Pjongjang nie zbudowałby bomby „A” bez wsparcia z zewnątrz.
Przez ambicje atomowe Korei Płn. łącza między najważniejszymi stolicami rozpalają się w ostatnich dniach do czerwoności. Wczoraj szef niemieckiej dyplomacji wezwał do bezpośrednich rokowań z KRLD. W niedzielę prezydent USA Donald Trump rozmawiał ze swoim południowokoreańskim odpowiednikiem Moon Jae-inem o zaostrzeniu sankcji wobec władz w Pjongjangu.
Bezpośrednią przyczyną wzrostu niepokoju jest piątkowa próba rakietowa. Pocisk przeleciał nad japońską wyspą Hokkaido i po 3700 km wpadł do Pacyfiku. Na razie sankcje niewiele dają, a społeczności międzynarodowej kończą się pomysły, jak zapanować nad nieprzewidywalnym dyktatorem, który, jak widać, dysponuje w pełni sprawnym systemem broni jądrowej.
Aby taki system stworzyć, reżimowi Kimów nie wystarczyła praca naukowców w kraju. Bomby „A” nie zbudowano by bez intensywnego przepływu technologii z Rosji, Chin, Iranu czy Pakistanu. W ten sposób na mapie pojawił się kraj, który teoretycznie nie powinien mieć zaplecza, żeby wypracować własną broń nuklearną. A test ładunku z 3 września o dużo większej mocy, niż do tej pory przypuszczano (60–80 kt), dowiódł, że Koreańczycy są dużo dalej, niż do tej pory myśleliśmy.

Pierwszy reaktor

Reklama
Początki prac nad pierwiastkami promieniotwórczymi w KRLD datuje się na lata 50. W 1956 r., trzy lata po zakończeniu wojny koreańskiej, naukowcy z Północy zostali zaproszeni do Zjednoczonego Instytutu Badań Jądrowych w Dubnej, by zapoznać się z rozwiązaniami sowieckimi. Badaczom wysłanym przez Kim Ir Sena udało się zgromadzić podstawową wiedzę na temat pierwiastków promieniotwórczych. Dodatkową zachętą dla reżimu Kima i ZSRR był fakt, że Amerykanie pod koniec lat 50. umieścili na terenie Korei Płd. swoje głowice nuklearne (wycofali je dopiero w 1991 r.).
W 1962 r. powstał Ośrodek Badań Jądrowych w Jongbjon. To tam północnokoreańscy konstruktorzy pracujący pod nadzorem radzieckiego uczonego Władisława Kotłowa zbudowali pierwszy reaktor atomowy. W 1980 r. naukowcy ci zostali dopuszczeni do prac nad wzbogacaniem paliwa nuklearnego i konstruowaniem ładunku jądrowego przez Chiny. W tym samym roku ruszyła budowa pierwszego w pełni północnokoreańskiego reaktora jądrowego (obecnie KRLD dysponuje ok. 20 takimi obiektami) i zakładu produkcji paliwa z dostępnych na terenie państwa złóż uranu. Cztery lata później powstało laboratorium radiochemiczne, w którym odzyskiwano pluton z wypalonego paliwa jądrowego.

