Po rozmowie z małżeństwem P. miałem przeświadczenie, że mamy do czynienia z figurantami; może Marcin P. wymyślił nawet ten biznes, ale ktoś musiał w to zainwestować i pewnie zrobił to ktoś z półświatka trójmiejskiego - mówił przed komisją śledczą b. dziennikarz "Wprost" Michał Majewski.

Majewski w środę podczas przesłuchania nawiązał do spotkania do jakiego doszło 7 sierpnia 2012 z Marcinem i Katarzyną P.; brał w nim udział również inny dziennikarz "Wprost" Sylwester Latkowski (zeznawał przed komisją w wcześniej w środę). Jak relacjonował, Marcin P. mówił im, że ma rodzinę w Niemczech i pomysł na biznes przywieziony był stamtąd. "Być może on sobie przywiózł ten pomysł skądś, nie wykluczam tego, natomiast ktoś go musiał wyposażyć w pieniądze" - mówił Majewski.

Po tej rozmowie - jak zeznał świadek - miał przeświadczenie, że "mamy do czynienia z figurantami". "O przeszłości samego P. z 2008 czy 2009 roku znani oficerowie służb, prokuratorzy, ludzie z świata przestępczości mało wiedzieli, bo to był kompletnie nikt, to był moim zdaniem człowiek wynajęty do tego przedsięwzięcia, słup mówiąc językiem slangowym" - powiedział Majewski.

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. Głośno o sytuacji spółki zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy należące do niej linie OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe - zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika, a następnie firma poinformowała, że wycofuje się z inwestycji w linie lotnicze. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold likwidację ogłosiła 13 sierpnia 2012 r.

"Ludzie mają różne inspiracje i pomysły biznesowo lepsze lub gorsze, ale muszą być wyposażeni w pieniądze" - mówił świadek. Zaznaczał, że były informacje, że kiedy Marcin P. był zwalniany z aresztu w 2009 r. jego dochód roczny to było 500 zł i miał fatalną sytuację finansową. "A potem to się rozpędza do nieprawdopodobnych rozmiarów i oni są po prostu milionerami. I to nikogo kompletnie nie dziwi, nie zastanawia, nikt się temu nie przygląda" - wskazał.

Reklama

Majewski mówił, że twórcy Amber Gold tłumaczyli podczas spotkania, że środki na uruchomienie Amber Gold pochodziły z ich wcześniejszego biznesu - byli pośrednikami finansowymi dla dużych banków i tam zarobili duże pieniądze. "Ale to przecież było rozpędzone do takich rozmiarów, mówię o Amber Gold i OLT, że nie brzmiało to dla mnie prawdopodobnie" - zaznaczył.

Jak dodał, "najczęściej pojawiająca się teza była taka, że ktoś ze światka przestępczości, czy z takiej szemranej strefy trójmiejskiego biznesu, postanowił po prostu zainwestować w to przedsięwzięcie i to przedsięwzięcie wypaliło, okazało się sukcesem".

Zaznaczył przy tym, że po rozmowie z małżeństwem P. szybko nabrał wątpliwości co do tego, czy oni inwestują pieniądze od klientów Amber Gold w złoto. "Oni inwestowali w mnóstwo różnych rzeczy, np. kupowali sobie apartamenty, wypłacali sobie gigantyczne pieniądze za pracę na rzecz Amber Gold, tam były umowy opiewające na miliony złotych. Kupowali kamienice w Trójmieście, więc było widać, że te środki przeznaczane są na inne cele i było zadziwiające, że nikt nie zwrócił na to uwagi" - mówił.

Dodał, że pieniądze z Amber Gold były "przepompowywane" do linii lotniczych OLT i "tam przepalane" na rozpędzenie tego lotniczego przedsiębiorstwa.

W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express, pod którą działały linie OLT Express Regional (z siedzibą w Gdańsku, wykonujące rejsowe połączenia krajowe) oraz OLT Express Poland (z siedzibą w Warszawie, które wykonywały czarterowe przewozy międzynarodowe). Linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r.; upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r.

Zdaniem Majewskiego "cały problem" z Amber Gold polega na tym, że "na poważnie zaczęto się nią zajmować zbyt późno, żeby odkryć karty z dalekiej przeszłości".

Jarosław Krajewski (PiS) pytał, czy "siła i możliwości układu trójmiejskiego paraliżowały działania instytucji, które powinny stać na straży praworządności".

"Wydaje mi się, że oni musieli mieć jakichś protektorów po prostu dla tej swojej działalności. W pewnym momencie istnienie takiej dużej firmy jak Amber Gold, wyposażonej w bardzo duże pieniądze, linie lotnicze przy tym przedsięwzięciu, było akceptowane przez gdański establishment. Oni byli dużymi darczyńcami dla różnych instytucji, jest historia z zoo, z przekazywaniem pieniędzy na Kościół, jest historia z przekazywaniem bardzo dużych pieniędzy na film o Wałęsie. Więc fajnie jest mieć takie przedsiębiorstwo u siebie, które hojnie wspiera różnego rodzaju przedsięwzięcia" - ocenił świadek.

