Europejska Partia Ludowa (EPP) może opowiedzieć się za sankcjami dla Polski - poinformował w piątek wiceprzewodniczący tej partii Rafał Trzaskowski (PO). "Cierpliwość się kończy i niestety może się to tak skończyć" – ocenił w rozmowie z #RZECZYoPolityce".

"Rozmawialiśmy z naszymi partnerami i mówiliśmy, że sankcje to nie jest dobre rozwiązanie, bo stracą na tym polscy obywatele, a nie tylko rząd Prawa i Sprawiedliwości. Ale widać było, chociażby podczas wczorajszej dyskusji w komisji dotyczącej praworządności, że już nawet partnerzy z naszej grupy politycznej mówią o art.7 i nie słuchają naszych argumentów, bo uważają, że jeśli rząd prowadzi awanturniczą politykę i depcze praworządność, to niestety muszą być konsekwencje" – powiedział Trzaskowski.

Wiceszef EPP przypomniał też, że uruchomienie procedury nakładającej sankcje nie wymaga jednogłośności Unii. "To wymaga zgody 4/5 w Radzie ds. Ogólnych, tam, gdzie są ministrowie europejscy" - podkreślił i ocenił, że gdyby taki scenariusz faktycznie miał miejsce, "byłaby to rzecz absolutnie bez precedensu". "To by znaczyło, że państwo jest pariasem na cenzurowanym i z takim państwem mało kto się liczy (...) trudno z nim prowadzić rozmowy" - dodał.

Zdaniem Trzaskowskiego ostatecznie na Polskę nie zostaną nałożone najgorsze sankcje, czyli te, które zabrałyby jej prawo głosu w UE, jednak ogólne konsekwencje mogą być daleko idące. "KE prowadzi szereg innych procedur o naruszenie (przez Polskę - PAP) unijnego prawa - od Białowieży, przez równość płac do niezależności sędziów – to wszystko może się zakończyć bardzo dotkliwymi karami" - powiedział polityk i oszacował, że kary te "mogą iść w miliony euro dziennie" i "będą za nie płacić podatnicy".

Trzaskowski uważa także, że Polska straciłaby prawo głosu w rozmowach z pozostałymi członkami Unii w ważnych dla niej kwestiach. "Trudno nam będzie wydawać ogromne pieniądze, które wynegocjowaliśmy" - podkreślił i przypomniał, że "wkrótce rozpoczną się negocjacje w sprawie kolejnego budżetu" i - gdyby zostały nałożone sankcje - "Polska byłaby pozbawiona możliwości negocjowania".

Reklama

Komisja Europejska prowadzi wobec Polski procedurę praworządności od początku 2016 roku. W połowie lipca KE ostrzegała, że jest bliska uruchomienia art. 7 traktatu, dopuszczającego sankcje, w związku z planowanymi w Polsce zmianami w sądownictwie. Później jednak prezydent Andrzej Duda zawetował dwie z czterech kwestionowanych przez Brukselę ustaw. Nie zmieniło to nastawienia KE, która cały czas podkreśla, że w Polsce istnieje systemowe zagrożenie dla praworządności.

W czwartek w Brukseli sytuacją w Polsce zajęła się komisja wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych Parlamentu Europejskiego. Swą ocenę na ten temat przedstawił europosłom wiceszef KE Frans Timmermans. Z jego słów wynikało, że Komisja jest bardzo blisko uruchomienia art 7. unijnego traktatu, ale uzależnia ten ruch od propozycji prezydenta Dudy i sytuacji sędziów Sądu Najwyższego.

Po zakończeniu czwartkowych obrad b. komisarz UE ds. budżetu, europoseł PO Janusz Lewandowski zapewniał dziennikarzy, że Platforma nie będzie popierać objęcia Polski procedurą, która może skutkować nałożeniem na nasz kraj sankcji.

Europejska Partia Ludowa zrzesza chadeckie i centroprawicowe ugrupowania z całej Europy. W Polsce należą do niej Platforma Obywatelska i PSL, w Europie m.in. CDU niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, Partia Ludowa premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, czy węgierski Fidesz premiera Viktora Orbana. Przedstawicielami EPP są ponadto szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, szef PE Antonio Tajani czy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Frakcja EPP dysponuje ponadto największą liczbą mandatów w europarlamencie.

>>> Czytaj też: Amerykański biznes wcale nie jest chciwy, bezwzględny i aspołeczny