W czasie kampanii wyborczej, która prawdopodobnie zakończy się wyborczym sukcesem, kanclerz Niemiec Angela Merkel unikała kontrowersyjnych tematów, takich jak np. przyszłość fiskalna UE. Po wyborach jednak kwestii tej nie będzie już można ignorować – czytamy w komentarzu redakcyjnym agencji Bloomberg.

Obecnie w Unii Europejskiej ścierają się dwie wizje UE w zakresie integracji fiskalnej państw Wspólnoty. Pierwsza z nich jest wspierana przez nowego prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który domaga się ściślejszej integracji fiskalnej. W efekcie zarządzanie państwami Europy zostałoby powiązane z wymogami unii walutowej. Druga wizja jest wspierana przez Chrześcijańską Partię Demokratyczną (CDU), z której wywodzi się Angela Merkel. Wspierany przez nią kierunek rozwoju Wspólnoty polegałby co prawda na ściślejszej integracji w pewnym zakresie, ale już bez integracji polityk fiskalnych oraz bez nowego, wielkiego, wspólnego budżetu UE.

Wcześniej czy później konflikt pomiędzy tymi dwoma kierunkami rozwoju UE będzie musiał zostać rozwiązany.

Angela Merkel powiedziała niedawno reporterom, że wspiera pomysł utworzenia ministra finansów strefy euro oraz osobny budżet dla unii walutowej. Praca nowego ministra polegałaby na ujednolicaniu europejskich polityk, a środki z budżetu strefy euro byłyby wypłacane danym krajom jako pomoc w przeprowadzaniu reform gospodarczych. W zgodzie z tymi pomysłami niemiecka kanclerz zadeklarowała również poparcie dla stworzenia Europejskiego Funduszu Walutowego, na wzór Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), który zapewniałby finansową pomoc potrzebującym gospodarkom, uzależnioną od przeprowadzenia określonych reform.

Powyższe pomysły nie są złe, ale jednocześnie są dalece niewystarczające, aby UE mogła funkcjonować we właściwy sposób jako obszar wspólnej waluty. Prawdziwą odpowiedzią fiskalną dla strefy euro byłby system zwany „unią transferową”, na wzór tej w USA, która działa w obrębie oddzielnych państw.

Reklama

System taki wymagałby na przykład wspólnego programu zabezpieczającego na wypadek bezrobocia. Dzięki niemu możliwe byłby transfery stabilizujące z regionów dobrze prosperujących w kierunku tych, które radzą sobie gorzej. Brak elastyczności wynikającej z ruchomych kursów walutowych w obrębie strefy euro, sprawia, że tego typu głębsza integracja fiskalna jest kluczowa. Bez niej perspektywy gospodarcze krajów UE zaczynają się rozjeżdżać – tak jak pokazało to doświadczenie kryzysu finansowego. W efekcie rozbieżności finansowe mogą stać się źródłem politycznych napięć.

Nie da się ukryć, że taki system polegałby na trwałych transferach ze strony najsilniejszych gospodarek UE, takich jak Niemcy, kierunku tych słabszych, takich jak Grecja, Portugalia i ostatnio także Włochy. To dlatego właśnie Niemcy najbardziej opierają się temu pomysłowi, a gdy Merkel i Macron mówią o „wspólnym budżecie strefy euro”, to mają na myśli dwie zupełnie inne wizje.

Europejska unia fiskalna idąca tak daleko, jak ta w USA, może być w najbliższym czasie nieosiągalna w Europie. Ale podejmowanie kroków w tym kierunku – kroków większych niż tylko stworzenie ministra finansów z niewielką władzą czy małego budżetu strefy euro – będzie warunkowało funkcjonowanie unii walutowej tak, jak funkcjonować powinna.

Co więcej, w okresie przejściowym elastyczność fiskalna wobec krajów na wolniejszej ścieżce wzrostu gospodarczego powinna być większa niż akceptują to obecnie Niemcy.

Dla celów wyborczych retoryczny sojusz oparty o konstruktywną dwuznaczność pojęć jest do zaakceptowania. Ale już przy budowaniu silniejszej Europy, Francja i Niemcy będą potrzebowały prawdziwych innowacji i autentycznego porozumienia w zakresie integracji fiskalnej.

>>> Czytaj też: Miara mierze nierówna, czyli dlaczego trzeba wątpić w każdy indeks i ranking