"Potrzebne są wielkie dzieła historyczne, ale potrzebujemy też autorskiego kina. A także filmów science fiction, animacji dla dzieci i dorosłych. Można na tym zarabiać kolosalne pieniądze". Ze Zbigniewem M. Dowgiałłą rozmawia Magdalena Rigamonti.
Gdzie jest „Smoleńsk”?
O mój obraz pani pyta? Jest tu, w mojej pracowni.
Był w kościele na Bielanach.
Ale już nie jest.
Reklama
Myślałam, że jeździ po Polsce.
Niestety, nie jeździ. Był wystawiany tylko w tym kościele oraz w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w 2012 r. Pamiętam, jak przyjechał autobus z Radia Maryja do kościoła na Bielanach, ludzie zaczęli podchodzić i klękać przed obrazem.
I co pan czuł?
Wzruszenie. Przecież ci ludzie są niekoniecznie zainteresowani sztuką współczesną.
W ogóle nie są.
Tym razem się zainteresowali.
Nie sztuką, tylko tematem.
Myślę, że sztuka miała duży wpływ. Gdyby to było inaczej namalowane, nie miałoby takiego oddziaływania. A przecież namalowałem to w bardzo nowoczesnej konwencji. Jednak nie dostałem propozycji z żadnego poważnego muzeum. Żadne poważne muzeum nie zareagowało też na propozycję pokazania tego obrazu i jeszcze kilku innych, oprócz MSN w Warszawie.
Dlaczego?
W poważnych muzeach i galeriach rządzą lewacy.
I to jest powód?
Tak. I to są ci sami lewacy, którzy byli wcześniej. Rządzą od lat. Zostali wybrani w układach, które panowały przez lata, i się zasiedzieli na tych stanowiskach.
>>> Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP.