ikona lupy />
Jan Wróbel / Dziennik Gazeta Prawna
Wstawali w nocy i następnych kilkanaście godzin dzielili między pracę, nabożeństwa, szkolenia i posiłki. Wykuwali gwoździe, robili piły i podkowy, tworzyli warzywniaki i ogrody, zakładali kopalnie soli, srebra i węgla, tkali, rąbali drewno, przepisywali książki starożytnych autorów. Niektórzy pisali własne książki.
Cystersi poradzili sobie z problemem, wydawałoby się nierozwiązywalnym – mnisi mieli przecież żyć w oddaleniu od ludzi, kontemplując Boga, a nie produkując dobra materialne.
Reklama
Aby utrzymać się przy życiu, zakonnicy potrzebowali murów, sług, pomocników, murarzy, rolników, administratorów i księgowych. Ten mikrokosmos wymagał jedzenia, pieniędzy i organizacji. Co oczywiste, królowie, książęta i hrabiowie zabiegali o przybycie cystersów. Na samym tylko terenie średniowiecznej Polski pracusie zakonnicy założyli 30 hut żelaza (większość). Zawzięli się i dali nam też różne gatunki wina i piwa.
Przykro pomyśleć, że ta recepta na szczęście, powtórzona przez kościołożercę Woltera w zakończeniu „Kandyda”, stała się tak przestarzała. Skuteczność w biznesie to dziś obrót papierami dłużnymi, żonglerka derywatami, spłacanie pożyczek krótkoterminowych średniookresowymi strategiami. Bogatsi niż kiedykolwiek jesteśmy na pewno, ale zrównoważonego rozwoju jak szukaliśmy, tak szukamy.

>>> Polecamy: Nierówności w każdym kraju są nieco inne