Czy latem 2017 r. zaczął się rodzić w Polsce nowy ruch polityczny? Wiele wskazuje na to, że tak - pisze w felietonie Rafał Woś.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
W lipcu otworzył się nowy rozdział polskiej polityki. Nie tylko dlatego, że prezydent Andrzej Duda pierwszy raz tak mocno postawił się swojemu politycznemu obozowi.
Jeszcze ważniejsze jest to, że po raz pierwszy od początku dobrej zmiany na horyzoncie zamajaczyła zapowiedź czytelnej politycznej alternatywy. Inna niż zgrana przez opozycję parlamentarną płyta ze szlagierem: „Żeby było tak, jak było”.
Tę nową propozycję dobrze wyraża List Otwarty do środowisk lewicowych. Słyszeli o nim państwo? Bardzo możliwe, że nie. Choć podpisało się pod nim ponad sto osób (głównie młodych), tekst nie przebił się do mediów głównego nurtu. Ale to nie powinno nikogo dziwić. Media głównego nurtu najbardziej lubią te melodie, które już znają. Nie zmienia to jednak tego, że w historii muzyki co jakiś czas pojawia się coś świeżego. Aż w końcu nawet głusi giganci te nowe melodie podłapują. Pomóżmy im więc i zanućmy im do ucha ten nowy ton.
Reklama
Widmo krąży po ulicach. Widmo innej Rzeczpospolitej” – zaczęli swój przekaz autorzy listu. Widmo nie byłoby widmem, gdyby nie straszyło. Najbardziej nie lubią go karmiące się wzajemnie swoim własnym konfliktem elity III RP. Ten duopol przybiera od lat różne formy tej samej fałszywej alternatywy: Kaczyński vs. Tusk, Kaczyński vs. Schetyna, innym znów razem TVP kontra TVN, a jeszcze kiedy indziej piewcy transformacji przeciwstawieni są przeciwnikom zdrady okrągłostołowej. Ten pozorny konflikt pozornych przeciwieństw najbardziej nie znosi jednak „niezrzeszonych”. Gdy ktoś próbuje w Polsce stanąć na stanowisku „ani PiS – ani PO”, jest na przemian zmilczany i lekceważony (przez prawicę) albo oskarżany o symetryzm (przez liberałów). Ale ostatnio jakby coraz słabiej im to wychodzi.
Jednym ze sztandarowych zarzutów wobec osób kontestujących nasz polityczny duopol było oskarżenie go o wygodnictwo i obojętność na sprawy publiczne. A konkretnie o brak reakcji na próbę jawnego podporządkowania sobie władzy sądowniczej przez PiS. Tylko że po najnowszym lipcowym wzmożeniu trudno już ten zarzut dłużej stawiać. Bo godzi się przypomnieć, że to nie kto inny jak środowiska lewicy pozaparlamentarnej (Razem, ruchy feministyczne czy OPZZ) dały decydujący impuls do protestów przed Pałacem Prezydenckim. Mało tego. Opozycja pozaparlamentarna zaprezentowała przy tym skuteczność. Wszak to nie bezładne „obleganie” Sejmu ani też desperacka próba obstrukcji obrad komisji sprawiedliwości w gmachu parlamentu doprowadziła do zatrzymania PiS-owskiej lawiny zmian w sądownictwie. Uczyniła to dopiero zainicjowana przez środowiska lewicowe presja na prezydenta Dudę. Można powiedzieć, że nowa pozaparlamentarna opozycja ugrała pierwszy od dawna konkret. Podczas gdy opozycja parlamentarna w akcie bezradności mieszającej się z wściekłością na własną bezradność potrafiła tylko odegrać arcypolski gest Rejtana. I z poczuciem niezmąconej moralnej racji odśpiewać hymn, gdy poseł PiS Stanisław Piotrowicz komunikował sejmowej mniejszości, że została zwyczajnie przegłosowana.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP