"WSJ" przygląda się dwóm stronom sporu, wskazując, że przedstawiciele Doliny Krzemowej (Facebook, Apple, Google, Twitter etc.) przekonują, iż zachowanie neutralności internetu będzie broniło wolności słowa. Natomiast dostawcy usług internetowych argumentują, że generujące ogromny ruch serwisy wideo (np. YouTube) powinny płacić za obciążenie sieci i związane z tym inwestycje i nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa.

Apple wysłał w zeszłym tygodniu list do Federalnej Komisji ds. Komunikacji, w którym firma wspiera prawo konsumentów do wyboru i dostępu do zgodnych z prawem treści, aplikacji i usług. „Dostawcy usług internetowych nie powinni blokować bądź spowalniać dostępu do żadnych stron bądź usług” - napisała Cynthia C. Hogan, zastępca dyrektora ds. polityki Apple w regionie obydwu Ameryk.

Mark Zuckerberg z Facebooka napisał wcześniej, że brak neutralności internetu spowoduje, że takie korporacje jak Comcast, Verizon czy AT&T (dostawcy usług internetowych) będą mogły zablokować określone treści tak, by odbiorcy ich nie widzieli.

Autor artykułu w "WSJ" Mark Epstein podchodzi do tych argumentów sceptycznie, wskazując, iż nie ma ani jednego znanego przypadku cenzury internetu przez dostawców usług internetowych. Natomiast giganci na rynku technologicznym (Apple, Facebook, Twitter, Google, PayPal czy Youtube) coraz częściej angażują się w polityczną cenzurę pod pretekstem walki z mową nienawiści bądź fake news.

Reklama

Epstein podaje przykłady osób, których dostęp np. do Twittera został na stałe zablokowany ze względu na ich konserwatywne poglądy i używane argumenty (Milo Yiannopoulos). Twitter, który pozwala na płatną promocję tweetów, odmówił w zeszłym miesiącu promocji postów Centrum Badań nad Imigracją, gdyż jeden z nich wskazywał, że „nielegalni imigranci to ogromny drenaż finansowy”.

Autor zastanawia się, co jest prawdziwym wrogiem użytkowników internetu i wolności słowa: firmy, które nawołują do obrony wolności wypowiedzi, a same stosują cenzurę czy dostawcy usług internetowych, którzy uważają, że nie mają zamiaru ingerować w kwestie treści, natomiast serwisy generujące ogromny ruch w sieciach (te same, które nawołują do obrony neutralności) powinny odpowiednio płacić za ich obciążenie.

>>> Polecamy: PiS szykuje się do odebrania nam wolności w sieci. To wiele gorsze niż ACTA