Reforma dowodzenia proponowana przez MON wciąż nie w pełni uwzględnia postulaty prezydenta.
Wraz z zaktualizowanym raportem ze Strategicznego Przeglądu Obronnego (SPO) pod koniec sierpnia do prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego trafiła również odpowiedź MON w sprawie reformy systemu dowodzenia Wojska Polskiego. Ten dokument ma określić, kto jest pierwszym żołnierzem oraz jak mają wyglądać struktury dowódcze w czasie pokoju i wojny.
W czerwcu BBN zgłosiło ministerstwu uwagi do projektu ustawy, w których znajdowały się propozycje zapisów pozwalających na utworzenie połączonego dowództwa. To kość niezgody między oboma ośrodkami. Jednak w przesłanej ostatnio odpowiedzi podlegli wiceministrowi Tomaszowi Szatkowskiemu urzędnicy nie uwzględnili prezydenckich postulatów. – Obecnie w BBN jest przygotowywana odpowiedź dla ministerstwa. Podtrzymujemy nasze stanowisko i będziemy chcieli poszerzyć argumentację dotyczącą utworzenia struktury odpowiedzialnej za połączone dowodzenie operacyjne. Odpowiedź powinna być gotowa do końca miesiąca – mówi rzecznik BBN Marcin Skowron.
– Optymalnym rozwiązaniem wypracowanym w pracach SPO jest utworzenie dowództwa w oparciu o Sztab Generalny wspierany przez Inspektorat Szkolenia i Dowodzenia, które nie tylko z nazwy jest połączonym dowództwem – wyjaśnia prof. Hubert Królikowski, współautor reformy tworzonej w MON. – Nasza propozycja nie przewiduje utworzenia pośredniego szczebla dowodzenia, który stwarzałby przesłanki do rywalizacji między dowódcami, podważałby zasadę jednoosobowego dowodzenia i dublował rolę SG WP, tak jak ma to miejsce obecnie – dodaje.
Jeśli jednak Sejm przyjmie projekt ustawy w takiej formie, prezydent znów może użyć weta. Brak porozumienia w tej sprawie jest zaskakujący, ponieważ oba ośrodki zgadzają się, że reforma jest potrzebna, by jasno określić, kto jest pierwszym żołnierzem WP (obecnie mamy trzech ważnych dowódców: generalnego, operacyjnego i szefa sztabu). Wydaje się, że sprawa weszła już w sferę osobistych animozji na linii szef BBN Paweł Soloch – wiceminister Szatkowski oraz główny doradca wojskowy prezydenta gen. Jarosław Kraszewski i jeden z autorów reformy gen. Bogusław Samol.
Reklama
By dolać oliwy do ognia, prezydenccy urzędnicy zaczęli przypominać mediom, że gen. Samol jest absolwentem radzieckiej uczelni. Tymczasem minister Antoni Macierewicz zapowiadał odejście takich ludzi z wojska. Najwyraźniej nie dotyczy to jednak jego bliskich doradców. – Nie wypada mi komentować decyzji ministra. A jeśli już taką podjął, to, jak sądzę, wynika to z wysokich kompetencji gen. Samola, który ma wszechstronne doświadczenie i nieprzeciętną wyobraźnię operacyjną i strategiczną. Skończył nie tylko uczelnię w Moskwie, ale też w USA i Rzymie. Był zastępcą szefa sztabu ISAF w Afganistanie i dowódcą Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego NATO – mówi Królikowski.
O tym, że szef MON nie zamierza składać broni, świadczy także fakt, że wciąż nie została wyjaśniona sprawa gen. Kraszewskiego, wobec którego podległa Macierewiczowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego wszczęła postępowanie sprawdzające. To oznacza zawieszenie jego dostępu do informacji niejawnych i radykalne utrudnienie pracy. Ośrodek prezydencki oczekiwał, by generałowi przedstawić konkretne zarzuty lub zamknąć postępowanie, nic takiego się nie wydarzyło. Na korytarzach biura zaczął krążyć pomysł, by przywrócić Kraszewskiemu dostęp do informacji niejawnych decyzją szefa BBN. Na podobnej zasadzie Macierewicz upoważnił swego czasu Wacława Berczyńskiego do studiowania dokumentacji związanej z przetargiem na śmigłowce wielozadaniowe.
Kolejną odsłonę sporu na linii prezydent – minister stworzyła opozycja. Na środowych konsultacjach dotyczących reformy sądownictwa lider PO Grzegorz Schetyna zwrócił się do prezydenta o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie domniemanych rosyjskich powiązań Macierewicza. Według Schetyny prezydent ma to rozważyć. Kolejnym pstryczkiem w nos ministra była czwartkowa wypowiedź Solocha. – Abstrahując od kwestii personalnych, relacji między konkretnymi osobami, jest pewna niedoróbka systemowa. Prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych powinien mieć wpływ na obsadę stanowiska ministra obrony – przekonywał.
Rozwiązania konfliktu nie widać, a w niektórych jednostkach pogłębia się poczucie tymczasowości. W czerwcu na święcie dowództwa generalnego jeden z wiceministrów zapowiedział, że ta jednostka wkrótce zostanie rozwiązana. Teraz wszystko się przeciąga. Jedno jest pewne: napięcie na linii prezydent – MON nie podnosi zdolności obronnych Wojska Polskiego.