Kolejny raz prezydent Stanów Zjednoczonych przedstawia swoją inicjatywę jako przełom w stosunku do poprzednich administracji "twierdząc, że uznanie Jerozolimy otworzy nowe perspektywy dla pokoju" - wskazuje dziennik. Zwraca jednocześnie uwagę, że amerykański prezydent "jest odosobniony" w tej decyzji.

Dziennik "Corriere della Sera" jest przekonany o przełomowym czy wręcz "epokowym charakterze" ruchu amerykańskiego przywódcy i przypomina, że "od wojny w 1967 roku, kiedy siły izraelskie zajęły całą wschodnią część Jerozolimy, a potem dokonały jej aneksji, ONZ i polityka międzynarodowa zdecydowały się nie uznawać tego miasta za +zjednoczoną stolicę+ państwa żydowskiego".

Sytuację jeszcze bardziej skomplikowała tzw. pierwsza intifada w 1987 roku, a podczas pokojowych rokowań w Oslo w latach 1992-1993 "świadomie postanowiono kwestię Jerozolimy podjąć w późniejszym terminie" - dodaje gazeta.

Zastrzega jednocześnie, że "przemówienie Trumpa nie oznacza automatycznego uznania statusu, narzuconego przez wojnę sześciodniową".

Reklama

"Prezydent USA dodał bowiem, że negocjatorzy obu zainteresowanych stron wyznaczą potem granice swoich państw, nie wykluczając w zasadzie możliwości, że i Palestyńczycy mogliby mieć swoją stolicę we wschodnich dzielnicach miasta" - dodaje "Corriere della Sera".

"Spektakularna fala krytyki ze strony wspólnoty międzynarodowej, obok wściekłej reakcji świata islamskiego, świadczy o powadze chwili" - podkreśla gazeta. "Powszechne jest przekonanie, że jakiekolwiek międzynarodowe uznanie statusu miasta powinno zostać poprzedzone przez porozumienie pokojowe" - podsumowuje mediolański dziennik. (PAP)