Ekonomiści, którzy przedstawiają swoje opinie jako fakty, albo ci, którzy w nieuprawniony sposób czynią się przedstawicielami „naukowego konsensusu”, po prostu oszukują kosztem całego środowiska. Nie powinno im to ujść płazem - pisze Mark Buchanan.

Wielu ekonomistów autentycznie chce sprawić, aby ich badania były bardziej naukowe, tzn. ufundowane na dowodach empirycznych, a nie na teorii czy, co gorsza, ideologii. Niedawny artykuł czterech prominentnych badaczy uwidacznia stopień, do jakiego ideologia pozostaje pod tym względem naprawdę dużym problemem.

Mój kolega Justin Fox, który również publikuje na łamach Bloomberga, zwrócił niedawno uwagę na badanie grupy konserwatywnych ekonomistów, m.in. R. Glenna Hubbarda z Colombia Business School oraz Johna Tylora z Hoover Institution przy Uniwersytecie Stanforda. Uważają oni, że obecna stagnacja gospodarcza nie ma nic wspólnego z konsekwencjami kryzysu finansowego, a takie polityki, jak obniżanie podatków i cięcia wydatków na cele socjalne, zwiększyłyby wzrost gospodarczy. Badacze ci uważają, że wniosek taki wypływa z analizy danych na temat poprzednich kryzysów oraz okresów poprawy w gospodarce.

Justin Fox zauważa, że ich analiza w zasadzie opiera się na wygodnym i arbitralnym doborze danych. Wśród branych pod uwagę kryzysów uwzględniono bowiem również takie okresy pogorszenia w gospodarce, które przez większość ekonomistów nie są uznawane za kryzysy. Co więcej, w dziwny sposób badacze uznali, że dekada Wielkiego Kryzysu to okres „szybkiej poprawy” i wyjścia z recesji 1929 roku.

Co gorsza, ich artykuł opiera się na zupełnie nieuzasadnionym przekonaniu, a wręcz pewności. Badacze bowiem śmiało twierdzą: „Teoria ekonomii i doświadczenie historyczne wskazuje, że polityki gospodarcze są podstawową przyczyną zarówno spadku produktywności jak i słabego rynku pracy”. To umyślne i błędne przedstawienie obecnej sytuacji. Ekonomiści przecież mają różne poglądy na temat źródeł ostatnich problemów gospodarczych oraz pozostają podzieleni i niepewni jeśli chodzi o fundamentalne przyczyny wzrostu gospodarczego.

Reklama

Autorzy rzecz jasna mają pełne prawo do wyrażania swoich poglądów i opinii. Ale gdy zawodowy ekonomista pisze jako ekspert i używa danej teorii jako bazy dla swoich poglądów, ma również obowiązek przedstawić tę teorię, a także uczciwie pokazać, jak inni ekonomiści się do niej odnoszą. Jeśli tego nie zrobi, to jest zupełnie nieprofesjonalny. Nie ma w tym uczciwego, opartego o naukowe dowody podejścia, o co tak bardzo walczą ekonomiści.
Pytanie brzmi, czy ekonomiści, mogą w ogóle coś z tym zrobić. Czy posiadają pewne standardy? A jeśli tak, to jak je wzmocnić?

Tak jak regulatorzy rynku finansowego, tak samo ekonomiści mogą być przechwyceni przez potężne korporacje i jednostki – na co zwracał uwagę Luis Zingales z Uniwersytetu Chicagowskiego. W szczególności konserwatystom udało się wykorzystywać badania do swoich własnych celów, m.in. poprzez tworzenie thnik-tanków oraz finansowanie ekonomistów, którzy ukrywali argumenty ideologiczne pod pozornie obiektywnym, akademickim językiem. Wysiłki w tym zakresie są podejmowane od lat 80. XX wieku.

Jednym z ostatnich przykładów takich działań może być kontrowersyjna książka „Democracy in Chains”, której autorka historyczka Nancy MacLean proponuje przemysłowemu miliarderowi Charlesowi Kochowi wspieranie libertariańskiego ekonomisty Jamesa Buchanana.

Jak ekonomiści mogą walczyć z takim zjawiskiem? Luis Zingales sugeruje, że jednym z narzędzi mogłoby być publiczne ośmieszenie. Tak samo, jak np. w filmie „Inside Job” (
„Szwindel”), ujawniającym prominentnych naukowców, którzy ukrywali, że przyjmują pieniądze od wielkich firm z Wall Street. Wśród zlustrowanych naukowców znalazł się też konserwatywny ekonomista i współautor wspomnianego na początku artykułu - R. Glenn Hubbard z Colombia Business School.

Ośmieszenie wydaje się odpowiednie. W końcu autorytet i zaufanie to zasoby, z których czerpią wszyscy ekonomiści. I jeśli chcą zachować te zasoby, to powinni posłuchać rady laureatki Nagrody Nobla Elinor Ostrom. Pokazała ona, że skuteczne zarządzanie takimi zasobami wymaga efektywnych środków w zakresie wskazywania standardów i zasad, np. poprzez karanie i zapobieganie niewłaściwym zachowaniom jednostek z danej grupy.

Ekonomiści, którzy przedstawiają swoje opinie jako fakty, albo ci, którzy w nieuprawniony sposób czynią się przedstawicielami „naukowego konsensusu”, po prostu oszukują kosztem całego środowiska. Nie powinno im to ujść płazem.

>>> Czytaj też: Jak poznać firmę przed rozmową o pracę? Trzeba wybrać się na internetowe przeszpiegi