Niemcy grają na czas w sprawie nowych unijnych przepisów, które mają dotyczyć Nord Stream 2; liczą na to, że wejdą one w życie na tyle późno, że nie obejmą podmorskich części gazociągu – poinformowało PAP źródło dyplomatyczne w Brukseli.

Chodzi o przedstawioną w listopadzie przez Komisję Europejską propozycję nowelizacji unijnej dyrektywy gazowej, która ma jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terenie UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Inicjatywa ta mogłaby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2. KE liczy na to, że zmiany przepisów zostaną szybko przyjęte przez kraje unijne.

Rozmowy na temat nowych przepisów toczą się obecnie w Brukseli na poziomie grup roboczych, w których uczestniczą przedstawiciele państw Wspólnoty.

"W sprawie tych przepisów wśród krajów członkowskich praktycznie nie ma kontrowersji. Niemcy podnoszą, że potrzebne są dodatkowe analizy prawne, podnoszą temat wpływu nowych przepisów na Brexit. Ze strony Komisji Europejskiej nie ma jednak wątpliwości prawnych, podobnie jak ze strony praktycznie wszystkich krajów. Również prezydencja UE nie widzi potrzeby dodatkowych analiz prawnych” – powiedział PAP unijny dyplomata.

Z informacji uzyskanych przez PAP wynika, że na spotkaniach w Brukseli Niemcy zgłaszały wątpliwości dotyczące tego projektu, wskazując na możliwą niezgodność proponowanych przepisów z prawem międzynarodowym czy prawem morza.

Reklama

Zdaniem dyplomaty, otwartym pytaniem pozostaje, jak w tej sprawie prace będzie prowadzić Bułgaria, która od stycznia przejmuje prezydencję UE po Estonii. „Prezydencja estońska uważa, że prace nad nowelizacją dyrektywy mogą toczyć się szybko. Jednak od Nowego Roku zostanie zastąpiona przez Bułgarię. Pytanie, w jaki sposób Bułgaria ustosunkuje się do wątpliwości prawnych podnoszonych przez Niemców. Czy zleci dodatkowe analizy, czy też będzie chciała przyspieszyć prace legislacyjne?” – dodał dyplomata.

Teoretycznie, gdyby kraje członkowskie nie znalazły konsensusu na spotkaniach roboczych w Brukseli, na których obecnie toczą się rozmowy w sprawie nowelizacji dyrektywy, w Radzie UE mogłoby się odbyć głosowanie w tej sprawie. „Moim zdaniem w takiej sytuacji Niemcy nie znaleźliby mniejszości blokującej dla zatrzymania wejścia w życie nowych przepisów. To oczywiście gdybanie. Nie wiadomo, czy dojdzie do głosowania, czy też rozmowy będą się przeciągać” – dodał unijny dyplomata. Mniejszość blokującą w Radzie UE muszą stanowić co najmniej cztery kraje reprezentujące ponad 35 proc. ludności UE.

Jego zdaniem, gdyby nie udało się znaleźć kompromisu do końca bułgarskiej prezydencji, czyli do końca czerwca 2018 roku, to może być trudno objąć nowymi przepisami projekt gazociągu Nord Stream 2, bo proces legislacyjny w UE jest długi. Dlatego – w jego opinii – Niemcy w tej sprawie grają na czas. Budowa Nord Stream 2, według autorów projektu, ma się natomiast zakończyć w 2019 roku.

Jest jednak czynnik, który może spowodować, że budowa gazociągu z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku zostanie opóźniona. To duńskie przepisy prawne, przyjęte niedawno przez parlament tego kraju.

W Danii uchwalono pod koniec listopada ustawę, dopuszczającą możliwość zablokowania planowanego przebiegu rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2 przez wody terytorialne tego kraju. Ustawa zezwala rządowi na odrzucanie projektów rurociągów ze względu na zastrzeżenia dotyczące bezpieczeństwa lub polityki zagranicznej. Wcześniej takie argumenty nie mogły być uzasadnieniem negatywnych decyzji w sprawie przebiegu rurociągów przez wody terytorialne.

„Duńczycy zapowiadają, że w kwietniu przyszłego roku mogą wydać zgodę na budowę Nord Stream 2, lub nie. Jeśli zgody nie będzie, to Rosjanie będą musieli zmienić trasę gazociągu tak, żeby nie przecinała duńskich wód terytorialnych. To zabierze czas i pieniądze, z czego zadowolone byłyby kraje, które są przeciwne budowie gazociągu” – informuje dyplomata.

To zdanie podziela Katja Yafimava, ekspertka Oxford Institute for Energy Studies. Jak mówi, jeśli Dania zablokowałaby Nord Stream 2 na swoich wodach terytorialnych z przyczyn związanych z polityką zagraniczną czy bezpieczeństwem, gazociąg musiałby wówczas zostać poprowadzony poza duńskimi wodami terytorialnymi.

"To mogłoby oznaczać, że układanie rur może się nie rozpocząć w drugim kwartale 2018 roku zgodnie z planem, ale później, w efekcie czego budowa Nord Stream 2 może się opóźnić o około rok" - powiedziała PAP.

Inicjatywa KE w sprawie zmiany dyrektywy gazowej to pokłosie różnych ekspertyz prawnych, które w zależności od tego, przez kogo były przygotowywane, różniły się co do tego, czy morska część gazociągu Nord Stream 2 powinna być objęta restrykcjami trzeciego pakietu energetycznego. KE chciała negocjować z Rosją stosowanie takich zapisanych w prawie UE zasad, jak dostęp stron trzecich do gazociągu, regulacja taryf, rozdział właścicielski i transparentność, ale państwom członkowskim nie udało się ustalić mandatu w tej sprawie m.in. z powodu sprzeciwu Niemiec.

Nowelizacja dyrektywy gazowej z 2009 roku ma zapewnić, że wszystkie główne gazociągi wchodzące na terytorium UE będą działały zgodnie z regułami unijnymi.

System przesyłowy gazu w UE reguluje trzeci pakiet energetyczny, który mówi m.in. o tym, że sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie może być ten sam podmiot. Zgodnie z unijnymi przepisami, do takiego gazociągu muszą mieć dostęp inne przedsiębiorstwa. Oznacza to, że rosyjski Gazprom musiałby pozwolić, aby z Nord Stream 2 korzystały również inne firmy zainteresowane przesyłem. Gdyby projekt Nord Stream 2 został podporządkowany tym przepisom, inwestycja mogłaby stać się dla Gazpromu mniej opłacalna.

Nord Stream 2 to projekt liczącej 1200 km dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Moc przesyłowa to 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 roku, gdyż po tym roku Rosja zamierza zaprzestać przesyłania gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy.

Rząd Niemiec wspiera Nord Stream 2, utrzymując, że projekt ten ma charakter biznesowy, a nie polityczny. W finansowaniu przedsięwzięcia uczestniczą niemieckie koncerny Uniper i Wintershall oraz francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell.

Z Brukseli Łukasz Osiński

>>> Polecamy: Polski miks energetyczny trzeba zmiksować na nowo