Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała, że pełnomocnicy miasta będą uczestniczyć w pracach komisji weryfikacyjnej ds reprywatyzacji. Oświadczyła, że w sprawie nieruchomości pod dawnym adresem Chmielna 70, została wprowadzona w błąd i oszukana.

Gronkiewicz-Waltz została na czwartek wezwana przed komisję weryfikacyjną w charakterze świadka. Nie stawiła się, natomiast na briefingu prasowym poinformowała, że w pracach komisji będą uczestniczyć pełnomocnicy miasta. Na rozpoczętym o godz.11 posiedzeniu komisji stawił pełnomocnik miasta Piotr Rodkiewicz.

"Od początku udostępniliśmy komisji wszelkie dokumenty, odpowiadamy na pytania. Wysłaliśmy też do komisji (...) informacje o sporze kompetencyjnym oraz informacje dlaczego nie możemy pojawić się na posiedzeniu komisji jako strona" - mówiła Gronkiewicz-Waltz na briefingu prasowym, który odbył się przed rozpoczęciem posiedzenia komisji.

"Niestety pan przewodniczący (komisji weryfikacyjnej, Patryk) Jaki albo sam został wprowadzony w błąd, albo z premedytacją wprowadził w błąd wszystkich zainteresowanych pracami komisji. Na pytanie o nasze pisma kierowane do komisji odpowiedział wprost, że taka korespondencja do komisji nie wpłynęła" - powiedziała prezydent Warszawy.

Dlatego - jak oświadczyła - odtąd w posiedzeniach komisji będą uczestniczyli pełnomocnicy miasta Warszawy.

Reklama

"Nie mogę dalej tolerować mijania się z prawdą, dlatego od dziś w posiedzeniach komisji będą uczestniczyli pełnomocnicy miasta Warszawy. Zamiast pisemnie jak do tej pory, bo taka istota jest procedury administracyjnej, ona z zasady jest pisemna, ale teraz ze względu na to, że pominięto nasze pisma, nie odpowiedziano na pytania, będą pełnomocnicy działać osobiście podczas posiedzeń komisji po to, żeby tego rodzaju nieprawdy nie pozostały bez odpowiedzi, były przemilczane albo wręcz zafałszowane" - powiedziała Gronkiewicz-Waltz.

Odniosła się też do kwestii nieruchomości przy Pałacu Kultury i Nauki pod dawnym adresem Chmielna 70, którą zajęła się w czwartek komisja weryfikacyjna. Od sprawy tej nieruchomości w 2016 r. zaczęła się tzw. afera reprywatyzacyjna w stolicy.

Na mocy decyzji stołecznego ratusza z 2012 r. działka o wartości ok. 160 mln zł została przejęta przez osoby, które nabyły roszczenia od spadkobierców - Janusza Piecyka, mec. Grzegorza Majewskiego i Marzenę K. (siostrę "handlarz roszczeń" mec. Robert N.). Miasto przyznało im prawo wieczystego użytkowania działki - mimo że w latach 50. odszkodowanie dostał jej ostatni przedwojenny właściciel, obywatel Danii (posiadał dwie trzecie udziałów). Po wybuchu afery beneficjenci decyzji z 2012 r. zwrócili działkę miastu.

"Zostałam wprowadzona w błąd, oszukana. Poinformowano mnie, że zarówno dyrektor (Biura Gospodarki Nieruchomościami) jak i pracownik merytoryczny pan Krzysztof Śledziewski przygotowujący decyzję (ws zwrotu), nie ma wiedzy o spłacie nieruchomości. Mam na to zresztą świadków. Taką też informację na podstawie przygotowanych przez BGN dokumentów przedstawił mój zastępca Radzie Miasta" - powiedziała prezydent stolicy.

Zaznaczyła, że "w aktach sprawy znajdowała się korespondencja miasta stołecznego Warszawy prowadzona z Ministerstwem Finansów w roku 2010 r. jeszcze na dwa lata przed wydaniem decyzji". "Wówczas minister finansów napisał, że nie dysponuje dokumentacją związaną z wypłatą odszkodowania za nieruchomość położoną przy Chmielnej 70 na mocy układu zawartego pomiędzy rządem PRL a Królestwem Danii" - powiedziła prezydent stolicy zaznaczając, że na stronie internetowej resortu finansów "również nie było informacji o wypłacie odszkodowania, były inne adresy".