Dalsza współpraca

W 1991 r., gdy Korea Płn. wskutek upadku ZSRR straciła protektora, Pjongjang został zmuszony do podpisania porozumienia z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej. Dokument poskutkował przerwaniem prac nad budową dwóch kolejnych reaktorów oraz zezwolił na wstęp międzynarodowym inspektorom, którzy potwierdzili, że Koreańczycy z Północy przerabiają zużyte paliwo na pluton. Okazało się też, że reżim współpracuje przy rozwoju technologii umożliwiającej budowę bomby atomowej z Syrią, Iranem i Pakistanem.
Abdul Kadir Khan, ojciec pakistańskiej bomby atomowej, sprzedawał Korei Płn. części i technologie. W 1997 r. Pjongjang otrzymał od Islamabadu wirówki do wzbogacania uranu. Odwdzięczył się transferem technologii do budowy pocisków balistycznych. Pjongjang był hojny dla tych, którzy mu pomagali. Z ujawnionego listu jednego z komunistycznych dygnitarzy wynika, że gen. Dźehangir Karamat dostał 3 mln dol., a gen. Zulfikar Khan – pół miliona i biżuterię. Obaj byli zaangażowani w program jądrowy Pakistanu.
Amerykański inspektor Siegfried Hecker, który odwiedził Koreę Płn. w 2004 r., uznał, że wydajność produkcji plutonu na poziomie 6 kg rocznie wystarcza, by skonstruować bombę. Po powrocie do USA Hecker zeznał przed komisją senacką, że podczas wizyty Koreańczycy postawili przed nim walizkę, w której znajdowały się dwa słoiki. W jednym z nich miało się znajdować 200 g plutonu gotowego do umieszczenia w głowicy. – Trzymałem słoik w rękawicy. Wszystko naokoło było chłodne, ten słoik był jedyną ciepłą rzeczą – mówił. Jak przyznał, nie miał jednak narzędzi, by stwierdzić, czy faktycznie trzyma w ręku serce bomby atomowej.

Pierwsza próba

Potwierdzenie przyszło dwa lata później. Wówczas reżim przeprowadził na górze Mantapsan pierwszą próbę nuklearną. Moc ładunku na podstawie danych wywiadowczych, sejsmograficznych i meteorologicznych oszacowano na równowartość 1 kt trotylu. To 15-krotnie mniej, niż miała bomba zrzucona na Hiroszimę. Bezpośrednią konsekwencją próby były sankcje ONZ. Nie powstrzymały one jednak Korei Płn. przed przeprowadzeniem kolejnej próby w 2009 r. Siłę eksplozji szacowano na 4–5 kt. W styczniu 2016 r. międzynarodowe gremium ekspertów oceniło, że Korea Płn. dysponuje najwyżej 20 głowicami jądrowymi, z których żadna nie jest silniejsza niż 20 kt. Zaskoczenie przyszło 3 września 2017 r., gdy odnotowano wybuch o mocy 60–80 kt.

Pociski balistyczne

Sam ładunek nuklearny na nic się nie zda, jeśli wojsko nie będzie dysponowało skutecznymi środkami przenoszenia. W tym sowieckie władze nie chciały pomóc, więc Pjongjang poprosił o wsparcie Chiny. Mao Zedong się zgodził i w 1977 r. Koreańczycy zostali dopuszczeni do programu budowy chińskiego pocisku balistycznego. W tym samym czasie naukowcy zaczęli też kopiować rozwiązania z rakiet radzieckich i egipskich. Efektem tej współpracy było przetestowanie w 1984 r. rakiety krótkiego zasięgu Hwasong-5.
Rok po tym teście Pjongjang porozumiał się także z Iranem. – Reżim z czasem stał się szanowanym producentem rakiet balistycznych. Ukróciły to sankcje z 2006 r., nałożone po kolejnej próbie jądrowej – mówi DGP wysoki rangą polski wojskowy, pragnący zachować anonimowość. Największym sukcesem KRLD jest rakieta dalekiego zasięgu Taepodong-2. Jej zmodyfikowana wersja Unha-3 umieściła na orbicie sztucznego satelitę. Szacuje się, że zasięg pocisku może wynosić od 4 tys. do 10 tys. km.
Korea Płn. stara się też zdobywać technologie za pomocą wywiadu. W 2011 r. ukraińskie służby zatrzymały dwóch Koreańczyków, którzy próbowali wykraść plany pocisków balistycznych. A 14 sierpnia tego roku Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych w Londynie opublikował raport, z którego wynika, że w nowo testowanych rakietach zainstalowano silniki produkowane w Rosji i na Ukrainie. Nie wiadomo jednak, skąd ani w jaki sposób te technologie przeniknęły na Płw. Koreański.