Turnbull powiedział dziennikarzom w Canberze, że światowe mocarstwa podejmują "bezprecedensowe i coraz bardziej wyszukane próby wpływania na proces polityczny" w Australii i na świecie. Wspomniał przy tym o "niepokojących doniesieniach o wpływach Chin".

Jak wyjaśnia agencja Reutera, Australia jest wśród około jednej trzeciej państw świata, które pozwalają na płynące z zagranicy dotacje dla ugrupowań politycznych. Takie subwencje zakazane są m.in. w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i kilku innych krajach europejskich.

Według zapowiedzi Turnbulla nowe australijskie przepisy, częściowo oparte na amerykańskiej ustawie "O rejestracji przedstawicieli obcych rządów" (Foreign Agents Registration Act - FARA), mają też kwalifikować zagraniczne ingerencje jako przestępstwo i wymagać rejestracji lobbystów pracujących dla innych państw.

Jeśli prawo zostanie przyjęte przez parlament, uniemożliwi ono udzielanie zagranicznych dotacji partiom i jakimkolwiek grupom politycznym, które w ciągu poprzednich czterech lat wydały na kampanie ponad 100 tys. dolarów australijskich (ok. 76 tys. USD). Reuters zauważa, że może to dotyczyć także m.in. organizacji działających na rzecz środowiska.

Reklama

W reakcji rzecznik chińskiego MSZ Geng Shuang oświadczył, że ChRL nie ma zamiaru ingerować w wewnętrzne sprawy Australii czy wykorzystywać finansowania politycznego, aby wpływać na australijską politykę. "Jednocześnie chcemy ponownie zarekomendować Australii, by powstrzymała swoje uprzedzenia i by zajęła obiektywne i pozytywne stanowisko podczas oceniania Chin" i relacji dwustronnych.

Reuters zauważa, że zapowiedź premiera Australii zbiega się z rosnącymi niepokojami dotyczącymi rozszerzania się wpływów Chin.

W czerwcu australijskie media donosiły o zorganizowanej przez Chiny kampanii "infiltracji" australijskiej polityki w celu promocji własnych interesów. Chiny jednak odpierają te zarzuty; tamtejsze MSZ nazwało je "całkowicie bezpodstawnymi i nieodpowiedzialnymi".

"Ja i moi koledzy traktujemy te doniesienia bardzo poważnie" - ocenił z kolei premier Turnbull. Zastrzegł jednak, że nowe przepisy "nie będą dotyczyć tylko jednego kraju". "Zagraniczne ingerencje to problem globalny" - dodał szef rządu Australii, podając przykład rosyjskich prób wpływania na wybory w USA.

>>> Czytaj też: Niesolidny jak Niemiec. Upada mit germańskiej odpowiedzialności