W 2030 r. w Polsce będzie tylko niecałe 13 GW elektrowni na węgiel kamienny i 6 GW na brunatny. Zapotrzebowanie sięgnie 185 TWh, z czego aż 32 TWh zostanie pokryte przez wiatr i fotowoltaikę.

To nie jest scenariusz pisany przez „zieloną” organizację pozarządową, ale wnioski z oficjalnej analizy zamówionej przez Komisję Europejską. Liczący 160 stron dokument opracowała renomowana francuska firma Artelys. Analiza dotyczy głównie elastyczności systemów energetycznych i możliwości integracji źródeł odnawialnych z konwencjonalnymi. Najważniejsze jest jednak to że Artelys pokusił się o prognozy dla wszystkich krajów UE. Firma posługuje się specjalistycznymi modelami matematycznymi, ale z raportu nie wynika w żaden sposób – przynajmniej w przypadku naszego kraju - żeby brała pod uwagę oficjalne deklaracje Warszawy.

Według Artelysa Polska będzie w 2030 r. potrzebować 185 TWh prądu – czyli o 20 TWh więcej niż zużyliśmy w 2016 r. Zużycie ma więc rosnąć o 1,5 TWh rocznie. Widać z tego, że francuscy analitycy wierzą w potencjał polskiej gospodarki, pytanie czy doceniają możliwości jakie daje zwiększanie efektywności energetycznej. To jednak w sumie szczegół – w Polsce jest wielu energetyków, którzy prognozują podobny wzrost zużycia.

Ale co nam wyprodukuje ten prąd? Otóż modele podpowiedziały Francuzom, że w nad Wisłą i Odrą zostanie zaledwie 12,9 GW elektrowni na węgiel kamienny i 6,3 na węgiel brunatny. Dziś mamy ok. 19 GW mocy na ten pierwszy i 9 GW na ten drugi.

To jednak nie jest największe zaskoczenie, w końcu znaczna część spośród nich jest przestarzała, a wprowadzenie rynku mocy, który mógłby umożliwić im renowację, wciąż niepewne. Najbardziej zdumiewające są przewidywania dotyczące rozwoju OZE. Otóż Artelys zakłada, że w 2030 r. w Polsce 32 TWh zostanie wyprodukowanych z wiatru i fotowoltaiki. Z tego aż 28 przypadnie na lądowy wiatr, 2,5 TWh, na wiatr na morzu, a 1 TWh na fotowoltaikę.

Reklama

W 2016 roku polskie wiatraki dostarczyły do systemu 12,5 TWh, a w tym może to być nawet 14 TWh. To oznacza, że moc farm wiatrowych musiałaby wzrosnąć dwukrotnie, a na Bałtyku pojawić się przynajmniej jedna farma wiatrowa o mocy ok. 600 MW.

A teraz nałóżmy na prognozy Artelysa, to co się w Polsce planuje. Budują się trzy nowe elektrownie na węgiel kamienny - Opole (x2), Kozienice, Jaworzno. W sumie będą mieć 3600 MW i zastąpią jednostki wycofywane z użytku. Rząd chce żeby powstał kolejny blok klasy 1000 MW w Ostrołęce.

Ponadto wśród energetyków trwa dyskusja nad tzw. programem 200+, który ma doprowadzić do renowacji starych bloków klasy 200 MW, tak aby służyły jeszcze do 2030 – 2035 roku. Jak łatwo policzyć, jeżeli prognozy Francuzów się sprawdzą, to z dzisiejszych 19 MW starych bloków, zostanie zaledwie 8 lub 9 MW. Podobna rzeź niewiniątek ma być w węglu brunatnym, bo obejmie 3 GW czyli 30 proc. mocy obecnie zainstalowanej.

Artelys przewiduje, że w 2030 r. moc elektrowni atomowych wyniesie w Polsce 0,0 MW. Produkcja 2,5 TWh z morskich farm wiatrowych oznacza, że francuscy modelarze zakładają, że do 2030 r. wybudujemy ok. 600 MW morskich siłowni. Tymczasem plany samej tylko PGE opiewają na 2,5 tys. MW, a do tego jeszcze dochodzi prywatna Polenergia z 1200 MW na morzu. Jak widać, Artelys podchodzi do deklarowanych planów inwestycyjnych polskich spółek z potężnym sceptycyzmem.

Za to prognozy rozwoju wiatru na lądzie zupełnie nie biorą pod uwagę ustawy antywiatrakowej. Prawdopodobnie modele matematyczne używane przez Artelysa nie zajmują się przewidywaniem działań polityków. Może to i lepiej, bo system mógłby się zawiesić…

Czy analiza Artelysa jest coś warta, czy polski rząd może to udowodnić? O tym dowiesz cię z dalszej części artykułu na portalu wysokienapiecie.pl

Autor: Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl