Tymczasem w sierpniowych wyborach, które zostały unieważnione przez Sąd Najwyższy, swe głosy oddało ok. 80 proc. uprawnionych.

Największe szanse na zwycięstwo w czwartkowym głosowaniu miał dotychczasowy szef państwa Uhuru Kenyatta. Oprócz niego w wyborach startowało sześciu kandydatów. Nie było wśród nich lidera opozycji, 72-letniego Raili Odingi, który wycofał się z ponownego startu i wezwał zwolenników do bojkotu głosowania oraz do demonstracji. Odinga uważa, że komisja wyborcza nie przeprowadziła reform koniecznych do zapewnienia uczciwych wyborów.

Mimo apeli o spokój w wielu bastionach opozycji, przede wszystkim w slumsach w Nairobi i na zachodzie kraju, w czwartek doszło do starć, podczas których zginęły co najmniej cztery osoby, a ok. 20 zostało rannych.

Głosowanie w czterech okręgach przesunięto na sobotę, gdyż w czwartek nie mogło się ono odbyć z powodu zamieszek i innych "wyzwań związanych z bezpieczeństwem".

Reklama

Powtórzenie wyborów zarządzono, gdy Sąd Najwyższy nieoczekiwanie unieważnił zwycięstwo Kenyatty w głosowaniu z 8 sierpnia, orzekając, że komisja wyborcza nie przestrzegała odpowiednich procedur.

W unieważnionych sierpniowych wyborach zwyciężył Kenyatta, uzyskując 54,27 proc. głosów. Odinga zdobył 44,74 proc. głosów. W następstwie brutalnego rozpędzania demonstracji przez policję co najmniej 44 osoby poniosły śmierć.(PAP)