7,2 proc. – taki wzrost PKB za 2016 rok może imponować. Tym bardziej, że to wynik osiągnięty sześć lat po recesji z 2009 i 2010 roku. Szybsze tempo wzrostu notowano ostatnio w 2007 roku, kiedy gospodarka małej Islandii urosła aż o 9,3 proc. PKB liczone w dolarach wyniosło wówczas 21,3 mld, w zeszłym roku zaś 20,05 mld dol. Rok 2017 może przynieść powrót do przedkryzysowych szczytów.
ikona lupy />
Inflacja CPI w Islandii / Media

„Korona umacnia się pomimo niemal całkowitej liberalizacji kontroli kapitału między październikiem 2016 roku a marcem 2017 roku. Na koniec czerwca wzrosła o 20,1 proc. w stosunku do dolara i o 17,3 proc. wobec euro. Pozwoliło to na zgromadzenie rezerw walutowych na 8,8 mies. bieżących płatności zewnętrznych na koniec 2016 roku. Nadwyżka na rachunku obrotów bieżących wzrosła do 7,9 proc. PKB w 2016 roku z powodu silniejszego niż oczekiwano wzrostu przychodów z turystyki. Oczekujemy, że spora aktywność turystyczna utrzyma się w horyzoncie prognozy, wspierając dużą nadwyżkę” – czytamy w komunikacie agencji Fitch, która 7 lipca podniosła rating z poziomu BBB+ na A- (taki sam ma Polska).

Każda analiza makroekonomiczna Islandii musi uwzględniać turystykę. Kraj, który ma 338 tys. mieszkańców odwiedziło w zeszłym roku aż 1,8 mln osób. Wymieniając swoje waluty na koronę przyczyniają się do jej znacznego umocnienia. Ponadto sektor turystyczny zatrudnia najwięcej ludzi i jest głównym czynnikiem, dzięki któremu stopa bezrobocia w marcu 2017 roku wynosiła tylko 2,4 proc. – była najniższa wśród krajów OECD.

Płace rosną w dwucyfrowym tempie, a inflacja CPI, choć w czerwcu wyniosła tylko 1,8 proc. (cel banku centralnego to 2,5 proc.) w takich warunkach może szybko się podnosić.

Reklama

Rozgrzana gospodarka

„Wzrost presji popytowej mógłby prowadzić do nierównowagi finansowej, jeśli spowoduje przegrzanie i/lub zakończy się nagłym zwrotem. Jedne z najoczywistszych objawów takiej presji można zaobserwować na rynku mieszkaniowym, gdzie ceny wzrosły gwałtownie w ostatnim czasie, ponieważ nowe inwestycje nie były w stanie dotrzymać kroku popytowi wynikającemu ze wzrostu liczby ludności i boomu turystycznego. Ceny są obecnie wysokie w kontekście historycznym, w ostatnich miesiącach ich wzrost przekraczał wzrost płac. Ryzyko polega na tym, że wysokie ceny nieruchomości powodują zwiększone zadłużenie, co czyni gospodarstwa domowe i firmy bardziej narażonymi na potencjalne zakłócenia gospodarcze” – wyjaśniał szef banku centralnego Islandii Mar Gudmundsson we wstępie do raportu o stabilności.

W raporcie znajdujemy też konkretne liczby – ceny domów na Islandii rosną nieprzerwanie od 2011 roku, a w tym roku jeszcze przyśpieszyły. W lutym 2017 roku 12-miesięczna stopa wzrostu cen nieruchomości osiągnęła 18,6 proc. Takiemu wynikowi sprzyjała niska podaż domów, niskie stopy procentowe i rosnące dochody ludności. Dochód do dyspozycji wzrósł o jedną czwartą w ciągu ostatnich czterech lat i to mimo tego, że o ponad 5 proc. w latach 2013-2016 wzrosła sama liczba ludności.

Wszystkie te czynniki: dwucyfrowy wzrost płac, silna korona, rosnące ceny nieruchomości przy utrzymującej się niskiej inflacji i niskich stopach procentowych, stwarzają ryzyko przegrzania gospodarki. Mar Gudmundsson w jednym z wywiadów przyznał, że stopy procentowe w jego kraju powinny być wyższe, ale mała i otwarta gospodarka nie może mieć o wiele wyższego kosztu pieniądza niż jej partnerzy handlowi. Dlatego każde sygnały o zaostrzaniu polityki pieniężnej przez Europejski Bank Centralny są wyczekiwane z nadzieją przede wszystkim na Islandii.

Nie jest oczywiście tak, że gospodarka Islandii ma wyłącznie rosnące nierównowagi. Sytuacja fiskalna jest dobra a międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto dodatnia. Oznacza to, że Islandia ma więcej aktywów za granicą niż długów.

Lekcje z kryzysu

To ostanie jest szczególnie ciekawe w kraju, którego banki dekadę temu miały aktywa 10-krotnie przekraczające PKB i dwie trzecie bilansu w walutach obcych. Ten fakt wymusił jednak także inne postępowanie niż np. w przypadku Irlandii, która też zmagała się wówczas z kryzysem bankowym. Irlandzkie banki były za duże, aby upaść więc ratowano je z publicznych pieniędzy, islandzkie banki były za duże, by mógł je uratować budżet małej wyspy.

Islandia choć nie jest członkiem Unii Europejskiej, uczestniczy od 1994 roku w Europejskim Obszarze Gospodarczym i ma tzw. europejski paszport dla instytucji finansowych. Tamtejsze banki skwapliwie z tego korzystały i rosły w niekontrolowany sposób. Nabywały instytucje finansowe w innych krajach, otwierały filie i prowadziły zagraniczne operacje, w tym przyjmowanie depozytów w walutach, które koroną islandzką nie były.

Autor: Marek Pielach

ikona lupy />