Komisja Europejska zdecydowała w środę o uruchomieniu art. 7.1 traktatu unijnego wobec Polski - poinformował wiceszef KE Frans Timmermans. Dodał, że KE daje Warszawie trzy miesiące na wprowadzenie rekomendacji dotyczących praworządności. Komisja oświadczyła również, że podjęła decyzję o skierowaniu sprawy przeciwko Polsce do Trybunału Sprawiedliwości UE w związku z ustawą o sądach powszechnych.

Odnosząc się do ogłoszonych przez Komisję decyzji w rozmowie z PAP Legutko stwierdził, że nie są one zaskoczeniem, ponieważ KE działa wobec Polski "bardzo ostro od samego początku i nie zależy jej na żadnym kompromisie". Zamiast tego - zdaniem eurodeputowanego - dąży ona do "upokorzenia polskiego rządu i nic innego poza całkowitą kapitulacją jej nie interesuje".

Wskazuje to - jak dodał - że w tym przypadku KE "nie chodzi o konkretną reformę, tylko o walkę z polskim rządem, który jest uznany za obce ciało w UE".

"Mamy tu więc do czynienia z kolejnym pokazem arogancji Komisji wobec Polski" - ocenił Legutko. "Polska nie jest ciałem poddanym KE, w konstytucji polskiej Komisja nie pojawia się jako ciało nadrzędne, które może decydować i które mówi parlamentowi, co mu wolno przegłosować, a czego nie wolno przegłosować; na podobne rekomendacje Komisja nigdy by się zresztą nie ośmieliła w stosunku do innych krajów, tych silniejszych, z części zachodniej" - przekonywał.

Reklama

Polityk zarzucił też Komisji, że nigdy nie zainteresowała się "krytycznym stanem rzeczy w polskim sądownictwie", na który reakcją była zainicjowana przez polską większość parlamentarną reforma. "Można odnieść wrażenie, że według KE stan polskiego sądownictwa był kwitnący i bez zarzutu, tylko pojawił się rząd PiS, żeby to wszystko zniszczyć, co jest jawnie stronniczym stanowiskiem" - dodał.

W ocenie Legutki wobec stanowiska przyjętego przez Komisję Polska może albo skapitulować i zostawić sądownictwo "w takim kiepskim stanie, w jakim jest", albo walczyć o uzdrowienie tego systemu. Zaznaczył jednocześnie, że skład KE się zmienia i "przecież za jakiś czas będą nowe wybory i będzie nowa Komisja".

Pytany, czy efektem decyzji KE może być bardziej eurosceptyczny kurs polskiego rządu, eurodeputowany zapewnił, że "rząd polski, tak jak zresztą wszystkie rządy i ogromna część społeczeństwa polskiego, jest nastawiony przychylnie do UE". "Raczej jest to chęć zepchnięcia polskiego rządu na takie pozycje, takiego ostrego konfliktu; jednak polski rząd wypowiada się wciąż raczej pojednawczo wobec Unii" - dodał, powołując się m.in. na "bardzo spokojne w tonie i bardzo rzeczowe" odpowiedzi Polski na opinie KE ws. praworządności.

"My tutaj czujemy się raczej stroną zaatakowaną, a nie atakującą" - podkreślił.

Legutko ocenił zarazem, że do decyzji podjętej przez Komisję "trzeba podchodzić bardzo spokojnie". "To znaczy w dalszym ciągu starać się przedstawiać rzeczowe argumenty, a także prowadzić intensywną akcję polityczną i wyjaśniającą, informacyjną, dyplomatyczną, żeby zjednać sobie w UE możliwie wielu zwolenników, a także wskazać na przekraczanie przez Komisję i przez inne instytucje unijne ustaleń traktatowych" - zaznaczył.

Pytany, o to, na ile można się obawiać podjęcia przez instytucje europejskie kolejnych kroków na drodze do wprowadzenia sankcji wobec Polski, polityk PiS stwierdził, że droga do nich "jest długa i pewnie do końca tej drogi nie dojdziemy". "Natomiast trzeba się liczyć z ciągłym nękaniem Polski, to będzie polityka nękania" - podkreślił.

Na uwagę, iż jednym z najbliższych kroków w uruchomionej przez KE jest wyrażenie stanowiska przez PE, przyznał, że w tym przypadku nie jest optymistą. "Parlament jest zdominowany od wielu lat, wielu kadencji, przez jedną koalicję polityczną i ta koalicja polityczna narzuca swoje poglądy; rozumiem także, że nasza opozycja wewnętrzna będzie tam bardzo aktywna, żeby to stanowisko nie wypadło dla nas korzystnie" - mówił Legutko.

"Natomiast oczywiście będziemy się starali współdziałać i wszystkie merytoryczne wątpliwości wyjaśniać" - dodał. (PAP)

autor: Marceli Sommer