Zarówno rosyjscy, jak też amerykańscy generałowie, mają interes w testowaniu przeciwko sobie najnowszej broni - pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

W odpowiedzi na eskalację napięcia na linii USA-Rosja powstaje rzekomo wspólny plan Pentagonu i Departament Stanu dostarczenia Ukrainie „śmiercionośnej defensywnej broni”. To aktualna i kusząca perspektywa dla generałów z USA i Rosji, która umożliwiłaby im przetestowanie niektórych najnowocześniejszych broni. Uczyniłoby to jednak prawdopodobnie konflikt na we wschodniej Ukrainie jeszcze krwawszym.

Wall Street Journal poinformował, że USA mogą wyposażyć Ukrainę w przeciwpancerne pociski Javelin i być może też systemy antyrakietowe. Jak dotąd nad wschodnią Ukrainą nie były prowadzone żadne powietrzne walki, które w tym momencie są zbędne, więc wspomniane systemy są niepotrzebne i nie zostaną wykorzystane, dopóki Rosja nie zacznie pełnej ofensywy ˗ czyli czegoś, na co miała kilka okazji i prawdopodobnie nigdy się na to nie zdecyduje. Javeliny to zupełnie inna kwestia. Ukraińcy chcą ich z bardzo praktycznych powodów.

Specjalny przedstawiciel USA ds. Ukrainy Kurt Volker powiedział, że „jest tam więcej rosyjskich czołgów (na wschodzie Ukrainy – przyp. red.), niż łącznie w całej zachodniej Europie”. Być może usłyszał te słowa w Kijowie, gdzie przeróżne czołgi walczą pod sztandarami dwóch nierozpoznanych, prorosyjskich „republik ludowych” Doniecka i Ługańska. Ich szacunkowa liczba zbliża się do tysiąca, a rosyjska telewizja poinformowała za pomocą tabeli prezentującej wojskowy bilans sprzętu, że znajduje się tam 700 bezpaństwowych czołgów. Niemcy i Francja posiadają łącznie 949 czołgów.

Rosja odmówiła wysłania jakichkolwiek czołgów separatystom, twierdząc że obecne tam są zdobyczą lub pozostałością po ogromnym ukraińskim tajnym składzie sowieckiej broni. To nieprawda. Stockholm International Peace Research Institute, który śledzi międzynarodowy transfer uzbrojenia, zarejestrował dostawy rosyjskich czołgów dla separatystów. Wysyła więcej niż potrzeba, a istnieją dowody, że dostarczała je też w 2015 roku, co przyczyniło w dużej mierze się do największej militarnej klęski Ukrainy w tej wojnie, w pobliżu ważnego węzła kolejowego Debalcewo.

Reklama

- Pociski przeciwpancerne typu Javelin byłyby wielką pomocą – powiedział w czerwcu na konferencji prasowej marszałek ukraińskiego parlamentu Andrij Parubij. – Jeśli spalilibyśmy kilkadziesiąt rosyjskich czołgów w Debalcewie, byłby to istotny krok na drodze do przywrócenia pokoju we wschodniej części naszego kraju – dodał.

W rzeczywistości wykorzystanie Javelinów na większość separatystycznych, a właściwie rosyjskich czołgów wykorzystywanych we wschodniej Ukrainie, byłoby jak pacnięcie muchy młotkiem. Rosja ma więcej czołgów, niż jakikolwiek kraj na świecie ˗ ponad 20 tys. ˗ ponieważ przeważająca większość z nich jest zbędnymi, łatwymi do zniszczenia, starymi modelami, takimi jak T-72, które zostały po raz pierwszy wprowadzone w 1973 roku oraz modelami T-80, które weszły do użytku w następnej dekadzie. Wiele z nich jest potrzebnych do zapewnienia przewagi, więc nieważne jak wiele z nich zniszczy wróg, niektóre i tak przebiją się do celu.

Rosja wykorzystywała je z różną skutecznością w lokalnych konfliktach; począwszy od wojny domowej w Czeczenii w latach 90., gdzie rebelianci szybko nauczyli się zamieniać rosyjskie czołgi w stos trumien, aż do szybkiej inwazji na Gruzję w 2008 roku, gdy mały transkaukaski region został po prostu przytłoczony przez szybki rosyjski atak. Ukraińska armia także polega na tych maszynach. Oba kraje (Rosja i Ukraina – przyp. red.) zmodernizowały model T-72, jednak jego usprawnienie było tylko częściowe.

