Rafalska przedstawiła w Sejmie informację bieżącą w sprawie stanu wdrożenia ustawy o przywrócenia wieku emerytalnego. Wnioskował o to klub PiS.

"Nie spełniły się, na ten dzień, czarne scenariusze tych osób, które uważały, że przywrócenie wieku emerytalnego będzie oznaczało odpływ setek tysięcy pracowników z polskiego rynku pracy, z rynku, w którym mamy bardzo niskie bezrobocie, na którym zaczyna brakować rąk do pracy. Patrząc na strukturę wydanych decyzji, widzimy, że znaczna część tych osób była poza rynkiem pracy" - mówiła Rafalska.

Zaznaczyła, że dzięki reformie emerytalnej każdy może zdecydować, czy po osiągnięciu wieku 60 lat w przypadku kobiet i 65 w przypadku mężczyzn chce zakończyć aktywność zawodową, czy pracować dalej. "On (wiek - PAP) nie zmusza nas do zakończenia aktywności zawodowej. Nie wypychamy kobiet z rynku pracy i nie każemy im iść na emeryturę. My same możemy podjąć decyzję, mając minimalny wiek, kiedy zakończymy naszą aktywność zawodową. Podejmujemy indywidualną, racjonalną decyzję" - powiedziała minister.

Jej zdaniem, podwyższenie wieku emerytalnego (do 67 lat bez względu na płeć - PAP) przez poprzedni rząd było nieuczciwe m.in. w obliczu "rozregulowanej" sytuacji na rynku pracy. "Rynku, który charakteryzował się wysokim odsetkiem osób pracujących na umowach śmieciowych, bez ubezpieczenia społecznego. W obliczu wysokiego bezrobocia i bardzo wysokiego wskaźnika osób niepracujących powyżej 55 roku życia, więc osób, które czekały, że za chwileczkę nabędą prawo do tego wieku emerytalnego, który obowiązywał do 2012 r." - mówiła Rafalska.

Reklama

Jak podkreśliła, przywracając wiek emerytalny, obniżono także wymagany staż pracy kobiet (z 22 do 20 lat), który uprawnia do otrzymania pełnej emerytury. "Część kobiet, która nie miała wymaganego stażu i nie osiągała go przy wydłużonym wieku emerytalnym, teraz go nabędzie, chociaż nie wysoką, ale stałą wypłatę, którą jest minimalna emerytura. Lepiej mieć pewne świadczenie, niewysokie, niż nie mieć żadnego świadczenia" - przekonywała minister.

Powiedziała, że wskaźnik sfinansowania wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wpływami ze składek osiągnął w pierwszym półroczu br. rekordowy poziom 79,1 proc., a w kolejnym kwartale - 79,8 proc. "To wynik nienotowany od 2001 r." - podkreśliła. Poinformowała, że przychody FUS w pierwszej połowie 2017 r. wyniosły 148,5 mld zł i "były wyższe od ubiegłorocznych o prawie 8 punktów procentowych". Jak dodała, stało się tak m.in. dzięki "wprowadzenie stawki godzinowej, +ozusowaniu+ umów zleceń do wysokości minimalnego wynagrodzenia" oraz "wzrostowi wynagrodzeń".

Minister zapewniła także, że ZUS i podlegający mu FUS mają zagwarantowane środki na wypłaty wszystkich świadczeń. Odniosła się w ten sposób do uwag opozycji, która krytykowała obniżenie wieku emerytalnego.

Przypomniała, że powrót do poprzedniego wieku emerytalnego popiera 84 proc. Polaków, ona sama zaś, w czasie gdy poprzedni rząd podwyższał wiek emerytalny, "poczuła się oszukana jako obywatel".

Zwróciła uwagę, że od 1 do 23 października do ZUS złożono 279 tys. 224 tzw. wniosków pierwszorazowych ws. przyznania emerytury. "Do 20 października zakończono 168 tys. spraw o przyznanie emerytury w powszechnym wieku emerytalnym, w tym 163 tys. 201 spraw o przyznaniu emerytury z ustawy obniżającej wiek emerytalny. Kobiet złożyło wnioski 94 tys. 545, mężczyzn 68 tys. 656" - poinformowała minister.

Zaznaczyła, że wydano już ok. 46,5 tys. decyzji ws. przyznania emerytury dla osób aktywnych zawodowo, co stanowi 28,6 proc. wszystkich wniosków. "37 tys. 283 decyzji wydano dla osób pobierających inne świadczenia z ZUS, a więc to osoby pobierające renty, osoby które nie podejmowały zatrudnienia lub podejmowały je w ograniczonym zakresie. To stanowi 22,8 proc. 27 tys. 433 decyzje wydano dla osób pobierających świadczenie przedemerytalne. To jest 16,8 proc." - wyliczała minister.

Podkreśliła, że najliczniejszą grupę, dla której wydano decyzje ws. świadczenia emerytalnego stanowiły osoby niepracujące. "51 tys. 882 decyzji wydano dla grupy tzw. pozostałych osób(...). Mogły one być zarejestrowane w urzędach pracy, ale bez prawa do zasiłku, czyli w zasadzie mówimy o grupie osób, która nie posiadała źródeł zarobkowych. Było to 31,8 proc." - dodała Rafalska. (PAP)

autorzy: Paweł Żebrowski, Marcin Chomiuk

edytor: Karolina Wichowska