Dziennikarz nawiązał też do wcześniejszych zeznań Latkowskiego, który powiedział, że wraz z Majewskim otrzymali notatkę ABW. Zwrócili uwagę na jeden jej fragment dotyczący powstania linii OLT Express, że w domu gdańskiego biznesmena Mariusa Olecha miało dojść do spotkania "chyba z panem Wicherkiem (ówczesny właściciel linii lotniczych Jet Air Krzysztof Wicherek) i Marcinem P.".

Majewski mówił, że wraz z Latkowskim na samym początku 2013 r. spotkali się z osobą, która była blisko związana z Olechem. I - jak mówił - ten człowiek powiedział im o spotkaniu w 2010 r., do którego doszło w domu Olecha, na którym był Marcin P.

Świadek zaznaczył, że w notatce ABW jest mowa w kontekście takiego spotkania o 2011 r., ale według niego, ich rozmówca mówił o 2010 r. "Czyli o dwóch różnych spotkaniach. On nie mówił o spotkaniu z Wicherkiem, mówił o 2010 r." - powiedział Majewski.

Dodał, że ich rozmówca "powiązał tę rzecz z jeszcze jedną informacją, że tego samego dnia do biura Olecha miał przybyć Jan P. ps. +Tygrys+ i miał mieć jakąś teczkę i ten informator interpretował to w ten sposób, że to jego zdaniem musiały być po prostu pieniądze". Zaznaczył jednocześnie, że była to jednoźródłowa informacja, której nie mogli potwierdzić w drugim źródle.

Pytany o relacje Jana P. ps. "Tygrys" z Marcinem P. Majewski powiedział, że prowadząc wraz z Latkowskim w 2012 r. rozmowy w Gdańsku, trzymali się tezy, że Marcin P. i Katarzyna P. "to są jednak figuranci i ludzie wydelegowani do jakiegoś zadania, których ktoś zaopatrzył w pieniądze". "Wskazywano nam bardzo często na nazwisko +Tygrysa+ i to było niejednokrotnie" - dodał.

Majewski w trakcie przesłuchania odniósł się też do sprawy syna byłego premiera, Michała Tuska, tłumacząc, że był to pierwszy element historii Amber Gold, którym zajął się razem z Latkowskim. Pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk współpracował z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT Express - stało się to wiadome publicznie już po upadku tych linii.

"Było dla mnie oczywiste jako dziennikarza, że to jest temat, że to jest historia, jeżeli syn urzędującego premiera pojawia się w firmie, która jest podejrzewana o jakieś niejasności, to jest temat dziennikarski" - wyjaśnił Majewski.

Jak mówił, Michał Tusk znalazł się etycznie w bardzo trudnej sytuacji w związku ze swoją pracą na rzecz Marcina P. z kilku powodów. "Po pierwsze dlatego, że będąc jeszcze dziennikarzem doradzał panu P. w kwestiach lotniczych, wysyłał do niego maile, w których proponował mu różne rozwiązania, które byłyby dla niego korzystne na rynku lotniczym. Po drugie potem doszło do takiej dwuznacznej sytuacji w mojej ocenie, gdzie szef lotniska proponuje Michała Tuska panu P. jako pracownika. Uważam, że to jest sytuacja etycznie taka trudna, dlatego, że na tym lotnisku działają też inne firmy lotnicze, więc to była taka nierównowaga konkurencyjna" - powiedział Majewski.

Jak ocenił, kolejnym błędem Michała Tuska było posługiwanie się skrzynką mailową, gdzie używał nieprawdziwego nazwiska Józef Bąk.

"Myślę, że doszło też do poważnych zaniedbań ze strony służb specjalnych przy tej okazji. Jeżeli przy takiej firmie pojawia się syn premiera, no to kilku smutnych panów powinno przyjść do takiego Michała Tuska i powiedzieć mu, że tutaj pracować nie powinien, i że nie jest to odpowiednie miejsce dla niego" - ocenił Majewski.

Witold Zembaczyński z Nowoczesnej pytał natomiast Majewskiego, czy z Latkowskim próbowali docierać do "jakichś interesujących nazwisk klientów Amber Gold, którzy byli klientami inicjującymi".

"Nie wiedzieliśmy tego. Ja myślałem, że to jest ciekawy wątek, aby zbadać te pierwsze lokaty, ale nigdy nie udało nam się zdobyć informacji, kto był pierwszym lokującym. To byłoby rzeczywiście interesujące" - odpowiedział.

"Nie wiem czy tam jest jakiś klucz, odpowiedź na nurtujące nas pytania, ale nie udało nam się tego zrobić" - dodał świadek.

>>> Czytaj też: Latkowski: Lista polityków lokujących środki w Amber Gold była blefem