Miłość bywa ślepa. Zwłaszcza pierwsza miłość. Jak się ma lat kilkanaście, można się zakochać w każdym. Zwłaszcza jeśli ten ktoś okaże nam odrobinę sympatii. Ale potem się dorasta i rozsądniej lokuje się uczucia. Jednak nasi politycy tego nie potrafią. Co widać na przykładzie kultu Margaret Thatcher i Ronalda Reagana.
ikona lupy />
Rafał Woś / Dziennik Gazeta Prawna
Rządzące (zwłaszcza lokalnie) pokolenie pięćdziesięciolatków pcha na piedestały socjalną oszustkę i agresywnego brutala.
Na przykład w Poznaniu. Radni PO i PiS – w zgodzie wartej lepszej sprawy – forsują zmianę nazwy ulicy Franklina Delano Roosevelta na Ronalda Reagana. FDR podpadł, bo był zbyt miękki wobec Sowietów w Jałcie. A RR? No przecież pokonał Związek Radziecki. Ale to nie koniec. Na liście kandydatek na patronów poznańskich ulic znalazła się także Margaret Thatcher. Uzasadnienie? „Trzeba pamiętać o bohaterach, dzięki którym świat stał się lepszy” – powiedział szef radnych PO w Poznaniu Marek Sternalski. Przeciwko temu pomysłowi protestuje Partia Razem. I słusznie. Ale pieklić powinniśmy się wszyscy.
Reklama
Gdyby sprawa dotyczyła wyłącznie Poznania, to można by machnąć ręką. Ale zjawisko jest bardziej powszechne. Wiosną na wniosek radnych PiS manewr „Reagan za Roosevelta” próbowano zastosować w Łodzi. Na szczęście wniosek przepadł. Z kolei w 2013 r. po śmierci Thatcher radni Gdańska i Gdyni bardzo mocno zapragnęli, by Żelazna Dama dostała swoją ulicę nad Bałtykiem. Pomysł powrócił w ubiegłym roku, gdy na fali rozważań dekomunizacyjnych planowano przemianować ulicę Dąbrowszczaków na Margaret Thatcher. Gdyby się udało, torysowska premier Wielkiej Brytanii miałaby ulicę przylegającą do istniejącego już parku Reagana. Bo 40. prezydent USA jest już w naszych miastach mocno obecny. Ma ronda w Warszawie (mało eksponowane) czy Wrocławiu (dawny pl. Grunwaldzki). Dostał też główny plac w Nowej Huty. Oburzonym mieszkańcom udało się ze starej nazwy zachować tylko człon „plac centralny”.

Cały tekst przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej