Francuscy komentatorzy są zgodni, że zarówno gospodarz wizyty prezydent Emmanuel Macron, jak i gość prezydent USA Donald Trump robią wszystko, by była ona udana. Wielu zadaje pytanie, czy za "pocztówkami" z Pałacu Inwalidów i Wieży Eiffla, jest polityka.

Liczne komentarze na temat stanowiska prezydenta USA wobec umów paryskich w sprawie klimatu również sprowadzają się do tego pytania. Obserwatorzy najczęściej odpowiadają, że sugestia możliwości zmiany tego stanowiska "to tylko prezent Trumpa dla Macrona".

Podczas gdy jedni analitycy wierzą w możliwość ewolucji stanowiska w tej sprawie, inni przekonani są, że nie może się ono zmienić. A to dlatego, że - jak twierdzi historyk Corentin Sellin - "wyborcy Trumpa nie wierzą w globalne ocieplenie i odrzucenie umów paryskich jest warunkiem jego ponownego wyboru".

Historyk Francois Durpaire, specjalista od polityki amerykańskiej, wzywa, by "nie lekceważyć symbolicznego znaczenia tej wizyty". "Przypomnienie o wielowiekowym sojuszu ważne jest dla mieszkańców głębokiej amerykańskiej prowincji, wśród których Francja jest mało znana i jeszcze mniej lubiana" - powiedział.

Natomiast Thierry Arnaud z telewizji BFM uznał, że "dobrze jest przypomnieć Francuzom o tym sojuszu i o Amerykanach, którzy oddali życie za ich wolność", gdyż może to "roztopić stare pokłady francuskiego antyamerykanizmu".

Reklama

Według zastępcy redaktora naczelnego tygodnika "L’Express" Christiana Makariana prezydent Francji wykorzystał "okienko", jakie otworzyło się dzięki temu, że Niemcy są w okresie przedwyborczym, a Wielka Brytania przygotowuje sieę do Brexitu. Pomogło to zdaniem komentatora w "ustawieniu się Macrona w roli przywódcy Europy".

Makarian, podobnie jak inni francuscy komentatorzy, uznał, że przyjęcie prezydenta USA podnosi światowy prestiż prezydenta Francji i rolę ich kraju w - jak to ujął - "koncercie wielkich mocarstw".

Dziennikarze relacjonujący czwartkową konferencję prasową obu prezydentów za "nieprzyzwoite", "szokujące" lub "skandaliczne" uznali komplementy pod adresem prezydenta Chin Xi Jinpinga, wypowiedziane w dniu śmierci Liu Xiaobo, prześladowanego przez reżim komunistyczny dysydenta i laureata Pokojowej Nagrody Nobla.

W komentarzach pozostało niewiele dotychczasowej antypatii do Donalda Trumpa. Jej ślady odnaleźć można w komentarzu Johana Hufnagela, który pisze w piątkowym numerze dziennika "Liberation", że "choć można powiedzieć, że przyjmowanie Trumpa z całym przepychem Republiki jest trochę żenujące, to przyznać trzeba przecież, że wszelka próba spowodowania, by odszedł od swego izolacjonistycznego stanowiska, jest dobrym pomysłem".

"Przyjmowanie Trumpa, gdy wszyscy go odrzucają, to próba wzięcia go pod francuski protektorat" – pisze dziennikarz "Liberation".

I tłumaczy: "To może wyglądać na megalomanię, ale może zadziałać, szczególnie (że mamy do czynienia) z osobowością typu Trumpa. W sprawach Syrii, klimatu, handlu i obrony, świat, Francja i Europa potrzebują Ameryki, która się liczy. Choćby po to, by nie pozostawiać świata wyłącznie w rękach (prezydenta Rosji Władimira) Putina czy Xi, bo wiadomo, jak traktują dysydentów".

Historyk i komentator Anthony Bellanger uznał w telewizji BFM, że Macron, "przyjmując najpierw Putina, a teraz Trumpa, idzie śladami generała de Gaulle’a, który starał się ustawić Francję w równej odległości od obu supermocarstw".

Wszyscy niemal gratulują sobie wspólnego stanowiska Francji i USA w sprawach obrony, walki z terroryzmem i wojny domowej w Syrii. Często powtarzano zdanie, że w tych sprawach Macron rozmawiał z Trumpem, "jak równy z równym".

Szanowany we Francji komentator Patrice Chabanet pisze w piątkowym numerze dziennika "Le Journal de la Haute-Marne": "Niespodzianką tego spotkania jest oficjalne potwierdzenie przez głowę państwa radykalnej zmiany stanowiska Francji w sprawie konfliktu syryjskiego. To, że usunięcie (prezydenta Syrii) Baszara el-Asada nie jest już warunkiem wstępnym, przybliża nas do stanowiska amerykańskiego". I wskazuje, że "trzeba będzie jeszcze czekać kilka miesięcy, żeby wiedzieć, czy w zarysowujących się negocjacjach, Francja dostanie fotel, taboret, czy figę z makiem. Czyli, czy może liczyć na +przyjaciela Trumpa+".

Corentin Sellin zwrócił uwagę, że "widziana z Ameryki Francja jest bardzo odległa i mało ważna". Znany we Francji polemista Andre Bercoff uznał paryską wizytę gospodarza Białego Domu za "mały epizod" i wezwał, by "nie nadymać zanadto Macrona". Jego zdaniem "mimo gorączkowości" francuskiego prezydenta to "Trump rozdaje karty światowej gry".

Komentator zwrócił uwagę, że "nie należy czerpać wiedzy o popularności prezydenta USA z +New York Times+ i +Washington Post+, które prowadzą z nim wojnę". I przypomniał, że ci, którzy wybrali Donalda Trumpa, wciąż darzą go zaufaniem. Zwrócił też uwagę na popularność prezydenta USA w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.