Wicepremier zwrócił m.in. uwagę na konieczność wykorzystania w polityce gospodarczej umiejętności integracji działań w interesie racji stanu. Wskazał na przykłady Stanów Zjednoczonych, Francji, czy Niemiec, gdzie ciągłość interesów państwa jest zachowana bez względu na rządy.

Według niego nikt przecież w Polsce nie chce większej oligarchizacji, większych nierówności, ale chce sprawniejszego aparatu podatkowego. Zaznaczył, że jego marzeniem jest abyśmy potrafili w Europie być spoiwem między wschodem i zachodem. „Powinniśmy więcej współpracować niż tylko konkurować i walczyć” – mówił.

„Tak jak w Europie moglibyśmy być takim zwornikiem, to marzy mi się również, żebyśmy w Polsce mieli również kilka takich priorytetów tzn. polityka podatkowa, przemysłowa, czy społeczna i kilka postulatów na arenie europejskiej, które (…) łączyłyby ze sobą zwaśnione strony” – powiedział.

Według niego o nic innego nie chodzi naszym przeciwnikom spoza Polski, abyśmy byli absolutnie głęboko skłóceni. Kłótnie prowadzą do słabości, a słabi są wypychani, uważa się, że nie mają racji.

Reklama

„Jeżeli się kłócimy za bardzo, nie mamy tego jednego azymutu i panują partykularyzmy, to mamy mniejsze szanse wyrwać się z peryferii w kierunku centrum i odbudować tę wielką pozycję, której gdzieś tam podwaliny budował jeszcze Kazimierz Wielki” – powiedział.

Zdaniem Morawieckiego, polska racja stanu to działanie na rzecz siły materialnej państwa, siły duchowej i perspektyw rozwoju. Morawiecki podziękował poprzednim wicepremierom za to, co zrobili dobrego oraz za krytykę jego działań. „Wierzę, że tylko w tyglu takich doświadczeń stworzymy nowe, lepsze rozwiązania” – ocenił.

Byli wicepremierzy dzielili się swoimi radami dla Morawieckiego.

Marek Borowski (wicepremier w rządzie Waldemara Pawlaka) mówił, że z radami dla niego jest taki problem, iż Morawiecki jest potężnym wicepremierem, ale nie jest sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Jest wokół niego otoczenie polityczne.

„Jest premier, jest prezes oczywiście (…). To wszystko powoduje, że te rady nie są w zasadzie do premiera Morawieckiego” – powiedział. Wskazał jednak na działania, które spowodowałyby, że Polska liczyłaby się w UE, bowiem – jego zdaniem – to, co robi rząd w polityce wewnętrznej powoduje, że nie mamy w niej w ogóle sojuszników.

„Należy spróbować wciągnąć do polityki gospodarczej, poprzez debaty – opozycję. Ale nie poprzez Sejm, bo tam będzie awantura, ale poza nim” – radził Borowski.

Marek Belka (wicepremier w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza i Leszka Millera) zauważył, że powstanie UE jest dla Polski największym błogosławieństwem geopolitycznym, jakie mogło się zdarzyć, bowiem zmieniło niewygodną dla Polski geopolitykę. Wskazał, że obecnie Niemcy - ze względu na własny interes - są jedynym poważnym krajem na świecie, dla którego Polska jest ważna; żaden inny nie traktuje nas inaczej, jak klienta lub człowieka niepoważnego.

„Trzeba wiedzieć, że nasza deklaracja, jakkolwiek brzmi to dzisiaj fikcyjnie, o rychłym zamiarze przystąpienia do strefy euro zmieniłaby całkowicie europejską geopolitykę” – podkreślił. Jego zdaniem, zmieniłoby to całkowicie sposób myślenia o reformie Unii Europejskiej, ponieważ „bylibyśmy przy stole, a nie przystawką”.

Prowadzący debatę Grzegorz Kołodko (wicepremier w rządach Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego, Włodzimierza Cimoszewicza i Leszka Millera) dziwił się, że te argumenty nie trafiają do rządzących. „Nie ulega wątpliwości, że właśnie kwestią polskiej racji stanu (...) jest wprowadzanie Polski do strefy euro przy właściwym kursie walutowym" - ocenił Kołodko.

