Największe manifestacje odbywają się w Barcelonie przed siedzibą katalońskiego przedstawicielstwa Partii Ludowej (PP), rządzącej aktualnie Hiszpanią, a także przed budynkiem regionalnej dyrekcji hiszpańskiej policji.

Uczestnicy obu manifestacji, które zgromadziły kilka tysięcy osób, domagają się wycofania hiszpańskich sił policyjnych z Katalonii. Wiece są też formą wyrażenia niezadowolenia z działań wysłanych przez Madryt służb porządkowych, które podczas niedzielnego referendum przy użyciu siły próbowały zablokować plebiscyt. W efekcie konfrontacji z jego zwolennikami rannych zostało blisko 900 osób.

Duże wiece poparcia dla regionalnego rządu Carlesa Puigdemonta i niepodległości Katalonii odbywają się też pod budynkiem regionalnego parlamentu oraz na uniwersytecie w Barcelonie. Tam również manifestanci wykrzykują hasła przeciwko hiszpańskiej policji i Gwardii Cywilnej, a także centralnemu rządowi Mariano Rajoya.

Do godzin popołudniowych we wtorek na terenie Katalonii odbyło się łącznie ponad 30 protestów przeciw użyciu przez rząd Rajoya sił porządkowych w referendum.

Reklama

Strajk generalny doprowadził do chaosu komunikacyjnego w Katalonii. Od wtorkowego rana publiczne środki transportu w miastach tego regionu kursują sporadycznie. Dojazd utrudniają też blokady na blisko 50 drogach. Protest sparaliżował też pracę katalońskich lotnisk oraz portów.

Strajk generalny odbił się również negatywnie na pracy kolei. Od wtorku do 9 października w kierunku Katalonii nie pojedzie z powodu protestu 151 pociągów hiszpańskich kolei RENFE.

Jak ujawnili organizatorzy strajku w Barcelonie metro i autobusy będą kursować regularnie dopiero we wtorek późnym popołudniem.

Do strajku generalnego licznie przystąpili też pracownicy służby zdrowia w Katalonii. Większość zaplanowanych na wtorek wizyt lekarskich, badań i operacji, zostało odwołanych.

We wtorek do protestu przystąpił także sektor prywatny w Katalonii. Według organizatorów strajku około 54 proc. działających w tym regionie małych i średnich przedsiębiorstw nie podjęło pracy lub prowadziło ją w sposób ograniczony.

Choć wtorkowy protest został ogłoszony w niedzielę wieczorem przez pięć związków zawodowych działających w Katalonii i kilka ruchów społecznych, z powodu brutalnej interwencji policji w czasie referendum, to liderzy syndykatów planowali protest już pod koniec września br. Zapowiadali wówczas, że będzie on formą sprzeciwu przeciwko próbom ograniczania przez Madryt prawa Katalończyków do organizacji plebiscytu, m.in. poprzez konfiskatę kart do głosowania i urn oraz zatrzymania kilkunastu urzędników rządu Puigdemonta.

Według szacunków regionalnego rządu Katalonii 90 proc. osób z prawie 2,3 mln uczestników niedzielnego plebiscytu opowiedziało się za niepodległością tego regionu. Frekwencja wyniosła ok. 42 proc.

Marcin Zatyka (PAP)