Zdaniem synoptyków z amerykańskiego Krajowego Centrum ds. Huraganów (NHC), po spustoszeniu w środę i w czwartek wielu wysp karaibskich, gdzie zginęły co najmniej 22 osoby, huragan uderzy prawdopodobnie w niedzielę, może wcześniej, w sobotę późnym wieczorem czasu lokalnego, w wybrzeża Florydy.

Meteorolodzy z NHC nie są w stanie sprecyzować, kiedy dokładnie i w którym punkcie Irma uderzy w wybrzeża Florydy, jednak są niemal pewni, że da o sobie znać nie tylko na całej Florydzie, ale także swoim niszczycielskim zasięgiem obejmie część stanów Georgia i Karolina Południowa.

W drodze na Florydę huragan Irma nieco osłabł i prędkość wiatru sięga "do tylko" ok. 250 km na godzinę. Został także "zdegradowany" na skali Saffira - Simpsona z huraganu najwyższej 5 kategorii do huraganu kategorii 4.

Gubernator Florydy ostrzegł mieszkańców stanu, że nie oznacza to wcale, iż można lekceważyć śmiertelne niebezpieczeństwo jakie stwarza Irma.

Reklama

"Irma jest monstrualnym, katastrofalnym sztormem jakiego ten stan jeszcze nie widział" - powiedział gubernator Rick Scott.

Scott od środy powtarza mieszkańcom Florydy, a szczególnie sześciu milionom mieszkańców Miami i przyległych obszarów, jedną radę: "Zostawcie dom, zabezpieczcie dobytek i wyjeżdżajcie jak najdalej od wybrzeży. Czasu pozostało niewiele".

Ewakuacja, która początkowo objęła 350 tys. mieszkańców stanu, z każdym dniem obejmuje kolejne obszary. W Miami wszystkie szkoły publiczne i uniwersytety zostały zamknięte przynajmniej do poniedziałku. Budynki szkół i uniwersytetów spełniające surowe warunki regulacji wprowadzonych po katastrofalnym huraganie Andrew w roku 1992 zostały zmienione w schroniska.

Największym zagrożeniem, jak ostrzegają władze lokalne i federalne koordynujące ewakuację mieszkańców z zagrożonych atakiem huraganu Irma terenów, jest przewidywany gwałtowny wzrost poziomu wód Zatoki Meksykańskiej i Atlantyku.

Z tego niebezpieczeństwa doskonale zdaje sobie sprawę Robert Meyer, adwokat mieszkający w Miami od 30 lat, który w 1992 roku przeżył huragan Andrew.

"Miami i jego okolice znajdują się na poziomie Atlantyku bądź w depresji, poniżej jego poziomu. Kiedy jest przypływ woda zalewa domy nawet w słoneczne dni" - powiedział Robert Meyer w rozmowie z PAP. Meyer rozmawiał przez telefon komórkowy ze swojego samochodu w drodze na północ.

Cała autostrada I-95, "tętnica" wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, przebiegająca od Miami do granicy z Kanadą, zmieniła się w piątek w jednokierunkową drogę wiodącą na północ, a właściwie, jak zauważył Meyer, "w gigantyczny sznur samochodów pełzających na północ z prędkością nie większą niż 20 km na godzinę".

"Wcześniej próbowałem polecieć do Nowego Jorku i schronić się u znajomych, ale wszystkie miejsca, najtańsze za 2,5 tys. USD - 5 razy więcej niż normalnie, już we wtorek były wykupione" - dodał Meyer.

Odlecieć z Florydy udało się Kamilli Dworskiej - szefowej polonijnej stacji radiowej Polskie Radio 1030 AM w Chicago - którą obowiązkowa ewakuacja zastała w West Palm Beach na Florydzie blisko luksusowej rezydencji prezydenta Donalda Trumpa w Mar-a-Lago, zwanej także "Zimowym Białym Domem".

"Udało mi się odlecieć z Florydy tylko dlatego, że i tak kończyły mi się wakacje i miałam wcześniej zarezerwowany bilet powrotny - powiedziała Dworska w rozmowie z PAP z lotniska Charlottesville w Wirginii, gdzie czekała w piątek na połączenie do Chicago.

"W Palm Beach było spokojnie - powiedziała Dworska - ale korki na drogach, kolejki w sklepach i przed stacjami benzynowymi były sygnałami, że Irma już nadchodzi; taka cisza przed burzą".

>>> Czytaj też: Najsilniejszy huragan historii pomiarów nad Atlantykiem. Co trzeba wiedzieć o Irmie?