"Takich informacji nie było w ubiegłym roku już za czasów tzw. dobrej zmiany, nie byłoby zwrotu tej nieruchomości gdyby Ministerstwo Finansów wcześniej wydało decyzję administracyjną, a kiedy to zrobiło? Dopiero pod koniec ubiegłego roku - cztery lata po decyzji zwrotowej, kiedy temat zwrotu Chmielnej od pół roku był gorącym tematem medialnym" - podkreśliła Gronkiewicz-Waltz.

Prezydent Warszawy powiedziała też, że stołeczni urzędnicy przede wszystkim skupili się na dołożeniu wszelkich starań, aby zabezpieczyć nieruchomość. "Podczas gdy wszyscy skupili się na politycznych atakach, my – niekoniecznie w świetle kamer – zadbaliśmy, żeby nieruchomość była bezpieczna" - mówiła.

"Już 6 maja ubiegłego roku wystąpiliśmy o wpis ostrzeżenia w księgach wieczystych tak, aby działka nie mogła być przedmiotem obrotu. Tydzień później złożyliśmy doniesienie do prokuratury. Dopiero po doniesieniach prasowych z ubiegłego roku Ministerstwo Finansów rozpoczęło postępowanie indemnizacyjne. Zdecydowanie za późno" - stwierdziła Gronkiewicz-Waltz.

Jej zdaniem zeznania b. pracowników BGN są wykorzystywane w walce politycznej. "Nie byłoby też tematu zwrotu Chmielnej 70, gdyby Krzysztof Śledziewski pracownik BGN-u, którego zeznania są dzisiaj wykorzystywane jako oręż w walce politycznej ze mną, nie zataił przed przełożonymi dokumentów, które dawały nam możliwość innego rozpatrzenia wniosku" - zaznaczyła.

Podkreśliła, że Śledziewski "został dyscyplinarnie zwolniony z pracy". "A dzisiaj zeznaje przed komisją i jest wiarygodny jakby wydawało się z atmosfery panującej na komisji, jest źródłem dla komisji" - dodała.

Gronkiewicz-Waltz powiedziała, że nie ma kompetencji do sprawdzania prywatnych kontaktów swoich pracowników i sprawdzania ich rozmów. "To odpowiednie organy: służby, prokuratura zawiodły nie ostrzegając mnie wcześniej, że występują nieprawidłowości" - powiedziała.

"Ja zrobiłam, co do mnie należało: zwolniłam tych pracowników, którzy zawiedli – zataili kluczowe dokumenty, wprowadzili mnie w błąd, czy nie wykazali się odpowiednim nadzorem nad pracownikami. Zwolniłam ich dyscyplinarnie za konkretne nieprawidłowości, a to ich zeznania są dziś wyznacznikiem prawdy dla części członków komisji" - powiedziała Gronkiewicz-Waltz.

Zaznaczyła, że rozwiązała BGN, nadzór nad sprawami reprywatyzacji przekazała do Biura Prawnego. "Przeorganizowałam zupełnie nadzór nad gospodarką nieruchomościami: są nowi ludzie i nowe biura" - podkreśliła.

Afery reprywatyzacyjna w stolicy stała się głośna latem 2016 r. po ujawnieniu przez "Gazetę Wyborczą" szczegółów sprawy wartej ok. 160 mln zł działki przy Pałacu Kultury i Nauki, pod dawnym, przedwojennym adresem Chmielna 70. Prokuratorskie zarzuty mają już osoby zaangażowane w zwrot działki, m.in. b. urzędnik ratusza Jakub R. i adwokat Robert N. (przebywają w areszcie).

Na początku września ub.r. na polecenie ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego powołano łącznie trzy zespoły prokuratorskie do spraw warszawskiej reprywatyzacji: w prokuraturach regionalnych - wrocławskiej i warszawskiej oraz w Prokuraturze Krajowej.

>>> Czytaj też: Pierwsze lokale w Warszawie z programu Mieszkanie plus powstaną na gruntach Poczty Polskiej