Dowództwo wenezuelskich sił zbrojnych wyznaczyło do ochrony lokali wyborczych 200 000 żołnierzy. Prezydent Nicolas Maduro przypomniał w czwartek, nie precyzując, jakie działania ma na myśli, że za próby "sabotowania" i "bojkotowania" wyborów grożą kary od pięciu do dziesięciu lat więzienia.

W atmosferze narastającego w kraju napięcia przywódcy demokratycznej opozycji ogłosili nazajutrz, że nie wzywają do bojkotowania wyborów, do czego zachęcali niektórzy jej działacze, ale staną na czele pokojowych demonstracji przeciwko dyktaturze Nicolasa Maduro. Mają się one odbyć w niedzielę wyborczą na głównych ulicach Caracas i innych miast.

W niektórych apelach do wyborców opozycja wzywa także do wznoszenia barykad na ważnych arteriach komunikacyjnych.

Regionalne biura opozycyjnej Koalicji na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD) w 23 stanach Wenezueli, jak zapowiedział jej lider, dwukrotny kandydat w wyborach prezydenckich Henrique Capriles, "wyznaczą arterię miejską, na której powinna skoncentrować się opozycja".

Reklama

"Powinny pojawić się w mediach dwa zdjęcia: na jednym obraz pustego lokalu wyborczego, na drugim - głównej ulicy czy alei miasta wypełnionej demonstrantami" - głoszą ulotki rozpowszechniane przez przeciwników rządu.

Zadaniem Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego złożonego z 545 członków, którzy mają być wybrani w niedzielnym glosowaniu, będzie zredagowanie nowej Konstytucji całkowicie zgodnej z wolą prezydenta Maduro.

Według wenezuelskiego Instytutu Badania Opinii Publicznej Datanalisis, celowo skomplikowany i niejasny system głosowania opracowany przez doradców Maduro pozwoli ok. 62 procentom spośród 19,8 miliona wyborców głosować dwukrotnie: z list terytorialnych i tzw. społeczno-zawodowych. Prezydent i jego współpracownicy odbyli spotkania przedwyborcze w najważniejszych upaństwowionych przedsiębiorstwach, przedstawiając udział ich pracowników w głosowaniu jako kwestię patriotyzmu i dyscypliny, od której zależy dalszy los ich zakładów i ich samych.

Aby ułatwić wyborcom udział w głosowaniu do Konstytuanty, każdy uprawiony do tego Wenezuelczyk, jak postanowił rząd, może po raz pierwszy wejść prosto z ulicy do dowolnego lokalu wyborczego i po sprawdzeniu jego uprawnień do udziału w wyborach oddać swój głos.

Członkowie Konstytuanty, której kadencja nie została określona ustawą, będą mieli praktycznie niegraniczony czas na dokonanie zmian w prawodawstwie wenezuelskim, w tym dotyczących wyborów nowego parlamentu (obecny, w którym ogromną większość ma opozycja, został praktycznie pozbawiony przez rząd swych prerogatyw i sterroryzowany przez bojówkarzy).

Maduro, ambitny, ale nieudolny polityk objął w 2013 r. prezydenturę po śmierci Hugo Chaveza, twórcy socjalnej "rewolucji boliwariańskiej" dokonanej w imieniu milionów "wykluczonych" w tym kraju, bogatym największymi zasobami ropy naftowej. Jego kadencja kończy się w 2019 roku. Obawia się - jak podkreślają przywódcy opozycji - że nie dotrwa do jej końca, ponieważ wskutek głębokiego kryzysu gospodarczego, w jaki popadł kraj w ciągu ostatnich dwóch lat, traci poparcie we własnych szeregach.

Z niedzielnymi wyborami do Konstytuanty wiąże m.in. nadzieje na przedłużenie swego mandatu, który wygasa 10 stycznia 2019 roku.

>>> Czytaj też: ONZ wzywa Wenezuelę do poszanowania swobody demonstrowania