Pod koniec lat 80. aferzyści zaczęli korzystać z możliwości, jakie dawały nieruchomości o nieuregulowanym statusie. Pojawili się właściciele z odkupionymi prawami, kamienice sprzedawały dzieci albo 130-latkowie - powiedział PAP o przejęciach nieruchomości w Krakowie radny Krzysztof Durek (PiS).

Radny Krakowa Krzysztof Durek (PiS) przypomniał w rozmowie z PAP, że problem przejmowania nieruchomości w Krakowie w kontrowersyjnych okolicznościach miał miejsce już w latach 50. "Ówcześni decydenci, funkcjonariusze aparatu władzy, aparatu bezpieczeństwa i aparatu sądowniczego przejmowali kamienice, które wcześniej znajdowały się w rękach fundacji czy stowarzyszeń. I w księgach wieczystych pojawiły się nazwiska prywatnych osób" - wyjaśnił.

Jego zdaniem kolejne machinacje dotyczące kamienic wróciły pod koniec lat 80. "Aferzyści zaczęli korzystać wtedy z możliwości, które się pojawiły" - stwierdził. Taką możliwość stanowiły nieruchomości o nieuregulowanym statusie prawnym. "Pojawili się właściciele z odkupionymi prawami, tak jak wszędzie w Polsce - albo jakieś małe dzieci to sprzedawały, albo 130-letnie osoby" - tłumaczył.

Uczestniczyły w tym - jego zdaniem - "najczęściej osoby mające dostęp zarówno do dokumentów takich jak księgi wieczyste, jak i do akt urzędniczych".

Reklama

"Pojawiały się osoby, które odzyskiwały kamienice, kupując gdzieś jakieś części czy udziały w firmach, które przed wojną te kamienice posiadały i masa lokatorów również wtedy trafiła na bruk" - dodał.

"W tej chwili, z tego co się orientuję, toczy się około 70 postępowań prokuratorskich, gdzie nastąpiło to drogą ewidentnego przestępstwa" - mówił radny Krakowa.

Rozmówca PAP przywołał też sprawę działalności kantoru "Wielopole" - grupy przestępczej z Krakowa, która - według prokuratury - "pod przykryciem" kantoru mieszczącego się przy ul. Wielopole prowadziła m.in. nielegalną działalność parabankową i wyłudzała od wierzycieli przekazane pod zastaw nieruchomości, stosując groźby i wymuszenia. Durek uznał to za najgłośniejszy przypadek przejmowania krakowskich nieruchomości.

"Są takie reprywatyzacje dość śliskie" - dodał. Przywołał przykład budynku, który remontowało miasto. "W dwa tygodnie po zakończeniu kosztującego kilkanaście milionów złotych remontu budynek trafia w ręce prywatne" - opowiadał, twierdząc, że być może był to proceder "za cichą zgodą i przyzwoleniem". Dodał jednak: "Miasto od pewnego czasu chyba już uważa i te procedury sprawdzające są prowadzone przyzwoicie".

>>> Czytaj też: Warszawa - miasto duchów. Ratusz zwracał kamienice osobom, które od dziesięcioleci nie żyją