Jeszcze do wiosny tego roku populistyczna FPÖ była liderem sondaży. Jednak poparcie dla niej nagle się załamało. Stało się to wiosną, kiedy na czele Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) stanął młody polityk, który przejął antyimigranckie hasła od populistów - pisze Andrzej Godlewski.
Mamy austriacką sytuację. Teraz w Berlinie będzie jak w Wiedniu – lamentował jeden z niemieckich ekspertów po ogłoszeniu wyników wyborów do Bundestagu. W Niemczech, tak jak kiedyś w Austrii, rządy wielkiej koalicji sprawiły, że trzecią siłą polityczną stali się populiści. To nie pierwszy raz, kiedy nad Dunajem dzieją się rzeczy, które później powtarzają się w innych miejscach w Europie. W niedzielnych wyborach w Austrii populiści wygrają na pewno, choć nie wiadomo, z jakiej będą pochodzić partii. Populistycznymi hasłami posługują się tam już wszystkie główne ugrupowania. Nawet ci, którzy walczą z ksenofobią, korzystają z ksenofobicznej propagandy. Czy to zapowiedź kolejnych nowości, które czekają resztę Europy?
Nieco ponad sto lat temu Wiedeń był miastem, gdzie narodziły się idee decydujące o losach Europejczyków w XX w. To tam Theodor Herzl ogłosił manifest „Państwo żydowskie”, który doprowadził do powstania ruchu syjonistycznego, a w konsekwencji państwa Izrael. W tym samym czasie rozwijał się tam polityczny antysemityzm, w którego kręgu oddziaływania znalazł się Adolf Hitler. To również wtedy w Wiedniu swoje teorie ogłaszał Zygmunt Freud, a zapoczątkowana przez niego psychoanaliza okazała się zupełnie nowym spojrzeniem na człowieka. Wreszcie to wiedeński modernizm zrewolucjonizował architekturę, malarstwo i inne dziedziny sztuki.
Oczywiście Wiedeń był wówczas wielką europejską metropolią, stolicą monarchii Habsburgów i narodowościowym tyglem, gdzie ścierały się ze sobą najróżniejsze prądy i zjawiska, które promieniowały na resztę kontynentu. A teraz? Teraz to trochę zbyt duże miasto na tak małą republikę, która w Polsce wydaje się nieważna, a jej polityka nudna. Niesłusznie. Bo genius loci działa nad Dunajem nadal i wyprzedza to, co dzieje się gdzie indziej. Taka Conchita Wurst z pewnością mogłaby coś o tym zaśpiewać.
>>> Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP.
Reklama