Według niego, potrzeba przekonać do tego kierownictwo polityczne kraju, albo większość społeczeństwa, które na to kierownictwo wywrze presję. "Albo jest też trzeci sposób, że premie (Morawiecki - PAP) szepnie na ucho prezesa, że jeżeli my wprowadzimy Polskę do euro i euro do Polski, to totalną opozycję szlag trafi" - żartował Kołodko.

Janusz Piechociński (wicepremier w rządzie Donalda Tuska i Ewy Kopacz) zwrócił uwagę, że Morawiecki dostał bardzo duży kredyt zaufania, ale kiedyś miodowe miesiące się skończą, więc należy mniej polityzować. „Za często ulega presji, aby osiągać sukces na krótka metę - w mediach” - ocenił.

Radził obecnemu wicepremierowi, by miał odwagę, aby z twardością mówić o tym, że trzeba skoncentrować pieniądze na modernizację i innowacyjność, ale tylko na tę, która ma szansę na wdrożenie. „Więcej koncentracji na ekonomii, bo z tego będzie pan rozliczany” – dodał.

Janusz Steinhoff (wicepremier w rządzie Jerzego Buzka) chwalił obecny rząd za to, że jest rządem, który nie tylko administruje krajem, ale go reformuje. Zaznaczył, że ta filozofia jest mu bliska. "Rola państwa (...) kojarzy mi się przede wszystkim z państwem mocnym i sprawnym w tworzeniu dobrych i racjonalnych warunków dla przedsiębiorców" - powiedział. Zwrócił uwagę na brakujące - jego zdaniem - inwestycje w infrastrukturę. Radził, by prywatyzację potraktować jako istotny element polityki gospodarczej - trzeba ją przeprowadzić tam, gdzie jest niezbędna i wycofać się z niej tam, gdzie jest szkodliwa. Dodał, że nie można traktować UE jako związku państw działających na szkodę Polski, bowiem UE to my.

Natomiast Henryk Goryszewski (wicepremier w rządzie Hanny Suchockiej) podkreślił, że najmocniej i najpełniej z uczestników debaty solidaryzuje się z programem Morawieckiego zapewniając, że nie ma w tym żadnego osobistego interesu. Według niego należy się zastanowić nad skonstruowaniem wydajnego mechanizmu promowania innowacji.

„Druga rada wymaga niemal herkulesowej siły od pana. Byłoby dobrze, gdyby się udało odpartyjnić kierownictwo w sferze gospodarki skarbu państwa (…). Niech rząd rządzi, ale niech gospodarkę pozostawi poza partyjnymi instrumentami oddziaływania” – radził Morawieckiemu.

Zaznaczył, że ma ogromną rezerwę do perspektywy przyjęcia euro. „Obserwując procesy polityczne, nie ma europejskiej świadomości i nie ma europejskiej świadomości racji stanu. Jest europejska polityka poszczególnych państw. Dlatego w tym obszarze musimy mieć świadomość, że nikt się nie będzie kierował ani przyjaźnią, ani sympatią do Polski, łącznie z Niemcami" - zaznaczył. „Dlatego z tego rodzaju decyzjami należy postępować bardzo ostrożnie” – radził.

Odnosząc się do wypowiedzi dotyczących strefy euro Morawiecki powiedział, że oprócz geopolitycznych aspektów "zadziała się cała historia" związana ze strefą euro. „Coś stało się w końcu w sprawie tego euro, że wielu ludzi na całym świecie (…), zastanawia się, czy euro jest częścią problemu, czy częścią rozwiązania. Wskazują bardzo często na to pierwsze” – powiedział.

„Ja może powiem tylko tak, że nie jestem przeciwnikiem dołączenia do euro, ale w pewnej perspektywie odpowiednio dopasowanej do naszych mechanizmów gospodarczych oraz do konwergencji faktycznej, która może nastąpić” – powiedział. Wyjaśnił, że chodzi o to, aby miało to sens i nie było niebezpieczne.

„Zaczekajmy jeszcze te 5-10 lat, nie wiem ile, na dużo bardziej faktyczną konwergencję. Ona zachodzi” – dodał. Zgodził się, że w sprawie tej jest jeszcze czynnik geopolityczny i polityczny. Dlatego - jak wskazał - Litwa, Łotwa i Estonia szybko przystąpiły do strefy euro, bowiem mają po swojej wschodniej stronie sąsiada, którego się nieco obawiają.

>>> Czytaj też: Sejm uchwalił ustawę o podstawowej opiece zdrowotnej