W wieczornej rozmowie w TVP Info wiceszef resortu sprawiedliwości był pytany m.in. o zawarty w treści ustawy błąd dotyczący procedury wyboru I prezesa SN. Chodzi o art. 12. i 18. ustawy, z których jeden mówi, że Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego przedstawia prezydentowi RP pięciu kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego, spośród sędziów SN w stanie czynnym, a drugi, że do kompetencji Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN należy "dokonywanie wyboru trzech kandydatów" na stanowisko I prezesa SN oraz przedstawienie ich prezydentowi.

"Błędy pojawiają się w wielu projektach ustaw, bez względu na to, ile były procedowane. Są takie ustawy, które były procedowane przez rok czasu i i tak się tam pojawiają błędy; i po to jest parlament, żeby te błędy poprawiać" - odpowiedział wiceminister sprawiedliwości. Ocenił jednocześnie, że błędy w ustawie o SN to "nie są błędy kluczowe", tylko "redakcyjne" i "można je +załatwić+ na tle potem wykładni prawa i szybko te błędy naprawić".

Jaki przekonywał także, że to nieprawda, że - jak twierdzi część krytyków przyjętego kształtu zmian w wymiarze sprawiedliwości - reforma sądownictwa ma charakter kadrowy. Zwrócił w tym kontekście uwagę na bardzo ważne - jego zdaniem - zmiany systemowe, wymieniając losowanie składów sędziowskich do spraw, wzmocnienie sędziów liniowych względem prezesów sądów, wprowadzenie kar za przewlekłość postępowań, umożliwienie organizacjom społecznym udziału jako stronie w procesie karnym, a także jawność postępowań karnych i oświadczeń majątkowych sędziów. "Sędziowie to jest też władza i mają pracować jawnie" - argumentował. Wiceszef MS wskazał również, iż reformy wiążą się z obniżeniem kosztów postępowania sądowego dla obywateli.

Zaznaczył jednocześnie, że jeżeli ktoś twierdzi, że da się zmienić sądownictwo bez wymiany kadrowej, to "jest to naiwność". "To jest mniej więcej tak samo, jak by wierzyć w to, że jak skompromitowały się władze jakiejś firmy i bez wymiany kadrowej (...) wystarczy zmienić strukturę, poprzesuwać jakieś różne działy i wszystko będzie dobrze; nie będzie dobrze" - przekonywał Jaki.

Reklama

Polityk polemizował z zarzutami, iż PiS chce "wprowadzić swoich sędziów do SN". "Przepraszam, jakich naszych sędziów? Czy jest jakaś szkółka PiS-u, która szkoli sędziów? 10 tys. sędziów, których mamy w Polsce, to będą dalej ci sami sędziowie" - podkreślał wiceminister. Jako manipulację określił ponadto tezę, że po wejściu w życiu ustawy "przez ten okres przejściowy, kiedy wygaśnie kadencja wszystkich sędziów SN, to minister sprawiedliwości będzie wyznaczał, kto w tym sądzie zostanie i kto nie, i że to będą sędziowie PiS-owscy". "Przecież minister będzie mógł wyznaczyć tylko spośród tych sędziów, którzy tam już są w tym SN, a przecież tam są sędziowie głównie nominowani przez prezydenta Komorowskiego i przez prezydenta Kwaśniewskiego (...), a potem, po tym okresie przejściowym, sędziowie normalnie będą wybierani przez KRS" - mówił Jaki.

Polityk odniósł się także do zarzutów dotyczących zbyt szybkiego tempa procedowania zmian w parlamencie. "Tak naprawdę reforma o sądownictwie toczy się 27 lat i przychodzi czas, że trzeba podejmować decyzje. Dlatego jeżeli ktoś dzisiaj mówi, że my w nocy szybko je podejmujemy, (odpowiadam:) nie, ta dyskusja toczy się już za długo, tyle młodych ludzi wyjechało za granicę, najwyższy czas podejmować decyzje" - argumentował Jaki.

