Pieniądze były przekazywane za pośrednictwem czterech firm fasadowych mających siedziby w Wielkiej Brytanii i trafiały m.in. do europejskich polityków, lobbystów, dziennikarzy i biznesmenów, którzy w zamian przyjmowali pozytywną postawę wobec rządu w Baku.

Śledztwo w tej sprawie przeprowadziła pozarządowa organizacja dziennikarska OCCRP (Organized Crime and Corruption Reporting Project) we współpracy z kilkunastoma gazetami, w tym niemiecką "Suddeutsche Zeitung", francuską "Le Monde", brytyjską "Guardian" czy duńską "Berlingske".

OCCRP podkreśla, że nie wszyscy odbiorcy musieli wiedzieć, skąd pochodziły pieniądze.

Sekretny fundusz, który dziennikarze z OCCRP nazwali "azerbejdżańską pralnią", działał w latach 2012-14. Nie jest jasne, skąd pochodziły pieniądze, ale jest wiele dowodów wskazujących na ich powiązania z rodziną prezydenta Ilhama Alijewa - twierdzą dziennikarze. Alijew ani azerbejdżański rząd nie zareagowali na razie na doniesienia.

Reklama

>>> Czytaj też: Potęgi szykują się do rywalizacji o Arktykę. USA muszą stawić czoła Chinom i Rosji

W latach gdy fundusz działał, zasobna w ropę naftową i gaz ziemny republika byłego ZSRR na Kaukazie była oskarżana o systematyczną korupcję, fałszowanie głosów i nadużycia, w tym wtrącanie do więzień opozycyjnych polityków, działaczy praw człowieka i dziennikarzy.

"Te pieniądze opłaciły milczenie" - czytamy na stronie OCCRP. W latach 2012-14 "azerbejdżański rząd uwięził ponad 90 obrońców praw człowieka, opozycyjnych polityków i dziennikarzy z powodu motywowanych politycznie zarzutów. Represje dotyczące praw człowieka zostały potępione przez międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka" - dodała OCCRP.

Według tej organizacji wszystko wskazuje na to, że dzięki funduszowi władzom w Baku udało się przekonać Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, by w 2013 roku odrzuciło raport krytykujący sytuację więźniów politycznych w Azerbejdżanie. Rada Europy, z siedzibą w Strasburgu, koncentruje się na kwestiach obrony i szerzenia praw człowieka oraz zasad demokracji parlamentarnej i rządów prawa. Należy do niej 47 państw.

Obecnie sprawa korupcji w ZPRE i głosowania dotyczącego Azerbejdżanu jest badana przez trzech ekspertów powołanych przez Radę Europy. Wyniki ich prac są oczekiwane pod koniec roku.

"Przepływ dużej części tych pieniędzy jest nieznany. Dokumenty wykazują jednak, że miliony dolarów trafiły na konta firm i osób prywatnych na całym świecie, w tym do salonów samochodowych, klubów piłkarskich, agencji turystycznych i szpitali" - czytamy na stronie OCCRP.

Wśród beneficjentów jest też wielu prominentnych obywateli Azerbejdżanu, zajmujących rządowe pozycje lub mających powiązania z władzami. Wśród nich dziennikarze wymieniają rodzinę pierwszego wicepremiera, Jakuba Ejubowa, który jest jednym z najpotężniejszych azerbejdżańskich polityków. Inną osobą, która wraz z rodziną korzystała z systemu, był odpowiedzialny za walkę z korupcją w kraju Ali Nagijew.

Ponadto według OCCRP ponad 130 mln dolarów trafiło do firmy farmaceutycznej AvroMed, założonej przez deputowanego Dżawaszira Fejzijewa, który specjalizuje się w budowaniu relacji z unijnymi politykami.

Cztery fasadowe firmy, które były wykorzystywane przez fundusz, zostały już rozwiązane. Dwie miały siedzibę w Anglii, a dwie w Szkocji.

Jeden z głównych europejskich banków, duński Danske Bank, realizował płatności dla tych firm przez swój oddział w Estonii. Bank przyznał, że nie podejmował dostatecznych działań, by wykrywać podejrzane transakcje.

>>> Czytaj też: W co gra Kim? Wojnę z Koreą Płn. może wywołać błąd w ocenie przeciwnika