Rozsądny rząd, który racjonalnie prowadzi swoją politykę bezpieczeństwa – nie może pogardzić sojusznikiem dysponującym armią liczącą pół miliona żołnierzy. Państwem samodzielnie produkującym nowoczesne uzbrojenie i wydającym ponad 2 proc. PKB na wojsko. W końcu krajem, który jest jedyną obok Rosji realną siłą na Morzu Czarnym – dysponującą 16 fregatami, 8 korwetami i 13 okrętami podwodnymi.
Rozsądny rząd inwestuje w relacje z graczem takim jak Turcja. Szczególnie gdy partner nie skarży się na nadmiar sojuszników w świecie Zachodu. Giełdowe nawyki każą kupować, gdy jest dołek. Zdaje się, że takie założenie przyjęły polskie władze w odniesieniu do Recepa Tayyipa Erdogana.
Zakorzeniona w Realpolitik perspektywa jest mi bliska. Jeszcze przed przeprowadzonym w lipcu ubiegłego roku puczem miałem okazję z bliska przyjrzeć się temu, jak funkcjonuje współczesna Turcja. Na wczesnym etapie – nazwijmy to delikatnie – koncentracji władzy w rękach Erdogana ministrowie spraw zagranicznych i ds. europejskich przekonywali o nieodwracalnym kursie na UE. Oligarchowie wierni władzy nie bez racji zapewniali o modernizacji, która dokonała się za sprawą ekipy byłego burmistrza Stambułu. W tej pozytywnej narracji niepokoiły tylko liczby: 50 na 50. Czyli sondaże wskazujące równy podział społeczeństwa tureckiego w kwestii tego, czy Erdogan powinien za to wszystko zostać wyposażony w prerogatywy sułtana.
Te wyniki są dowodem pozornego realizmu, którym kierują się polskie władze. Powtarzamy błąd z czasów Wiktora Janukowycza. Ukraiński prezydent cieszył się rzeczywistym poparciem oscylującym w granicach 50 proc. głosów. Mimo że wsadzał swoich przeciwników do więzienia, stawialiśmy na niego. Bo – jak nam się wydawało – gwarantował stabilność w strategicznym dla Polski kraju i parł do umowy z UE. Przekonani o swoim szczególnym zrozumieniu Wschodu nie chcieliśmy i nie dostrzegaliśmy tego, że te 50 na 50 w przypadku państwa idącego w kierunku jakiejś formy autokracji jest niczym innym jak symptomem nieprzewidywalności systemu władzy.
Reklama
Rozsądne państwa zachowują pokorę wobec podziału 50 na 50 w autokracjach. Między innymi dlatego dystans wobec Ankary trzymają USA. Łącznie z rozważaniem scenariusza wycofania z Turcji swoich głowic nuklearnych. Polska ostentacyjnie układa się z Erdoganem. Bez minimum gwarancji, że kolejny pucz nie zakończy się sukcesem przeciwników sułtana. W takim wariancie ceną nie będzie jedynie wstyd za zdjęcie z politykiem, który przez łącznie 108 256 dni więził 160 dziennikarzy (dane do dziś). Ceną będzie bankructwo Realpolitik rodem z piaskownicy.

>>> Czytaj też: Rośnie napięcie na linii Korea Północna-USA. "Wojna nuklearna może rozpocząć się w każdej chwili"