy uczniów z pięcioma ocenami negatywnymi na świadectwie, wskazała na liczne skargi pedagogów narzekających na "naciski" ze strony ministerstwa oświaty.

Według wytycznych resortu oświaty, kierowanego przez Tiago Rodriguesa, odmawiać promocji do następnej klasy powinno się "tylko w sytuacjach wyjątkowych”.

W listopadzie ub.r. podczas debaty w parlamencie Tiago Rodrigues stwierdził, że "+oblewanie+ uczniów to praktyka nieskuteczna, kosztowna, surowa i dyskryminacyjna”.

Reklama

Jak powiedziała PAP Maria Silva, emerytowana nauczycielka języka portugalskiego z Lizbony, polityka pobłażania uczniom w szkołach publicznych postępuje w Portugalii od kilkudziesięciu lat. Wskazała, że już w latach 90. istniała możliwość przejścia ucznia do następnej klasy z dwiema ocenami negatywnymi.

"Tendencja ta prowadzi do spadku poziomu nauczania w szkołach publicznych. Z wiadomych względów prywatne szkoły nie mogą sobie pozwolić na taką pobłażliwość w stosunku do leniwych uczniów. Dlatego też pomimo kryzysu i zubożenia społeczeństwa wciąż wiele rodzin decyduje się płacić na edukację swoich dzieci, zamiast posyłać je do szkół publicznych, w których coraz częściej nikt niczego nie wymaga" - stwierdziła Silva.

Wskazała na podejrzenia, że praktyka promocji słabych uczniów służy poprawianiu przez Lizbonę wyników portugalskiej oświaty w statystykach międzynarodowych.

Z opinią tą polemizuje Antonio Fonseca, absolwent zarządzania na lizbońskim uniwersytecie ISCTE. Wskazuje, że w edukacyjnym rankingu PISA, opracowywanym przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Portugalia wciąż nie odbiega od światowej czołówki. Twierdzi, że klasyfikacja ta jest trudna do zafałszowania, gdyż jej podstawą są wyniki egzaminów.

"W połowie pierwszej dekady lat 2000., kiedy kończyłem szkołę średnią, istniała możliwość promocji ucznia do następnej klasy z maksymalnie dwiema ocenami negatywnymi. Uważam, że nie było to efektem zbytniej pobłażliwości. Wynikało to raczej z pragmatyzmu, gdyż uczeń nie musiał powtarzać całego roku, szczególnie przedmiotów, w których miał pozytywne wyniki. Należało jedynie poprawić ocenę niedostateczną” - powiedział PAP Fonseca.

Wskazał, że dyrekcje i rady pedagogiczne jego szkoły zawsze stawiały na "indywidualne ocenianie słabszych uczniów". Zaznaczył jednak, że obecnie praktykowane przepuszczanie do następnej klasy uczniów z pięcioma niezaliczonymi przedmiotami jest nadużyciem.

"Nie jestem zwolennikiem znęcania się nad mało zdolnymi uczniami, ale system, który sukcesywnie pobłaża złym wynikom w nauce, pewnego dnia stanie się niezdolny do wprowadzania na rynek pracy wykwalifikowanych absolwentów" - dodał Fonseca.

W 2010 r. Isabel Alcada, minister oświaty w socjalistycznym rządzie Jose Socratesa, proponowała, aby parlament przyjął ustawę zakazującą "oblewania" uczniów. Jej projekt nigdy nie został poddany pod głosowanie.

Z Lizbony Marcin Zatyka (PAP)