Wyniki najnowszych sondaży wskazują, że większość Francuzów nie ufa polityce prezydenta Emmanuela Macrona – piszą w piątek paryskie gazety. Uczestnik debaty w radiu France Info określił spadek popularności Macrona zejściem "z Olimpu na Skałę Tarpejską".

W zależności od badania francuski prezydent ma 36-40 proc. poparcia. W maju Macron wygrał drugą turę wyborów prezydenckich z 66 proc. głosów.

Komentując opublikowane w czwartek i piątek wyniki sondaży, niektóre media, jak np. francuski Huffington Post, mówią o "spadku popularności", a inne, jak tygodnik "Le Point", nazywają to "tragicznym upadkiem". Wpływowy miesięcznik "Causeur" pyta, czy to "początek końca".

Zdaniem obserwatorów przyczyny odwrócenia się opinii publicznej od prezydenta to w pierwszym rzędzie cięcia budżetowe, dotykające zarówno klas średnich, jak i najuboższych obywateli, oraz rozdźwięk między doskonałą komunikacją a decyzjami politycznymi, które często są jej zaprzeczeniem.

Cytowany w piątek przez liczne media politolog Jerome Fourquet z instytutu badania opinii publicznej Ifop twierdzi, że "w części społeczeństwa zaczyna przeważać przekonanie, iż ma ono do czynienia z wielkim czarusiem i doskonałym specem od komunikacji" oraz że ten "hollywoodzki" PR jest tak naprawdę narzędziem polityki zaciskania pasa.

Reklama

Do pretensji wobec troski prezydenta o własną kieszeń politolog dodaje krytykę ze strony lewicy wobec "przyjmowania z wielką pompą Władimira Putina i Donalda Trumpa", prezydentów Rosji i USA.

Fourquet zaznacza ponadto, że zarówno lewica, jak i prawica, bardzo źle odebrały dymisję szefa sztabu generalnego francuskich sił zbrojnych Pierre'a de Villiersa, tym bardziej, że powodem tej decyzji były cięcia w budżecie obronnym, co stanowi zerwanie jednej z obietnic wyborczych prezydenta.

Z kolei deputowany prawicowej partii Republikanie Daniel Fasquelle w wywiadzie dla radia Europe1 zarzucił prezydentowi, że chce sam naciskać na wszystkie guziki, kontrolować całą władzę, (...) osłabić wszelkie siły równoważące. Zabiera się za gminy, za parlament, chce odebrać prasie należne jej miejsce". Francuzi oceniają to "coraz bardziej surowo i mają rację" – powiedział deputowany.

Dla wysokiego rangą członka Partii Socjalistycznej Rachida Temala "to, co spotyka prezydenta Macrona, to nie turbulencje, ale zejście do piekieł". Zdaniem lewicowego polityka prezydent wywołał "prawdziwe zaniepokojenie, a nawet sprawił, że obywatele się odkochali". "Zniknęły niejasności i widać, że programem (Macrona) jest zaciskanie pasa" - tłumaczył polityk.

Jednocześnie eurodeputowana populistycznego Frontu Narodowego Sophie Montel powiedziała: "Magia Macrona wyraźnie przestaje działać, bo prezydent Republiki w sondażach stacza się na łeb na szyję. (...) Ale to normalne, bo wiele rzeczy powoduje strach lub przygnębienie Francuzów. Choćby katastrofalne dla zatrudnionych prawo pracy, które będzie wprowadzone dekretami".

Natomiast filozof Paul Thibaud zarzucił prezydentowi "brak narodowej ambicji". Za "zasługujący na naganę błąd" uważa lipcowe przemówienie, w którym Macron uznał, że to Francja jest winna wywiezienia do obozów i śmierci Żydów schwytanych w "łapance Vel' d'Hiv" w 1942 roku zorganizowanej przez francuską policję. Jego zdaniem "nie wolno mylić kolaboracyjnego rządu Vichy z Francją". "Ta łapanka – podkreśla Thibaud – byłaby nie do pomyślenia bez inicjatywy Niemców, a o tym nie było słowa w przemówieniu prezydenta".

"Wydaje mi się, że Macron u władzy potwierdza moje przeczucia: mąż swej matki, a więc bezbronne wobec trudności, rozkapryszone dziecko, które nie jest w stanie stać się osobowością polityczną" – podsumował ten szanowany we Francji katolicki myśliciel.

Z kolei Alexandra Schwartzbrod z dziennika "Liberation" zwraca uwagę, że "o ile na arenie międzynarodowej pierwsze kroki głowy państwa wydawały się obiecujące, jego pierwsze zapowiedzi polityczne i społeczne są w najlepszym wypadku niedopracowane, a w najgorszym - katastrofalne".

Obserwatorzy nie widzą jednocześnie żadnych konkretnych korzyści ze spektakularnego przyjęcia we Francji Putina i Trumpa. Również dobra relacja z kanclerz Niemiec Angelą Merkel ogranicza się ich zdaniem głównie do wspólnych fotografii.

Politolog z paryskiego Intytutu Nauk Politycznych Christian Lequesne podkreśla "całkowicie różne podejście Paryża i Berlina" do spraw obronnych. "Dla Paryża – twierdzi – stosunki z Moskwą mają być pragmatyczne, podporządkowane interesom narodowym. Dla Berlina wpisują się one w obronę terytorialną i architekturę bezpieczeństwa europejskiego, której fundamenty oparte są o niepodważalne reguły. Dla Niemiec priorytet to wysłanie żołnierzy na Litwę w imię nowych zabezpieczeń NATO powziętych po aneksji Krymu. Dla Francji nie jest to priorytetem".

Z Paryża Ludwik Lewin

>>> Polecamy: Jeśli UE chce się rozwijać, to nie może pozwolić na odwrócenie Brexitu i powrót Wielkiej Brytanii