Zbliżające się wybory do norweskiego parlamentu (11 września) będą specjalnie zabezpieczone przed atakami hakerów. Informatycy są jednak zaniepokojeni potencjalnymi zagrożeniami. Na wszelki wypadek przewidziano dodatkowe ręczne liczenie głosów.

Część norweskim gmin, zwłaszcza te największe, wprowadziła elektroniczne liczenie głosów za pomocą systemu EVA, mogącego zeskanować 1000 kart do głosowania w ciągu 8-10 minut. Jednak połowa z 246 norweskich gmin liczy głosy ręcznie. Ponowne liczenie odbywa się na poziomie gmin wojewódzkich, a po zakończonych wyborach głosy są deponowane w celach kontrolnych.

"Nasz system został dobrze przetestowany i jest zabezpieczony. Chcemy uniknąć spekulacji i niepewności, jeśli chodzi o wynik wyborów. Podnosimy poziom bezpieczeństwa, ponieważ ma ono kluczowe znaczenie dla zaufania do przeprowadzonych wyborów" – oznajmił w oficjalnym komunikacie minister ds. samorządu lokalnego i modernizacji Jan Tore Sanner.

Wszystkie gminy proszone są o co najmniej jedno policzenie głosów ręcznie jako dodatek do liczenia elektronicznego. Zadanie zabezpieczenia wyborów zlecono Biuru ds. Bezpieczeństwa Państwowego (NSM), Policyjnej Służbie Bezpieczeństwa (PST) oraz Urzędowi ds. Organizacji Wyborów.

Rząd Norwegii zapewnia, że obecnie nic nie wskazuje na to, aby ktokolwiek miał zamiar wpłynąć na wynik wyborów. Jednak sam fakt pojawienia się tego zagrożenia na arenie międzynarodowej stanowi powód do tego, aby ryzyko takie uwzględnić i potraktować bardzo poważnie.

Reklama

"Nie możemy być naiwni i pozwolić na pojawienie się niepewności dotyczącej przeprowadzenia wyborów. Wyborcy muszą być pewni prawidłowości wyniku" – dodał Sanner.

Z przyjętej metody nie jest do końca zadowolony Torgeir Waterhouse z niezależnej organizacji IKT-Norge reprezentującej interesy norweskiego przemysłu teleinformatycznego.

"Moim zdaniem istniejący system jest podatny na błędy. Jeżeli ktoś zainfekuje ten system w taki sposób, że co piąty głos na daną partię zostanie zarejestrowany na inną, to omyłka ta będzie tylko powielona podczas liczenia kontrolnego" – powiedział Waterhouse w rozmowie z dziennikiem "Aftenposten".

Ryzyko omyłek i świadomych ataków hakerskich może się pojawić w momencie ponownego zliczania głosów w przypadku pojawienia się rozbieżności. Wymagane jest wówczas przeliczenie głosów na innym sprzęcie, lecz nie wszystkie gminy się do tego stosują. Innym momentem ryzyka jest stosowanie komputerów z przestarzałym oprogramowaniem systemowym, niemającym nowoczesnych i zaktualizowanych zabezpieczeń antywirusowych. Wiele maszyn w czasie liczenia może być podłączonych do internetu.

Władze Norwegii twierdzą, że sytuacja jest pod kontrolą.

"Istnieje teoretyczna możliwość zakłócenia wyborów, ale jeżeli ktoś to zrobi, to mamy techniczne możliwości wykrycia tego" – zauważył Bjorn Berg, dyrektor Urzędu ds. Organizacji Wyborów w wywiadzie prasowym.

Na 10 dni przed wyborami w sondażach prowadzi nieznaczną większością Partia Konserwatywna (rządząca w koalicji z Partią Postępu), na którą chce głosować 23,8 proc. wyborców. Podobny wynik odnotowuje Partia Pracy, natomiast Partia Postępu może liczyć na 16,7 proc. Na kolejnym miejscu plasuje się Partia Centrum, na którą chce głosować 10,7 procent wyborców. Socjalistyczna Partia Lewicy i Chrześcijańska Partia Ludowa wraz Zieloną Partią Ochrony Środowiska są powyżej czteroprocentowego progu wyborczego z wynikiem odpowiednio 5,6 procent, 4,8 procent i 4 procent.

Analizy polityczne wskazują na powtórzenie sukcesu norweskiej prawicy w tegorocznych wyborach, aczkolwiek istnieje możliwość, że skrajnie prawicowa Partia Postępu zostanie w koalicji zastąpiona dwoma innymi, mniejszymi partiami.

>>> Czytaj też: Szturm wcześniejszych emerytów. Placówki ZUS przeżywają oblężenie