Prawdopodobnie żaden rynek mieszkaniowy na świecie, nie jest owiany taką tajemnicą jak ten północnokoreański. Funkcjonuje on na zasadach niespotykanych w innych państwach. Wystarczy wspomnieć, że na terenie Korei Północnej oficjalnie nie ma prywatnej własności mieszkaniowej, a nabycie państwowego mieszkania w drodze innej niż przydział jest surowo karane. Pod płaszczykiem tych surowych restrykcji, rozwinął się jednak czarny rynek mieszkań, który z roku na rok funkcjonuje coraz lepiej.

Komunistyczne władze przymykają oko na handel mieszkaniami

Oficjalny zakaz posiadania prywatnych mieszkań i oferowania odpłatnego najmu, stanowi odzwierciedlenie oficjalnej ideologii, która panuje w Korei Północnej. Zgodnie z tą doktryną, zaspokajaniem potrzeb mieszkaniowych obywateli, powinno zajmować się tylko państwo. Realizacja takiego utopijnego modelu, w praktyce okazuje się niemożliwa. Deficyt mieszkaniowy jest szczególnie widoczny na terenie miast. Ostrożne szacunki ekspertów portalu RynekPierwotny.pl wskazują, że podaż lokali oferowanych do wynajęcia przez państwo, tylko w połowie pokrywa popyt mieszkaniowy ze strony Koreańczyków. Niedobór państwowych mieszkań to konsekwencja wydatkowania dużych środków na programy o charakterze militarnym.

Innym problemem dla Koreańczyków, z pewnością jest system przydziałów uzależniony od miejsca pracy. Szansę na mieszkanie od państwa, mają osoby pracujące w danej okolicy. Zmiana pracy (również realizowana na zasadzie przydziałów), powinna skutkować szybką przeprowadzką. Dodatkowym ograniczeniem jest konieczność zamieszkania w pobliżu pracowników tego samego zakładu pracy. Takie ulokowanie współpracowników w sąsiedztwie, ma sprzyjać wzajemnej kontroli obywateli. Podobny cel ma dokwaterowywanie obcych lokatorów do mieszkania komunalnego. Bardzo niski albo wręcz zerowy poziom czynszu, wydaje się jedynym plusem oficjalnego systemu mieszkaniowego w Korei Północnej.

Doniesienia osób, które uciekły z Koreańskiej Republiki Ludowo - Demokratycznej sugerują, że obok oficjalnego systemu przydziałowego, coraz sprawniej funkcjonuje czarny rynek. Czarnorynkowy obrót mieszkaniami wydaje się być tolerowany przez władze. Ta tolerancja prawdopodobnie wynika z faktu, że wielu partyjnych notabli również nabyło mieszkanie w nielegalny sposób. Według relacji uciekinierów z Korei Północnej, czarnorynkowe nabycie mieszkania wymaga wręczenia łapówki urzędnikom. Przekupiony urzędnik odpowiednio zmienia ewidencję lokatorów mieszkań komunalnych albo kwalifikuje transakcję jako wymianę prawa do mieszkań lokatorskich (bez zysku dla stron umowy). Taka wymiana stanowi jedyny wyjątek od zasady, zgodnie z którą prywatny obrót mieszkaniami i prawami do mieszkania jest zakazany.

Reklama

Niska podaż mieszkań w połączeniu z problematycznym sposobem przeprowadzania transakcji sprawia, że przyzwoite lokale osiągają wysokie ceny na czarnym rynku. Za niezłe mieszkanie w centrum Pjongjangu, trzeba zapłacić 100 000 dolarów amerykańskich. Nawet 10 - 20 razy mniej kosztują lokale w blokach z wielkiej płyty. Wiele takich bloków ze względu na niską jakość użytych materiałów, staje się niebezpiecznych dla lokatorów. Koreańska „wielka płyta” to znacznie gorszy jakościowo wariant bloków znanych z Polski. Różnicą jest m.in. brak wind, których nie montowano ze względu na koszty. W wielu blokach posiadających windy, takie urządzenia bywają pułapką z powodu wyłączeń prądu – tłumaczy Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl. Właśnie dlatego mieszkania położone na niskich kondygnacjach, często osiągają wyższe ceny w ramach czarnorynkowego obrotu.

Przerwy w dostawie wody i prądu są zmorą mieszkańców miast

Z punktu widzenia mieszkańców koreańskich miast, problemem jest nie tylko niska podaż mieszkań i konieczność dokonywania nieoficjalnych transakcji na czarnym rynku. Tamtejsze ośrodki miejskie często zmagają się z ograniczeniami w dostępie do mediów (m.in. wody i prądu). Całodobowy dostęp do tych mediów może sygnalizować, że właściciel mieszkania należy do uprzywilejowanej grupy społecznej. Przerwy w dostawie prądu sprawiają, że korzystanie z pożądanego sprzętu AGD (np. chińskich lodówek) bywa mocno utrudnione.

Receptą na te problemy, może być czarnorynkowy zakup mieszkania w reprezentacyjnych częściach większych miast, które są priorytetowo traktowane przez energetyków (m.in. ze względu na obecność nielicznych zagranicznych turystów i konieczność ciągłego oświetlenia pomników Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila). Posiadanie lepszego mieszkania nie gwarantuje braku problemów z dostawą wody. Powszechną praktyką jest gromadzenie wody w wannach i miskach, ponieważ dostawy bywają wstrzymywane poza czasem śniadania, obiadu i kolacji.

Przerwy w dostawie prądu i wody sieciowej, nie stanowią problemu dla mieszkańców wielu wiejskich obszarów. Przyczyną jest po prostu brak wymienionych mediów. Oficjalne północnokoreańskie źródła nie podają na przykład, ile gospodarstw domowych nie ma dostępu do prądu (ze względu na brak sieci lub dostaw). Te informacje prawdopodobnie stawiałyby reżim w złym świetle. Ostatni spis ludności Korei Północnej (wykonany w 2008 r.), dostarcza natomiast innych informacji na temat warunków mieszkaniowych. Według wyników tego cenzusu, około 40% Koreańczyków z północy nie miało dostępu do spłukiwanej toalety (dane dla 2008 r.). Na wsi analogiczny wynik wynosił 54%. Oficjalne dane Koreańskiej Republiki Ludowo - Demokratycznej mówią również, że przy pomocy centralnego lub sieciowego systemu było ogrzewanych tylko 4% lokali oraz domów (dane za 2008 r.). Rzeczywisty dostęp do urządzeń sanitarnych i centralnego ogrzewania, mógł być jeszcze gorszy. Wyniki spisów powszechnych wykonanych w Korei Północnej, trzeba traktować ze sporą dozą ostrożności (podobnie jak inne oficjalne komunikaty).

Autor: Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl