Maksyma delficka głosi: „Poznaj siebie”. Można by pomyśleć, że to zbyteczna rada dla największych banków na świecie, bo kierownictwo odpowiedzialne za globalne finanse zadbałoby o to, by mieć pełny obraz ryzyka swojej działalności. Jednak katastrofa sprzed prawie dziesięciu lat pokazała, że menagerowie banków nie są wystarczająco dobrze przygotowani. Nawet teraz nie chcą zainwestować w samoświadomość.

Redaktorzy serwisu Bloomberg piszą, że gdy na rynkach finansowych pojawiły się wstrząsy, bankom brakowało terminowych i wiarygodnych informacji na temat ekspozycji na ryzyko wobec głównych kontrahentów. W rezultacie ani oni, ani organy regulacyjne nie mogli w pełni zrozumieć komplikacji, jakie stwarza bankructwo banku Lehman Brothers, ani stopnia, w jakim system finansowy był powiązany z londyńską placówką amerykańskiego ubezpieczyciela AIG.

Od tego czasu globalni prawodawcy starają się to naprawić. W 2013 r. Bazylejski Komitet ds. Nadzoru Bankowego opublikował zestaw norm: banki o znaczeniu systemowym powinny gromadzić aktualne, kompletne i dokładne dane na temat ekspozycji na ryzyko na poziomie całego przedsiębiorstwa oraz dostarczać zwięzłe raporty kierownictwu i przełożonym.

To tak, jakby powiedzieć pilotowi, żeby miał oko na kontrolki samolotu. Czy naprawdę trzeba stwierdzać takie oczywistości? Wygląda na to, że tak – prawie pięć lat później większość banków nadal nie potrafi tego kontrolować.

Na początku tego roku komitet bazylejski poinformował, że tylko jeden z 33 banków w pełni spełnił powyższe warunki. Oddzielna ankieta McKinsey’a i Instytutu Finansów Międzynarodowych wykazała, że większość z banków ma spore zaległości. Ich słabe punkty to nieprawidłowe wprowadzanie danych i brak danych o wartości buy-in na samym szczycie. Wiele systemów informacyjnych jest niezgodnych, zwłaszcza w instytucjach, które się połączyły. Jednostki tego samego banku mogą mieć różne kody dla tego samego klienta lub współpracować z filiami, których nie rozpoznaje jako część tej samej firmy.

Reklama

Tak wygląda sytuacja w poszczególnych bankach. Dodajmy do tego kwestię regulacyjną polegającą na gromadzeniu i interpretowaniu danych międzynarodowych. Jeśli na przykład duży bank europejski byłby mocno wystawiony na działanie Chin w związku z inwestycjami w innych krajach, jak można to kontrolować? Lata niskich stóp procentowych zachęcały do ryzykownych zachowań na całym świecie, co sprawiło, że skuteczny system wczesnego ostrzegania jest jeszcze bardziej konieczny.

Prawodawcy mają już uprawnienia, których potrzebują do wymuszenia zmian. Mogą na przykład zakazać bankom niespełniającym wymogów wypłaty dywidendy udziałowcom. W skrajnych przypadkach mogą one podzielić instytucje w mniejsze, łatwiejsze do zarządzania podmioty, choć nigdy nie powinno się do tego dążyć. W ostatecznym rozrachunku to nie tylko zapobieganie kryzysom, ale również lepsze zarządzanie danymi przyniesie korzyści samym bankom. Konsolidacja informacji pomogłaby zidentyfikować możliwości i przyspieszyć akcję kredytową.

W tym przypadku cierpliwość nie jest cnotą. Organy regulacyjne nie powinny czekać na następny kryzys, aby ujawnić, jakie ryzyko drzemie w systemie finansowym. Powinny teraz działać, aby zapewnić, że i oni, i banki wiedzą, co się dzieje.

>>> Czytaj też: Wielki "game changer" dla rynków. Chiny otwierają swój system finansowy na zagraniczny kapitał