Liberalnemu elektoratowi najbardziej brakuje wspólnoty. On też w coś wierzy, nie jest gorszy, choć zewsząd to słyszy, i chciałby być doceniony. Cierpi jednak, bo nikt mu tego nie mówi.
Z jednej strony wartka, pociągająca opowieść o bezkompromisowym narodzie, odbudowaniu Polski z ruin i wstawaniu z kolan, z drugiej nudny wykład o paragrafach, liczbach i stosunkach międzynarodowych. Cóż się dziwić, że opozycja w narożniku. Takie mamy czasy, taki klimat, taką politykę: wygrywa ten, kto potrafi wyborców uwieść i oczarować. Póki opozycja nie stanie w szranki w tej samej konkurencji i nie opowie nowej historii o tym, jak ma być, a nie jak było lub jest, póty będzie statystą w tej grze. Liberalni wyborcy też potrzebują wspólnoty.
Dziwna ta nasza wojna. Niby okładamy się słowami jak pałkami, przepychamy na ulicach, z mozołem kopiemy rów głębszy niż Kanion Kolorado, a tak naprawdę gra toczy się na różnych boiskach. Prawo i Sprawiedliwość dzieli i rządzi, słupki rosną, moc truchleje. Wyborcy zmienili się w wyznawców i spijają każde słowo z ust przywódców. Trzeba wymienić ukochaną Beatę Szydło na bankowca Morawieckiego? Trudno, szef widocznie ma plan. Trzeba podpierać się prokuratorem stanu wojennego w batalii o wymiar sprawiedliwości? Oczywiście, prezes na pewno to przemyślał. Opozycja rwie włosy z głowy, przekonując, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości do reszty zgłupieli i dali się omamić propagandzie, ale prawda jest bardziej skomplikowana: oni wierzą. A z wiarą, zwłaszcza głęboką i szczerą, trudno wygrać. Obraża się więc opozycja na rzeczywistość, bo przecież ona ma argumenty, potrafi dowieść i zaprezentować, więc jeśli ktoś tego nie widzi, to z nim jest źle, nie z nią.
A przecież jest zupełnie odwrotnie. W polityce pola konfliktów nie są określone z góry i dane raz na zawsze, w polityce nie tylko zasady, ale nawet szachownice można zmieniać i przestawiać do innego pokoju. Albo gra się, jak przeciwnik pozwala, albo ustala własne reguły, a nawet własną grę. I to się właśnie nam przydarzyło: nie na argumenty idzie dziś walka, a na emocje. Co ważniejsze, liberalni wyborcy, do których opozycja się odwołuje, też przyjęli to do wiadomości. Ci bardziej zniecierpliwieni zerkają kątem oka na przeciwników, bo choć ci nie z ich bajki, to opowiadają ciekawie, ale reszta zniecierpliwiona czeka. Na nową opowieść.
Reklama
>>> Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP.