Opór wobec zaprezentowanych we wtorek propozycji francuskiego prezydenta przyszedł z taką siłą i tak szybko, że opinia publiczna nie miała nawet czasu zastanowić się, które z tych pomysłów byłyby możliwe do wprowadzenia. Warto zrobić to teraz.

Pomysły francuskiego prezydenta ws. przyszłości UE muszą się zmierzyć z czterema siłami, które mogą je blokować: biurokracją Unii Europejskiej, niemieckimi elitami politycznymi, krajami Europy Wschodniej oraz państwami konkurującymi niskimi podatkami w UE (Irlandia, Holandia, Luksemburg i Cypr). Prawie każda z ważnych propozycji francuskiego prezydenta uderza w jedną z tych grup.

Brukselska biurokracja będzie prawdopodobnie jedną z tych sił, które najsłabiej wyrażą opór wobec pomysłów Macrona. Jaen-Claude Juncker chwalił przemówienie Macrona jako „bardzo europejskie”, a szef jego gabinetu – Martin Selmayr – relacjonował je z podziwem na żywo na Twitterze, szczególnie wtedy, gdy Macron mówił, że wielkie firmy (czytaj: amerykańskie koncerny internetowe i z branży high-tech) powinny być opodatkowane tam, gdzie zarabiają pieniądze, a nie tam, gdzie sobie wybiorą. Być może jedną francuską propozycją, z którą Komisja Europejska będzie walczyć, jest zmniejszenie liczebności samej KE z 28 do 15 członków.

Pomysł francuskiego prezydenta, aby harmonizować podatki od firm oraz poziomy socjalne, nie ma szans na wprowadzenie, chyba, że w mocno okrojonej wersji. Mniejsze, konkurujące niskimi podatkami państwa nie mają bowiem żadnego powodu, aby pozbywać się przewagi konkurencyjnej w obszarze podatków. Warto dodać, że żadne z tych państw nie podpisało się pod francuską propozycją czasowego nałożenia na amerykańskie firmy internetowe podatku obrotowego, zanim nie zostaną wypracowane inne propozycje.

Reklama

Macron zasugerował, że harmonizację podatków mógłby rozpocząć wspólnie z Niemcami. Gdyby Angela Merkel i jej partia CDU/CSU dalej tworzyła tzw. wielką koalicję z SPD przez następne 4 lata, to pomysł taki byłby możliwy do realizacji. Ale tak się składa, że SPD zapowiedziało przejście do opozycji, a niemiecka kanclerz będzie tworzyć koalicję z Zielonymi i FDP. W przypadku Zielonych, których przywódca – Cem Oezdemir pochwalił przemówienie Macrona i jest federalistą – nie byłoby problemu z realizacją takiego scenariusza. FDP jednak stoi na innym stanowisku – opowiada się za tym, aby każde państwo Unii Europejskiej samo określało swoją politykę gospodarczą. Ponadto jest mocno przeciwne propozycji Macrona, aby utworzyć wspólny budżet strefy euro. Lider FDP Christian Lindner wezwał do osłabienia Europejskiego Mechanizmu Stabilności, z którego może wyrosnąć wspólny budżet strefy euro. Lindner nazwał także transfery fiskalne w strefie euro „czerwoną linią” w ramach rozmów koalicyjnych, co spotkało się nawet z odpowiedzią prezydenta Macrona. W swoim przemówieniu stwierdził on mianowicie, że „dla niego nie ma czerwonych linii, tylko horyzonty”. Odpowiedź ta raczej nie przekona przyszłego koalicjanta Merkel.

Tymczasem stworzenie koalicji to dla Merkel sprawa priorytetowa. Niemieckie umowy koalicyjne to bardzo szczegółowe, wiążące dokumenty. Oczywiście w ich ramach pojawiają się kompromisy i będą one niezbędne, aby wypracować porozumienie pomiędzy CDU, a Zielonymi i FDP ws. podejścia do integracji europejskiej. Merkel jednak nie ma zamiaru umierać za propozycje francuskiego prezydenta. Kwestia transferów fiskalnych to drażliwy temat dla wszystkich prawicowych i centroprawicowych wyborców w Niemczech, a niemiecka kanclerz chce odzyskać ich zaufanie – po tym, jak w czasie ostatnich wyborów utraciła miliony głosów tego elektoratu. Angela Merkel nie ma zatem zbyt wiele przestrzeni, aby dostosować się do propozycji Macrona. Nawet jeśli z jakiegoś powodu rozmowy z SPD zostaną wznowione, to niemiecka kanclerz będzie musiała działać bardzo ostrożnie.

Największy opór wobec pomysłów Macrona może jednak pochodzić z Europy Wschodniej. Państwa te obawiają się pójścia zbyt daleko w obszarze tworzenia europejskiej armii. Powód? NATO nie jest zwolennikiem tej idei, a ponadto Europa Środkowo-Wschodnia zainwestowała zbyt wiele zasobów w amerykańską ochronę, aby teraz ryzykować tworzeniem jakiejkolwiek europejskiej siły interwencyjnej.

Państwa te mocno odrzucają także pomysł utworzenia wspólnego, europejskiego urzędu ds. uchodźców oraz oddania władzy nad granicami europejskiej władzy. Polska, Węgry, a także najprawdopodobniej Czechy po wyborach parlamentarnych odrzucą jakąkolwiek politykę ws. uchodźców, która zmusi je do przyjęcia większej liczby imigrantów. Poza tym państwa te obawiają się utraty suwerenności. Państwa Europy Środkowej usłyszały apel francuskiego prezydenta do Komisji Europejskiej, aby dbała o przestrzeganie praworządności w tej części Europy. Poza tym Emmanuel Macron specjalnie nie ukrywał swojej wrogości wobec wszystkiego, o co walczy Europa Środkowo-Wschodnia.

Co więcej, region ten nie chce nałożenia podatku węglowego, bo to mogłoby oznaczać wzrost cen energii, który dla bogatszej Europy Zachodniej byłby mniej odczuwalny. Państwa tej części Europy sprzeciwiałyby się także ujednoliceniu płacy minimalnej i konwergencji w zakresie polityki socjalnej, szczególnie – jak zasugerował Macron – że miałoby to być powiązane ze zmianami w europejskim budżecie. I jeśli francuscy rolnicy mogą się obawiać reformy wspólnej polityki rolnej, to Polska jest największym odbiorcą netto tych środków i będzie walczyć do upadłego, aby zachować te środki i uniknąć stawiania jakichkolwiek warunków politycznych otrzymania pieniędzy.

Nacisk Macrona na jakąkolwiek z jego propozycji oznaczałby zatem powrót do idei Europy dwóch prędkości, w której część państw integruje się szybko, zostawiając inne kraje z tyłu. Francuski prezydent powiedział zresztą w swoim wystąpieniu, że „ci, którzy chcą iść dalej i szybciej, muszą móc zrobić to bez przeszkód”.

Ze wszystkich pomysłów Macrona tylko te najmniej ambitne są możliwe do wprowadzenia. Można się bowiem spodziewać, że rozwój pomocy dla Afryki, utworzenie europejskich uniwersytetów ułatwiające wymiany międzynarodowe, czy lepsze procedury wzajemnego uznawania dyplomów nie spotkają się z dużym oporem innych państw. Transgraniczne listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego także nie powinny budzić większych obaw. Istnieją zatem pewnie części w zaproponowanej przez Macrona wizji UE, które zostaną zaakceptowane przez inne ośrodki władzy w Europie.

Francuski prezydent zrobiłby lepiej, gdyby skupił się tylko na kilku niepopularnych propozycjach, na których wprowadzeniu zależałoby mu najbardziej. Lub jeszcze lepiej – gdyby pracował nad nimi w gronie tych państw, które go popierają – czyli zrobił tak, jak zazwyczaj robi się to w Europie.

Nawet we Francji, gdzie cieszy się silną władzą wykonawczą i ma większość ustawodawczą, Macron najpierw pracował ze związkami zawodowymi i pracodawcami, zanim zaprezentował swoją reformę rynku pracy.

Z jakiegoś powodu w Europie zastosował inną taktykę. Być może spodziewał się, że napotka na wielki opór, dlatego ważniejsze dla niego było pokazanie, gdzie stoi, niż próba przezwyciężenia tego oporu.

>>> Czytaj też: Bloomberg: AfD to przy tym pestka. Oto największe wyzwanie dla Angeli Merkel