Biały Dom zdystansował się od byłego szefa sztabu wyborczego Donalda Trumpa, Paula Manaforta, jego zastępcy Ricka Gatesa oraz b. doradcy tego sztabu George'a Papadopoulosa po tym jak b. szefom sztabu postawiono 12 zarzutów, a Papadopoulos przyznał się do fałszywych zeznań.

Specjalny prokurator ministerstwa sprawiedliwości Robert Mueller przedstawił w poniedziałek Paulowi Manafortowi, który w ub. roku przez trzy miesiące, od maja do sierpnia, był szefem sztabu wyborczego Donalda Trumpa oraz jego zastępcy i partnerowi w interesach Rickowi Gatesowi 12 zarzutów kryminalnych, w tym m.in. spiskowania przeciwko USA, prania brudnych pieniędzy, prowadzenia działań na rzecz obcego państwa bez odpowiedniego zarejestrowania i popełnienia oszustw podatkowych.

"Przepraszam, ale to było wiele lat temu, zanim Paul Manaforta dołączył do kampanii wyborczej Trumpa, dlaczego oszukańcza Hillary Clinton i Demokraci nie są w centrum uwagi" - napisał na Twitterze, w reakcji na postawienie Manaforta i Gatesa w stan oskarżenia, prezydent Donald Trump.

W następnej wiadomości Trump dodał, że "nie było żadnego zmawiania się". Donaldowi Trumpowi wtórowała rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders, która podczas konferencji prasowej podkreśliła, że "oskarżenia" nie mają nic wspólnego z prezydentem, nie mają nic wspólnego z kampanią wyborczą prezydenta".

Zarzuty przedstawione w poniedziałek Manafortowi przez specjalnego prokuratora ministerstwa sprawiedliwości Roberta Muellera nie mają nic wspólnego z jego rolą jako szefa sztabu wyborczego Donalda Trumpa, są natomiast związane z jego wcześniejszą działalnością jako lobbysty i konsultanta politycznego na Ukrainie.

Reklama

Zarówno Paul Manaforta, który rzekomo otrzymał od obalonego w roku 2014 prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza ok. 18 mln dolarów, jak i Rick Gates poprzez swoich adwokatów oświadczyli w poniedziałek, że są niewinni.

Sędzia zgodził się, aby Manafort i Gates czekali na rozprawę w areszcie domowym pod warunkiem oddania paszportów i wpłacenia kaucji w wysokości 10 mln USD (Paul Manafort) i 5 mln USD (Rick Gates).

Zdaniem ekspertów prawnych i komentatorów, ujawnienie w poniedziałek przez biuro specjalnego prokuratora, że George Papadopoulos, w przeszłości doradca sztabu wyborczego Donalda Trumpa ds. międzynarodowej polityki energetycznej, 5 października przyznał się do złożenia fałszywych zeznań FBI, ma jeszcze większe znaczenie niż zarzuty przedstawione przez zespół dochodzeniowy prokuratora Muellera Paulowi Manafortowi i Rickowi Gatesowi.

Papadopoulos, prawnik zajmującym się zagadnieniami międzynarodowego rynku energetycznego, złożył fałszywe zeznania Federalnemu Biuru Śledczemu (FBI) krótko po objęciu przez Trumpa 20 stycznia urzędu prezydenta.

W rozmowie z funkcjonariuszami FBI, Papadoupulosa utrzymywał, że spotkał się z niewymienionym z nazwiska "profesorem", który jak powiedział nie odgrywał większej roli w kręgach władzy na Kremlu, podczas gdy doskonale wiedział, że kontakty jego rozmówcy sięgają bardzo wysoko.

Rzecznika Białego Domu Sarah Sanders, podczas konferencji prasowej w poniedziałek, przedstawiła Papadopoulosa jako "wolontariusza, który nie odgrywał znaczącej roli w kampanii wyborczej Donalda Trumpa".

Oświadczenie prezydenckiej rzeczniczki kłóci się z wypowiedzią samego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa, który w wywiadzie dla dziennika "Washington Post" w marcu ubiegłego roku powiedział, że "Papadopoulos jest wspaniałym facetem, ekspertem w dziedzinie energii".

Eksperci prawni wskazują, że Papadopoulos, który został aresztowany w 27 lipca br., do czasu przyznania się do winy 5 października współpracował z zespołem specjalnego prokuratora Roberta Muellera.

>>> Czytaj też: USA: 131 tys. tweetów zamieściły rosyjskie trolle przed wyborami prezydenckimi