"Za każdym razem, kiedy dochodzi się do takiego momentu, że polskie państwo można było zdekomunizować - czyli to już wszystko, co mają za sobą Węgry, Czechy, Niemcy również, NRD - to zawsze na końcu ktoś wymięka. Wymięka, bo są protesty, bo są potężne grupy oligarchiczne, które generują te wszystkie procesy. I potem, po wielu latach się budzimy, że czemu tego nie zrobiliśmy - tak jak w przypadku ustawy reprywatyzacyjnej, która została zawetowana" - mówił wiceminister. Dlatego - podkreślił - "my teraz nie możemy wymięknąć, bo nas rozliczą następne pokolenia - nie za to, co teraz robimy, tylko za to, czego nie zrobiliśmy".

Według Jakiego w kontekście reform wymiaru sprawiedliwości wyszło na jaw, że "część ludzi, również po prawej stronie" tęskni za tym, żeby PiS było "partią fajną, żeby wszyscy się z nami zgadzali itd.". "Ja powiem tak: my możemy zrezygnować dzisiaj z tych reform sądownictwa (...) i możemy powiedzieć, że my będziemy znów partią PR-u, tak jak PO. Ale my obiecywaliśmy Polakom, że będziemy inni. My musimy się zdecydować: czy chcemy wprowadzać twarde zmiany - a twarde zmiany zawsze bolą (...) - czy chcemy być partią PR-u i nie wchodzić w trudne tematy; tylko że wtedy nigdy nie zmienimy sądownictwa" - mówił polityk.

Odnosząc się do trwających w kraju demonstracji przeciwko uchwalonym zmianom w wymiarze sprawiedliwości wiceszef MS stwierdził, że "gigantyczne protesty" pojawiały się "za każdym razem, kiedy ktoś próbował zmienić sądownictwo". Zaznaczył jednocześnie, że - jego zdaniem - demonstrujący młodzi ludzie mają dobre intencje. "Jak ja bym sam oglądał TVN i nie znał tych wszystkich argumentów, nie wiedział, jak działał system, to ja sam mógłbym uwierzyć, że w Polsce dzieje się coś złego" - powiedział Jaki.

Jak zaznaczył, planowana reforma "nie jest żadnym zagrożeniem dla trójpodziału władzy". Zdaniem wiceministra problemem jest natomiast, że o ile w Polsce władza ustawodawcza i wykonawcza poddawane są regularnej kontroli obywateli, o tyle trzecia władza "wyjęta jest spod jakiejkolwiek kontroli" i "sama się wybiera, sama się kontroluje, sama się powołuje". "Prawdziwy trójpodział władzy to jest +check and balance+, to znaczy, żeby te władze się wzajemnie balansowały i wpływały na siebie" - przekonywał polityk.

"Tak naprawdę, ja powiem państwu, o co chodzi tym ludziom z PO i tym ludziom, którzy was nakręcają do tych protestów. Oni napisali na Sądzie Najwyższym, że to jest ich sąd i taka jest prawda (...). To jest sąd tych elit III Rzeczypospolitej" - powiedział wiceminister.

Jak dodał, "grupy opozycyjne walczą o to, żeby to dalej był ich sąd". "A my nie chcemy, żeby to był ich sąd, żeby to był sąd opozycji, który będzie skręcał sprawy łapówek, tak jak sprawę łapówki pani Sawickiej, tylko żeby to był sąd wszystkich Polaków" - podkreślił Jaki.

Pytany o to, jakiej decyzji prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie trzech ustaw dot. sądownictwa się spodziewa, wiceszef MS powiedział, że byłby "bardzo zdziwiony, gdyby prezydent zastosował weto". "Prezydent oczywiście ma takie prawo, ale byłbym bardzo zdziwiony, ponieważ to by oznaczało, że nie będzie realnej reformy sądownictwa; i proszę bardzo, ja mogę się też z tym zgodzić, tylko że ja uważam, że to jest niezgodne z tym, co obiecywaliśmy ludziom" - zaznaczył.

"Jeżeli prezydent by zastosował weto, to przejmie na siebie pewną odpowiedzialność za to, co się działo dalej w wymiarze sprawiedliwości, bo będzie tak, jak to było zwykle: że reforma już była blisko, ale nie dało się jej do końca przeprowadzić. I to już prezydent będzie musiał wytłumaczyć, dlaczego tak się stało" - dodał Jaki. (PAP)