Czołgi T-72 i T-80 są skutecznie niszczone za pomocą radzieckiej broni rozmieszczonej przez ukraińskich żołnierzy i prorosyjskich separatystów. Javeliny, które zostały zaadaptowane przez amerykańską armię w połowie lat 90., są potrzebne do zniszczenia najlepszych używanych obecnie przez Rosję czołgów T-90 wyposażonych w nowoczesny pancerz reaktywny Relikt (rodzaj ochrony, która wykorzystuje wybuchową zewnętrzną warstwę z pancerzem pod spodem). Javeliny zostały zaprojektowane, by radzić sobie z takimi systemami skuteczniej, niż większość istniejących rakiet przeciwpancernych.

Nie zanotowano jednak, by czołg T-90 został trafiony przez Javelina. W zeszłym roku syryjscy rebelianci posiadali starsze amerykańskie pociski, jeden z nich typu BGM-71 TOW-2A trafił w czołg T-90, który był wyposażony w przestarzały pancerz reaktywny typu Kontakt 5, jednakże pozostał niemalże nietknięty. Javelin prawdopodobnie zniszczyłby go, ale nie jest jasne, jak potoczyłyby się wypadki, gdyby był wyposażony w nowszy pancerz reaktywny.

Rosja twierdzi, że czołgi zbudowane na podstawie najnowocześniejszych modeli T-14 Armata będą zdolne do odparcia ataku ze strony jakichkolwiek przeciwpancernych pocisków posiadanych obecnie przez NATO: mają nawet bardziej zaawansowane systemy obronne od Reliktu. Jednak Armata jest nadal w fazie testowej.

Rosja traktuje pola bitwy ostatnich konfliktów zbrojnych jako szansę na przetestowanie swojej broni. Prezydent Władimir Putin powiedział, że udział w wojnie w Syrii był lepszym sposobem na wykorzystanie wojskowego budżetu na ćwiczenia, niż zastosowanie konwencjonalnych manewrów testowych: „ tylko w warunkach polowych możemy naprawdę przetestować wykorzystywany sprzęt, zlokalizować problemy z nim związane i znaleźć ich rozwiązanie”.

Pojawi się pokusa, by przetestować poprzednią, a być może nawet nową generację rosyjskich czołgów przeciwko Javelinom.

Amerykańscy generałowie również chcą tego testu. Jeśli USA nie miałyby efektywnej obrony przeciwko rosyjskim nowoczesnym czołgom, to byłby to problem.

Chociaż grupa śledcza Bellingcat, która monitoruje rosyjskie zaangażowanie we wschodnioukraiński konflikt, zaobserwowała tam obecność T-90, walki na Ukrainie odbywają się głównie z wykorzystaniem radzieckiej broni. Rozsądnie można jednak założyć, że jeśli USA rozpoczną własne dostawy na Ukrainę, to rebelianci zostaną wyposażeni w nowocześniejsze uzbrojenie. Może to spowodować, że wojna, która już doprowadziła do śmierci 10 tys. osób, stanie się jeszcze bardziej śmiercionośna.

Dwa lata po tym, jak obie strony okopały się w istocie na istniejących liniach demarkacyjnych (z niewielkimi naruszeniami), wojskowo niezbędne jest dostarczenie Ukrainie śmiercionośnej broni. Chyba, że USA chcą zachęcić ją do odbicia „republik ludowych”. To byłby błąd. Chociaż Rosja nie ma wystarczających zasobów do przejęcia i kontrolowania Ukrainy, to kraj ten ciągle stoi w obliczu innych wojskowych zagrożeń, bo Kreml ma wiele pieniędzy, siły militarnej i determinacji do obrony separatystów. Utrata kontroli nad wschodnią Ukrainą pozbawiłaby Putina aury niezwyciężonego przywódcy, co zwiększyłoby jego podatność na wewnętrzne i zewnętrzne zagrożenia.

Jest jednak bardzo prawdopodobne, że USA zintensyfikują swoje działania na Ukrainie na użytek wewnętrznej polityki ˗ z tego samego powodu wysłały w tym tygodniu do Estonii, Gruzji i Czarnogóry wiceprezydenta Mike’a Pence’a, pokazując tym samym wsparcie dla tych państw ze strony USA. Z tego samego powodu prezydent Donald Trump naciska na nałożenie na Rosję sankcji. Jednakże w przeciwieństwie do tych działań uzbrojenie Ukrainy prawdopodobnie doprowadzi do dalszego rozlewu krwi.